Kiedy przeprowadziłam się w okolice stajni, od razu się do niej zapisałam. Słyszałam różne opinie o Stajni Nimfy i postanowiłam spróbować. Od razu poszłam do stajni, gdzie oglądałam różne konie. Nagle zauważyłam brązowo-białą klacz, która nie mogła ustać w miejscu. Zerknęłam na tabliczkę z imieniem na jej boksie. "American Dream". Poszłam do siodlarni a stamtąd wyjęłam jej komplet oraz skrzynkę z jej imieniem. Znajdowały się tam szczotki. Wzięłam też jej kantar i jakiś uwiąz. Założyłam klaczy kantar i podpięłam do niego uwiąz. Wyprowadziłam klacz z boksu i zaczęłam czyścić ją w stajni. Był mały problem, bo cały czas chciała ugryźć szczotkę, później zgrzebło a na koniec nie chciała dać nogi, by wyczyścić jej kopyta. Ale jakoś poszło. Założyłam klaczy ogłowie i czaprak, później siodło. Zapięłam jej jeszcze napierśnik i pogłaskałam ją po pysku. Nigdy nie widziałam tak pięknego konia. Był to pierwszy koń tej rasy, z jakim miałam styczność. Wyprowadziłam klacz ze stajni i wsiadłam na nią. Miałam zamiar pojechać z nią w teren, żeby trochę poskakała. Popędziłam ją do kłusa. Zaczęła strasznie wybijać. Cały czas lekko ciągnęłam wodzę, dochodziło też do nieczęstego szarpnięcia. Klacz nie chciała współpracować. Gdy znalazłyśmy się na jakiejś łące z wielkimi kamieniami, obalonymi drzewami, rzeczkami, to się zatrzymałyśmy. Idealnie. Popędziłam klacz do wyciągniętego galopu. Już chciała cwałować. Jeszcze chwilę podtrzymałam ją w wyciągniętym galopie, po czym pozwoliłam jej rozpędzić się do cwału. Klacz tylko czekała na sygnał, po czym rozpędziła się tak, że fala zimnego powietrza uderzyła mnie w twarz. Cały czas uśmiechałam się, gdy tak biegła. W końcu przeskoczyła wysokie dosyć, obalone drzewo. Potem skoczyła przez rzeczkę. Poskakałyśmy jeszcze przez kamienie. Zwolniłam klacz do kłusa i poklepałam ją po szyi.
- Ładnie, dziewczyno, ładnie! - pochwaliłam klacz głaszcząc ją cały czas.
Nawet nie zauważyłam, że te skoki zajęły nam z dobrą godzinkę.
- Zmęczona? - sapnęłam.
Klacz nie dawała żadnych oznak zmęczenia. Galopem podjechałyśmy pod stajnię. Zsiadłam z American Dream i zaczęłam prowadzić ją do jej boksu. Zaczęłam ją rozbierać i czyścić. Gdy była już rozebrana i wyczyszczona, zaniosłam wszystkie jej rzeczy do siodlarni, by przynieść uwiąz i kantar. Założyłam jej go i podpięłam uwiąz. Poprowadziłam ją przed siodlarnię i wyciągnęłam koc oraz derkę. Przykryłam ją kocem, a potem założyłam jej derkę. Na początku stawiała opór, ale dała się opatulić ciepłem. Wprowadziłam ją z powrotem do boksu, by odpiąć uwiąz i zacząć głaskać ją i się do niej przytulać. Ama była serio pięknym i utalentowanym koniem, ale była trudna. Nie chciałam jednak, by to się zmieniło. Może pokazuje, że ona chce rządzić, ale przy odpowiedniej ręce jest w stanie współpracować. I to właśnie mi się w niej podobało. Wyciągnęłam z kieszeni bluzy marchew i jabłko, po czym podałam klaczy. Dostała jeszcze trochę wody w pokojowej temperaturze i znów zaczęłam ją głaskać.
- Ładny koń. Serio, jesteś niesamowita! - uśmiechnęłam się do konia.
W końcu wyszłam z boksu i się z nią pożegnałam, po czym poszłam do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz