Przyjechałem do stajni zaraz po treningu dla piesków. Wenus i Jowisz umieli już siadać na komendę, ale Zeus nadal tego nie potrafił. Poszedłem do stajni. Dziś dla odmiany zaczepiłem Kamilę.
-Cześć.
-Hej-odrzekłem.
-Czy jest coś w czym mógłbym pomóc? -spytałem.
-Oczywiście-odparła-trzeba: wyczyścić siodła i ogłowia,
wyprowadzić konie na pastwisko,
zamieść stajnię,
posprzątać boksy,
nakarmić wierzchowce
nie licząc tego należy jeszcze...
-Dobra starczy-przerwałem jej.
Kamila zareagowała ze śmiechem.
-No to co wybierasz?-spytała.
-Zastanowię się -odparłem i wziąłem się do pracy.
Najpierw poszedłem do siodlarni. Praca poszła mi dosyć szybko tylko, że ogłowia wyglądały dosyć dziwnie. Nie wiedziałem co zrobiłem źle, więc rozmontowałem je na części pierwsze. Poprosiłem Samantę o pomoc. Gdy ona składała ogłowia ja poszedłem wyprowadzać konie. Zostałem kilkukrotnie podeptany, bo Nirvana czuła wielką chęć żeby mi się wyrwać i nadeptywała mi na stopy. Później raz dwa zamiotłem stajnię. Sprzątanałem pospiesznie boksy. Znowu było pełno siana więc zamiotłem kolejny raz. Nakarmiłem konie. Pechowo wypuściłem z rąk wiaderko i część wywołała się na podłogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz