PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Ach, wreszcie wsiadłem na Aranta! Gnał przeskakując dziko przeszkody, jak on to zawsze robi... Pan Hugh wcześniej na nim jeździł, więc trochę konia już zdążył zmęczyć. Skacząc przez najwyższą z przeszkód coś przykuło moją uwagę. Zobaczyłem w oddali dziewczynę, miała brązowe włosy, więc pomyślałem, że to Kamila. Zaraz jednak zauważyłem, że była wyższa od Kamili, którą znałem tylko z widzenia, ale często się widzimy. Poza tym jakby to była ona, to pewnie byłaby w stajni, albo na ujeżdżalni. Kiedy była już blisko zatrzymałem ostrożnie konia, ten próbował się wyrwać, ale miałem do niego mocną rękę.
- Nowa?
Zapytałem nieznajomej jeszcze dziewczynie.
- Owszem jestem Julia. - podała mi rękę - Pokazałbyś mi, gdzie jest tutaj budynek główny? Muszę pogadać z właścicielką.
Powiedziała na koniec. Zsiadłem pospiesznie z konia.
- Tak, oczywiście. Tak w ogóle, to ja jestem Max.
Weszliśmy do starszej stajni. Schowałem szybko Aranta de Fonse do jego boksu i udaliśmy się do Rosal, która stała obok boksu Nimfy.
- Rosal, to jest Julia. Julia - Rosal. Chciała z tobą porozmawiać.
Uśmiechnąłem się i odsunąłem dwa kroki. Pogłaskałem po chrapach Firsbby. Dziewczyny skończyły rozmawiać i Julia podeszła do mnie.
- Może chciałabyś pojechać w teren? Właśnie miałem jechać, ale samemu będzie nudno.
Zaproponowałem.
- Ale...nie wiem jeszcze na jakim koniu.
- Ja w tereny jeździłem tylko na Arancie, Okarynie i Rose. Tylko te konie jak na razie mogę polecić do terenów, na innych w terenie jeszcze nie byłem.
<Julia?>
środa, 30 grudnia 2015
Od Rosal
WIŚNIOWY ZAPACH
Rozejrzałam się. Było idealnie.
-Tak, jest bardzo ładnie- westchnęłam zaciągając się świeżym powietrzem.
-To mało powiedziane- uśmiechnęła się i jej wzrok powrócił gdzieś w pole.
-Na co patrzysz?
-Widzisz tam- wskazała pole.
-Nie -parsknęłam śmiechem.
-To kup okulary- westchnęła z oddając uśmiech.
-No dobra- udałam minę zbitego szczeniaczka.
-Szarak tam jest.
-No w końcu- przewróciłam oczami i zaraz wypatrywałam zwierzęcia.- W sumie to okulary by mi się przydały -parsknęłam i zatrzymałam Nissy. Chciałam wypatrzeć zająca!
-Już go tam nie ma -pokazała zęby Sam.
-Ciekawe czy w ogóle był- zmarszczyłam czoło.
-Uwierz- Samanta ruszyła kłusem, zgrabnie wysiadując.
Za moment podążałam za nią. Zaczęłam anglezować a ona zaraz do mnie dołączyła.
-Mówiłam ci kiedyś jak kocham, gdy przy kłusie grzywa konia ociera mi się o dłonie? -wyszczerzyłam się a ona przekręciła głowę w moją stronę.
-A ja mówiłam ci jak okropnie wyglądasz w toczku? -wybuchnęła śmiechem.
-Ja chociaż mam w domu lustro i zdaje sobie z tego sprawę, nie to co ty- oddałam dogryzienie.
-Dobra, dobra.. rozumiem, że twoje ego ucierpiało -pokazała zęby.
-Uff.. na szczęście nie tak jak twoje -otarłam teatralnie czoło.
Zaśmiała się głośno.
-Gdzie się kierujemy? -zmieniła temat.
Kochała mi dogryzać. W sumie to nie wiem komu nie lubiła? Przez całą naszą przyjaźń, jednak nauczyłam się jej oddawać lub ignorować. Chociaż ja też czasem nie jesteś święta.. obu nam pasują takie zaczepki.
-Ja poprowadzę - dodałam łydki i ruszyłam szybszym kłusem.
-Zakład, że na klif- mruknęła Sam i dołączyła tempo do mojego.
-O co idziesz?- zaśmiałam się.
-No teraz to już na pewno nie pojedziesz -parsknęła śmiechem.
-Ochh Sam.
Weszłyśmy w zakręt i z naprzeciwka kontem oka zobaczyłam pędzący samochód. Sam jechała środkiem a ja poboczem, obok niej. Zrobiłam duże oczy i pociągnęłam wodzę a Nissy wpadła mocno popychając Maszę na bok po czym zwolniłam szybko dębując i zakręciłam na bok w ostatniej chwili, ledwo ocierając się o bmw.
-Sam! Nic ci nie jest! -popatrzyłam na Samantę, która siedziała sztywno na Maszy.
<Samanta??>
Rozejrzałam się. Było idealnie.
-Tak, jest bardzo ładnie- westchnęłam zaciągając się świeżym powietrzem.
-To mało powiedziane- uśmiechnęła się i jej wzrok powrócił gdzieś w pole.
-Na co patrzysz?
-Widzisz tam- wskazała pole.
-Nie -parsknęłam śmiechem.
-To kup okulary- westchnęła z oddając uśmiech.
-No dobra- udałam minę zbitego szczeniaczka.
-Szarak tam jest.
-No w końcu- przewróciłam oczami i zaraz wypatrywałam zwierzęcia.- W sumie to okulary by mi się przydały -parsknęłam i zatrzymałam Nissy. Chciałam wypatrzeć zająca!
-Już go tam nie ma -pokazała zęby Sam.
-Ciekawe czy w ogóle był- zmarszczyłam czoło.
-Uwierz- Samanta ruszyła kłusem, zgrabnie wysiadując.
Za moment podążałam za nią. Zaczęłam anglezować a ona zaraz do mnie dołączyła.
-Mówiłam ci kiedyś jak kocham, gdy przy kłusie grzywa konia ociera mi się o dłonie? -wyszczerzyłam się a ona przekręciła głowę w moją stronę.
-A ja mówiłam ci jak okropnie wyglądasz w toczku? -wybuchnęła śmiechem.
-Ja chociaż mam w domu lustro i zdaje sobie z tego sprawę, nie to co ty- oddałam dogryzienie.
-Dobra, dobra.. rozumiem, że twoje ego ucierpiało -pokazała zęby.
-Uff.. na szczęście nie tak jak twoje -otarłam teatralnie czoło.
Zaśmiała się głośno.
-Gdzie się kierujemy? -zmieniła temat.
Kochała mi dogryzać. W sumie to nie wiem komu nie lubiła? Przez całą naszą przyjaźń, jednak nauczyłam się jej oddawać lub ignorować. Chociaż ja też czasem nie jesteś święta.. obu nam pasują takie zaczepki.
-Ja poprowadzę - dodałam łydki i ruszyłam szybszym kłusem.
-Zakład, że na klif- mruknęła Sam i dołączyła tempo do mojego.
-O co idziesz?- zaśmiałam się.
-No teraz to już na pewno nie pojedziesz -parsknęła śmiechem.
-Ochh Sam.
Weszłyśmy w zakręt i z naprzeciwka kontem oka zobaczyłam pędzący samochód. Sam jechała środkiem a ja poboczem, obok niej. Zrobiłam duże oczy i pociągnęłam wodzę a Nissy wpadła mocno popychając Maszę na bok po czym zwolniłam szybko dębując i zakręciłam na bok w ostatniej chwili, ledwo ocierając się o bmw.
-Sam! Nic ci nie jest! -popatrzyłam na Samantę, która siedziała sztywno na Maszy.
<Samanta??>
Od Max'a
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Podszedłem do budynku, który był szkołą Sam. Usłyszałem chichoty i szepty, a wśród nich Samantę patrzącą na mnie bezradnie. Chrząknąłem tylko i złapałem Samantę za rękę wyciągając ją z tłumu. Potem puściłem i szliśmy w milczeniu. Towarzystwo też umilkło. Pewnie zastanawiali się, kim ja w ogóle jestem i pewnie odpowiedzieli sobie na pytanie, co tu robię, a raczej robiłem.
- Do stajni?
Spytałem cicho. Dziewczyna tylko zaprzeczyła głową.
- Do domu.
Szepnęła i przyspieszyła kroku słysząc za sobą kolejne kpiny. Przysłuchiwałem się im, dużo było o mnie, ale zastanawiało mnie, co oni mają do jej wyglądu. Włosy farbuje co druga dziewczyna, a kolczyk jest bardzo oryginalny. Podprowadziłem ją pod jej dom, a sam musiałem iść.
- Gdzie idziesz?
Zapytała otwierając dom.
- Najpierw do ortopedy, potem do stajni, jeszcze potem do domu.
Odpowiedziałem.
***
Wizyta u lekarza nie trwała długo. Małe badanie, bandaże do kosza i oddałem kulę sklepu rehabilitacyjnemu. Potem mogłem wreszcie szczęśliwy iść, ach, biec do stajni! Na początek chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko jest dobrze z moją nogą na jakimś koniu dla początkujących. Wziąłem Maszę, którą Rosal właśnie chciała rozsiodływać.
- Czekaj, chcę na niej pojeździć.
Z uśmiechem wyrytym na twarzy już chyba do końca tygodnia przejąłem konia i niepewnie ruszyłem. Uf, na razie jest ok. Rozstępowałem ją małe kółeczko, choć było to zbędne, bo przed chwilą jeździła, zacząłem kłusować. Nadal nic mnie nie bolało. Po kilku krokach przeszedłem w galop. Aż krzyknąłem, kiedy pierwszy raz od dwóch tygodni nie bolała mnie ta noga. Z rozpędu kicnąłem coś jeszcze i kończyłem jazdę.
<Sam? Dokończ, jak chcesz.>
Podszedłem do budynku, który był szkołą Sam. Usłyszałem chichoty i szepty, a wśród nich Samantę patrzącą na mnie bezradnie. Chrząknąłem tylko i złapałem Samantę za rękę wyciągając ją z tłumu. Potem puściłem i szliśmy w milczeniu. Towarzystwo też umilkło. Pewnie zastanawiali się, kim ja w ogóle jestem i pewnie odpowiedzieli sobie na pytanie, co tu robię, a raczej robiłem.
- Do stajni?
Spytałem cicho. Dziewczyna tylko zaprzeczyła głową.
- Do domu.
Szepnęła i przyspieszyła kroku słysząc za sobą kolejne kpiny. Przysłuchiwałem się im, dużo było o mnie, ale zastanawiało mnie, co oni mają do jej wyglądu. Włosy farbuje co druga dziewczyna, a kolczyk jest bardzo oryginalny. Podprowadziłem ją pod jej dom, a sam musiałem iść.
- Gdzie idziesz?
Zapytała otwierając dom.
- Najpierw do ortopedy, potem do stajni, jeszcze potem do domu.
Odpowiedziałem.
***
Wizyta u lekarza nie trwała długo. Małe badanie, bandaże do kosza i oddałem kulę sklepu rehabilitacyjnemu. Potem mogłem wreszcie szczęśliwy iść, ach, biec do stajni! Na początek chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko jest dobrze z moją nogą na jakimś koniu dla początkujących. Wziąłem Maszę, którą Rosal właśnie chciała rozsiodływać.
- Czekaj, chcę na niej pojeździć.
Z uśmiechem wyrytym na twarzy już chyba do końca tygodnia przejąłem konia i niepewnie ruszyłem. Uf, na razie jest ok. Rozstępowałem ją małe kółeczko, choć było to zbędne, bo przed chwilą jeździła, zacząłem kłusować. Nadal nic mnie nie bolało. Po kilku krokach przeszedłem w galop. Aż krzyknąłem, kiedy pierwszy raz od dwóch tygodni nie bolała mnie ta noga. Z rozpędu kicnąłem coś jeszcze i kończyłem jazdę.
<Sam? Dokończ, jak chcesz.>
wtorek, 29 grudnia 2015
Od Julii
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Droga polna była dość wyboista. Okolica była pozbawiona życia, zapewne przez dziwną pogodę, jak na tą porę roku. Gołe drzewa niejednego mogły przyprawić o dreszcze, a w porównaniu z szarym niebem wyglądało to jeszcze okropniej. Mi jednak odpowiadał taki krajobraz. Wszędzie totalna cisza. Tylko wiatr muskający moje policzki i otaczające mnie odcienie szarości. Wtedy zza zakrętu moim oczom ukazały się pastwiska, stajnie... dotarłam na miejsce. Poprawiłam torbę na moim ramieniu i nieco przyspieszyłam. Teren był duży, w niczym nie przypominał mojej starej stajni, w której nauczyłam się na prawdę dużo. Usłyszałam stukot kopyt na piasku w rytmie mocnego galopu. Skierowałam wzrok w stronę padoku, na którym właśnie jakiś chłopak trenował skoki. Zauważając mnie, zwolnił do stępa i podjechał pod ogrodzenie.
- Nowa? - Przyglądał mi się uważnie przez dłuższą chwilę.
- Owszem. Jestem Julia. - Podałam mu rękę. - Pokazałbyś mi, gdzie jest tutaj budynek główny? Muszę pogadać z właścicielką. - Dodałam, przyglądając się koniowi.
Jakiś chłopak?
Droga polna była dość wyboista. Okolica była pozbawiona życia, zapewne przez dziwną pogodę, jak na tą porę roku. Gołe drzewa niejednego mogły przyprawić o dreszcze, a w porównaniu z szarym niebem wyglądało to jeszcze okropniej. Mi jednak odpowiadał taki krajobraz. Wszędzie totalna cisza. Tylko wiatr muskający moje policzki i otaczające mnie odcienie szarości. Wtedy zza zakrętu moim oczom ukazały się pastwiska, stajnie... dotarłam na miejsce. Poprawiłam torbę na moim ramieniu i nieco przyspieszyłam. Teren był duży, w niczym nie przypominał mojej starej stajni, w której nauczyłam się na prawdę dużo. Usłyszałam stukot kopyt na piasku w rytmie mocnego galopu. Skierowałam wzrok w stronę padoku, na którym właśnie jakiś chłopak trenował skoki. Zauważając mnie, zwolnił do stępa i podjechał pod ogrodzenie.
- Nowa? - Przyglądał mi się uważnie przez dłuższą chwilę.
- Owszem. Jestem Julia. - Podałam mu rękę. - Pokazałbyś mi, gdzie jest tutaj budynek główny? Muszę pogadać z właścicielką. - Dodałam, przyglądając się koniowi.
Jakiś chłopak?
Nowy jeździec!
Motto: "Zawsze celuj w księżyc. Nawet, jeśli nie trafisz, będziesz pomiędzy gwiazdami"
Imię: Julia
Pseudonim: Jula
Nazwisko: Ferras
Głos: Christina Perri
Wiek: 17 lat
Urodziny: 22 września
Płeć: kobieta
Rodzina:
Jackson Ferras - ojciec
Emily Ferras - matka
Charakter: Julia jest cicha, spokojna i tajemnicza. Zazwyczaj rzadko się odzywa, nie lubi rozmawiać, chyba, że należysz do tych szczęściarzy, z którymi odbędzie normalną, żywą rozmowę. Nie boi się żadnego wyzwania, przed przyjaciółmi jest wesoła, przyjacielska i szalona. Jest typem kaskaderki, wiecznie igrającej ze śmiercią. Niektórzy wprost nie dowierzają, jak można tak bardzo ryzykować. Zazwyczaj bardziej martwi się o innych, niż o siebie. Jest zawsze gotowa do pomocy, w każdej sytuacji. Nie lubi chamskich, ciągle o coś wypytujących ludzi, którzy nie potrafią uszanować czyjegoś zdania.
Partner: szuka tego odpowiedniego...
Dzieci: -
Historia rodziny: W wieku siedmiu lat została oddana do domu dziecka. Rodzice nie dawali rady z utrzymaniem jej, więc pozbyli się problemu. Siedziała tam aż do 15 roku życia, gdy przygarnęło ją pewne małżeństwo. Po ukończeniu 17 lat wprowadziła się do wykupionego domu na wsi.
Kontakt: 1234567.J
Inne zdjęcia: -
Odświeżanie stron
Witam!
Przyszedł czas na "odnowienie". Czyli na odświeżenie stron. W tym czasie można także poprawić, odnowić do formularza naszego jeźdźca.
Do formularzy dochodzi:
Motto
Pseudonim
Głos
Urodziny
Inne zdjęcia
Dojdzie także nowa strona "Sklep" Tam będzie się znajdować sprzęt jeździecki dla osób które już kupią konia. Do póki nie kupi się sprzętu nie można jeździć na koni.
A więc jak sprzęt dojdą także "Komplety sprzętu".
Przyszedł czas na "odnowienie". Czyli na odświeżenie stron. W tym czasie można także poprawić, odnowić do formularza naszego jeźdźca.
Do formularzy dochodzi:
Motto
Pseudonim
Głos
Urodziny
Inne zdjęcia
Dojdzie także nowa strona "Sklep" Tam będzie się znajdować sprzęt jeździecki dla osób które już kupią konia. Do póki nie kupi się sprzętu nie można jeździć na koni.
A więc jak sprzęt dojdą także "Komplety sprzętu".
Wszystkich jeźdźców prosimy o zaktualizowanie swoich formularzy.
Karolina
Prezent Świąteczny ^-^
Witam!
Z okazji świąt każdy jeździec dostał prezent w postaci 200 Nim'ów.
Przypominamy!
Po jurze kończy się okres wystawionych koni na licytacjach.
Karolina
niedziela, 27 grudnia 2015
Od Samanty
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
-Nie, nie mam ochoty ostatnio na żadne imprezy. - powiedziałam stanowczo. - Po za tym nie lubię się pchać w tłum osób.
-Aha. - powiedział nieco smutny Max.
-Ale może wybierzemy się nad jezioro jutro? Taka ciepła pogoda. Trzeba korzystać. - chłopak jedynie spojrzał się na mnie. - Trzeba korzystać.
-Pamiętasz, że masz szkołę?
Popatrzyłam się na niego troszeczkę załamana tym faktem.
-Nie wiem w takim razie, czy pójdę jutro z tobą nad jezioro.
-A jeśli pójdę jutro do szkoły?
-W tedy.. Nie wiem może. - powiedział nieco wesołym tonem.
-Dobra pójdę.
-Jutro się zobaczy. Robi się późno mam jutro test z angielskiego.
-Odwiozę Cię.
-Nie musisz.
-Muszę.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy pod mieszkanie Max'a.
-Pa. Dzięki.
-Nie ma za co. Pa.
Wymieniliśmy się uśmiechami. A potem każdy poszedł, w moim przypadku pojechał w swoją stronę.
Gdy wróciłam do domu dręczyła mnie jedna myśl szkoła. Zaczęłam trzeci rok liceum. Prze dwa lata prawie mnie nie było w szkole. Co ja teraz zrobię? Obiecałam mu. Muszę pójść. Więc usidłam do książek.
****Następnego dnia****
Budzik zadzwonił o siódmej. Do szkoły na ósmą. Okey. Zrobiłam i zjadłam śniadanie. Jak zawsze makijaż. Ubrałam się i poprawiłam kolczyka w nosie. Czas wyjść. Wsiadłam do samochodu i pojechałam w stronę piekła. Gdy wysiadłam z moim plecakiem wszyscy się na mnie patrzyli. Słyszałam za moimi plecami słowa o mnie.
-O patrzcie kto pojawił się w szkole.
-O wielka królewna zaszczyciła nas swoimi odwiedzinami.
-To ta dziwaczka.
Wsadziłam słuchawki w uszy i poszłam w kierunku klasy w której mam zajęcia. Poczułam wibracje telefonu w kieszeni- Tata.
-Halo. Tak?
-Wezmę twój samochód z pod szkoły. Mój się zepsuł. Zaraz będę.
-Okej.
Po kilku minutach dałam tacie kluczyki, a on wziął moją Madzie. Głosy na mój temat nie ucichły. Różne nie miłe i wredne rzeczy teraz usłyszałam
****Koniec Lekcji****
Nadal te głosy. Jaka to ja nie jestem. Szłam z spuszczoną głową. Usiadłam na szkolnej ławce i napisałam do Max'a:
Cześć. Przyjdziesz po mnie do szkoły. Ojciec wziął mój samochód.
Odpisał:
Okay.
Ja:
Dziękuję :)
Po kilku minutach gdy się zjawił. Chmara głosów o mnie jeszcze bardziej urosła.
<Max?? Może jakaś zachęta aby iść do szkoły??>
-Nie, nie mam ochoty ostatnio na żadne imprezy. - powiedziałam stanowczo. - Po za tym nie lubię się pchać w tłum osób.
-Aha. - powiedział nieco smutny Max.
-Ale może wybierzemy się nad jezioro jutro? Taka ciepła pogoda. Trzeba korzystać. - chłopak jedynie spojrzał się na mnie. - Trzeba korzystać.
-Pamiętasz, że masz szkołę?
Popatrzyłam się na niego troszeczkę załamana tym faktem.
-Nie wiem w takim razie, czy pójdę jutro z tobą nad jezioro.
-A jeśli pójdę jutro do szkoły?
-W tedy.. Nie wiem może. - powiedział nieco wesołym tonem.
-Dobra pójdę.
-Jutro się zobaczy. Robi się późno mam jutro test z angielskiego.
-Odwiozę Cię.
-Nie musisz.
-Muszę.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy pod mieszkanie Max'a.
-Pa. Dzięki.
-Nie ma za co. Pa.
Wymieniliśmy się uśmiechami. A potem każdy poszedł, w moim przypadku pojechał w swoją stronę.
Gdy wróciłam do domu dręczyła mnie jedna myśl szkoła. Zaczęłam trzeci rok liceum. Prze dwa lata prawie mnie nie było w szkole. Co ja teraz zrobię? Obiecałam mu. Muszę pójść. Więc usidłam do książek.
****Następnego dnia****
Budzik zadzwonił o siódmej. Do szkoły na ósmą. Okey. Zrobiłam i zjadłam śniadanie. Jak zawsze makijaż. Ubrałam się i poprawiłam kolczyka w nosie. Czas wyjść. Wsiadłam do samochodu i pojechałam w stronę piekła. Gdy wysiadłam z moim plecakiem wszyscy się na mnie patrzyli. Słyszałam za moimi plecami słowa o mnie.
-O patrzcie kto pojawił się w szkole.
-O wielka królewna zaszczyciła nas swoimi odwiedzinami.
-To ta dziwaczka.
Wsadziłam słuchawki w uszy i poszłam w kierunku klasy w której mam zajęcia. Poczułam wibracje telefonu w kieszeni- Tata.
-Halo. Tak?
-Wezmę twój samochód z pod szkoły. Mój się zepsuł. Zaraz będę.
-Okej.
Po kilku minutach dałam tacie kluczyki, a on wziął moją Madzie. Głosy na mój temat nie ucichły. Różne nie miłe i wredne rzeczy teraz usłyszałam
****Koniec Lekcji****
Nadal te głosy. Jaka to ja nie jestem. Szłam z spuszczoną głową. Usiadłam na szkolnej ławce i napisałam do Max'a:
Cześć. Przyjdziesz po mnie do szkoły. Ojciec wziął mój samochód.
Odpisał:
Okay.
Ja:
Dziękuję :)
Po kilku minutach gdy się zjawił. Chmara głosów o mnie jeszcze bardziej urosła.
<Max?? Może jakaś zachęta aby iść do szkoły??>
czwartek, 24 grudnia 2015
Wesołych Świąt!
Życzymy Wam zdrowych i pogodnych
Świąt Bożego Narodzenia.
Niech ten czas spędzony w gronie najbliższych
napełni Wasze serca spokojem i radością.
Niech błogosławieństwo Bożego Dzieciątka
towarzyszy Wam przez całe Wasze życie,
a szczere i najpiękniejsze
Bożonarodzeniowe życzenia
spełniają się w każdym momencie.
Zespół administracyjny St. Nimfy Karolina, Kama i Julka
piątek, 18 grudnia 2015
Od Max'a
Westchnąłem i spoważniałem. Wokoło było cicho, a ja starałem to wszystko jakoś ułożyć i wyrazić w słowach. Zapatrzyłem się w drzwi, po czym oprzytomniałem i zacząłem tłumaczyć.
- Sam. Źle mnie zrozumiałaś. Niepokoił mnie Twój głos, kiedy rozmawialiśmy przez komórkę. Nie chodziło mi o zachowanie, samo zachowanie...zawsze mówiłaś z ożywianiem, więc wręcz nienaturalny był dla Ciebie taki ospały, chwiejny głos.
Dziewczyna przykryła się kocem i nic nie mówiła. Dostałem herbatę i Sam myślała nad czymś gorączkowo. Po chwili zarumieniła się lekko i powiedziała:
- Czasem po winie robię się zmęczona, sam wiesz...chyba piłeś kiedyś coś?
Przytaknąłem z nieco szyderczym uśmiechem.
- Nie będę wymieniał, bo zajęłoby to dużo czasu. Wszystkiego trzeba spróbować, a imprezy są do tego doskonałe. Czasami któryś z kolegów organizuje mały roz*******l, jak to mówią w night klubie.
Odpowiedziałem i tym samym rozgadałem się na dobre...
- A kiedy idziesz na kolejną?
Zapytała Samanta poprawiając nieco loki.
- Miałem być za trzy dni, jak doktor pozwoli...co to za zabawa o kulach. Z chęcią Cię zapraszam, on ma cały lokal zarezerwowany. Dwa pięterka. A dziewczyny chętnie Cię pewnie poznają, nie są jakieś bardzo niemiłe...
<Sam?>
- Sam. Źle mnie zrozumiałaś. Niepokoił mnie Twój głos, kiedy rozmawialiśmy przez komórkę. Nie chodziło mi o zachowanie, samo zachowanie...zawsze mówiłaś z ożywianiem, więc wręcz nienaturalny był dla Ciebie taki ospały, chwiejny głos.
Dziewczyna przykryła się kocem i nic nie mówiła. Dostałem herbatę i Sam myślała nad czymś gorączkowo. Po chwili zarumieniła się lekko i powiedziała:
- Czasem po winie robię się zmęczona, sam wiesz...chyba piłeś kiedyś coś?
Przytaknąłem z nieco szyderczym uśmiechem.
- Nie będę wymieniał, bo zajęłoby to dużo czasu. Wszystkiego trzeba spróbować, a imprezy są do tego doskonałe. Czasami któryś z kolegów organizuje mały roz*******l, jak to mówią w night klubie.
Odpowiedziałem i tym samym rozgadałem się na dobre...
- A kiedy idziesz na kolejną?
Zapytała Samanta poprawiając nieco loki.
- Miałem być za trzy dni, jak doktor pozwoli...co to za zabawa o kulach. Z chęcią Cię zapraszam, on ma cały lokal zarezerwowany. Dwa pięterka. A dziewczyny chętnie Cię pewnie poznają, nie są jakieś bardzo niemiłe...
<Sam?>
środa, 16 grudnia 2015
Od Samanty
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
-O hejka. Wejdź. - powiedziałam chwytając się za bolącą głowę.
Chłopak wszedł zdjął buty.
-Co Cię do mnie sprowadza? - uśmiechnęłam się.
-Tak praktycznie to nic, ale niepokoi mnie twoje zachowanie.
-Czyli?
-No to.
-No co?
Siedzieliśmy w ciszy.
-Kawę? Herbatę?
-Herbatę.
-Dobry wybór, jestem za.
Herbata parzyła się już.
-A tak wracając do naszej rozmowy. Co Cię nie pokoi w moim zachowaniu? Coś Ci przeszkadza? - powiedziałam ze smutkiem.
<Max??>
-O hejka. Wejdź. - powiedziałam chwytając się za bolącą głowę.
Chłopak wszedł zdjął buty.
-Co Cię do mnie sprowadza? - uśmiechnęłam się.
-Tak praktycznie to nic, ale niepokoi mnie twoje zachowanie.
-Czyli?
-No to.
-No co?
Siedzieliśmy w ciszy.
-Kawę? Herbatę?
-Herbatę.
-Dobry wybór, jestem za.
Herbata parzyła się już.
-A tak wracając do naszej rozmowy. Co Cię nie pokoi w moim zachowaniu? Coś Ci przeszkadza? - powiedziałam ze smutkiem.
<Max??>
Od Max'a
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Samanta poszła do domu. Ja w tym czasie zadzwoniłem do ortopedy, który powiedział, że mam dziś przyjechać poćwiczyć pół godziny z fizjoterapeutą. Najpierw konsultacja. Stwierdził, że bardzo szybko się nastawia i prawidłowo zrasta. Potem musiałem próbować samodzielnie chodzić i jakieś inne ćwiczenia, lekkie wykopy ranną nogą i tak dalej...po tym czasie nie wracałem już do stajni. Zadzwoniłem do Sam spytać, czy mógłbym wstąpić na chwilę do Jej domu.
- Halo?
Powiedziałem słysząc, że odebrała.
- Taaak?
Usłyszałem chwiejny, zaspany głos.
- Hej Sam. Mógłbym na chwilę przyjść do Twojego domu?
Spytałem niepewnie.
- Ach, he, he. Przyjdź, jasne...
Niepokoiło mnie zachowanie Samanty, to mnie jeszcze bardziej trzymało przy tym, żeby Ją odwiedzić. Zapukałem w drzwi. Zobaczyłem Sam z dwoma dużymi, pustymi butlami po mocnym winie. Chwiejnym krokiem podeszła do mnie przekonując mnie, abym wszedł.
<Sam?>
Samanta poszła do domu. Ja w tym czasie zadzwoniłem do ortopedy, który powiedział, że mam dziś przyjechać poćwiczyć pół godziny z fizjoterapeutą. Najpierw konsultacja. Stwierdził, że bardzo szybko się nastawia i prawidłowo zrasta. Potem musiałem próbować samodzielnie chodzić i jakieś inne ćwiczenia, lekkie wykopy ranną nogą i tak dalej...po tym czasie nie wracałem już do stajni. Zadzwoniłem do Sam spytać, czy mógłbym wstąpić na chwilę do Jej domu.
- Halo?
Powiedziałem słysząc, że odebrała.
- Taaak?
Usłyszałem chwiejny, zaspany głos.
- Hej Sam. Mógłbym na chwilę przyjść do Twojego domu?
Spytałem niepewnie.
- Ach, he, he. Przyjdź, jasne...
Niepokoiło mnie zachowanie Samanty, to mnie jeszcze bardziej trzymało przy tym, żeby Ją odwiedzić. Zapukałem w drzwi. Zobaczyłem Sam z dwoma dużymi, pustymi butlami po mocnym winie. Chwiejnym krokiem podeszła do mnie przekonując mnie, abym wszedł.
<Sam?>
Od Samanty
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
-Arant! - podeszłam do konia i od razu go pogłaskałam. - hej. A co do Ciebie. Mogłeś nocować u mnie mam przecież jeszcze jeden pokój.
-Nie, no wiesz musiałem na drugi dzień iść do szkoły.
-Ach... Zapomniałam. Ja też, ale od dłuższego czasu nie uczęszczam na zajęcia systematycznie. Uczę się trochę w domu. Odwiedzam szkołę czasami bo w ty roku matura. A tak to nie mam innych wskazań aby do niej chodzić. Wybieram się potem na weterynarię. A ty?
-Heh. Ja też o tym myślałem.
-O to spoczko. Widać, że z twoją nogą jest coraz lepiej.
-No już coraz mniej boli.
-Aha.
Uśmiechnęłam się lekko z dwoma rumieńcami na ryjku.
-Ja muszę już lecieć jutro mam sprawdzian, a w szkole mnie już dawno nie było.
-To skąd wiesz z czego będzie i czego musisz się nauczyć.
-Zgaduję. Przerabiam wszystkie tematy po kolei sama.
-Myślałem, że ktoś ze szkoły Ci podaje.
-Nie... Niestety. Nie jestem zbytnio lubiana. Przez mój wygląd. Niektórzy biorą mnie za dziwadło. Mówią, że jestem nienormalna i, że.... Eh. No wiesz nie lubią mnie. Miałam kiedyś przyjaciółkę. Znalazła sobie chłopaka i o mnie zapomniała. Przygniotła mnie cała ta sytuacja no i przestałam chodzić do szkoły. Miałam dosyć szkolnego, życia. Moi rodzice o tym wiedzieli. Ale prosiłam ich aby w szkole nic nie robili. Zaczęło to się już w gimnazjum gdy pofarbowałam sobie pierwszy raz włosy i zrobiłam kolczyk w wardze. Dobra nie wiem po co ja Ci to wszystko mówię. Przecież to nikogo nie obchodzi. Pa
Obróciłam się i poszłam do samochodu. Pojechałam do domu. Wykąpałam się i wzięłam się za książki. Pouczyłam się z trzy godziny.
Włączyłam telewizję i oglądałam jakiś kabaret był dosyć śmieszny.
-Arant! - podeszłam do konia i od razu go pogłaskałam. - hej. A co do Ciebie. Mogłeś nocować u mnie mam przecież jeszcze jeden pokój.
-Nie, no wiesz musiałem na drugi dzień iść do szkoły.
-Ach... Zapomniałam. Ja też, ale od dłuższego czasu nie uczęszczam na zajęcia systematycznie. Uczę się trochę w domu. Odwiedzam szkołę czasami bo w ty roku matura. A tak to nie mam innych wskazań aby do niej chodzić. Wybieram się potem na weterynarię. A ty?
-Heh. Ja też o tym myślałem.
-O to spoczko. Widać, że z twoją nogą jest coraz lepiej.
-No już coraz mniej boli.
-Aha.
Uśmiechnęłam się lekko z dwoma rumieńcami na ryjku.
-Ja muszę już lecieć jutro mam sprawdzian, a w szkole mnie już dawno nie było.
-To skąd wiesz z czego będzie i czego musisz się nauczyć.
-Zgaduję. Przerabiam wszystkie tematy po kolei sama.
-Myślałem, że ktoś ze szkoły Ci podaje.
-Nie... Niestety. Nie jestem zbytnio lubiana. Przez mój wygląd. Niektórzy biorą mnie za dziwadło. Mówią, że jestem nienormalna i, że.... Eh. No wiesz nie lubią mnie. Miałam kiedyś przyjaciółkę. Znalazła sobie chłopaka i o mnie zapomniała. Przygniotła mnie cała ta sytuacja no i przestałam chodzić do szkoły. Miałam dosyć szkolnego, życia. Moi rodzice o tym wiedzieli. Ale prosiłam ich aby w szkole nic nie robili. Zaczęło to się już w gimnazjum gdy pofarbowałam sobie pierwszy raz włosy i zrobiłam kolczyk w wardze. Dobra nie wiem po co ja Ci to wszystko mówię. Przecież to nikogo nie obchodzi. Pa
Obróciłam się i poszłam do samochodu. Pojechałam do domu. Wykąpałam się i wzięłam się za książki. Pouczyłam się z trzy godziny.
Włączyłam telewizję i oglądałam jakiś kabaret był dosyć śmieszny.
Nalałam sobie kieliszek wina. Potem znów i tak poszła cała butelka. Po tym zasnęłam.
<Max??>
Od Max'a
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Położyłem rękę na drugim ramieniu Sam i poklepałem lekko. Nie wiem dlaczego, ale zawsze kiedy próbuję kogoś uspokoić mam odruch klepania...jak do konia. Ach, z jazdy konnej się nie wyleczysz...
- Jestem przyzwyczajony, na początku też miałem stracha, ale po kilku horrorach w kinie już na mnie nie działają...
Zaśmiałem się i poparzyłem na zegarek. Spojrzałem z bezradnością na Samantę.
- Musisz już iść?
Spytała z taką samą bezradnością w głosie. Kiwnąłem tylko głową.
- Zamówię taksówkę, nie będę Cię gonić tym samochodem aż do mnie, na drugą stronę miasta...nie wypada.
Powiedziałem i szybko wykręciłem numer do nieco starszego znajomego, który jest taksówkarzem.
- Halo? Mietek, mógłbyś po mnie przyjechać...? Na...imprezie. - kłamałem jak z nut. Podałem mu adres i podjechał po mnie. Po kilku minutach byłem w domu, wziąłem kąpiel i przebrałem się. Wreszcie można było wskoczyć do łóżka, odpisać na kilka sms'ów od mojej klasy i oddzwonić do koleżanki, która była winna mi w sumie z dwie dychy. Powiedziała, że jutro przyniesie. Nie wiedziałem nawet, kiedy usnąłem.
***
Kolejny dzień. Zapowiadał się on zimno, ale słonecznie. Wyskoczyłem z łóżka zakładając już, że pewnie jest za pięć ósma. Na moje szczęście miałem dwadzieścia minut. Od kiedy budzić przestał mi działać lubię dłużej spać i tym samym się spóźniać... Przygotowałem się i powoli wykroczyłem poza próg mojego domu. Z trudem na jednaj nodze zamknąłem drzwi na klucz i pokuśtykałem, bo chodem tego nazwać jeszcze nie można było, do mojej szkoły. Liceum numer siedem imienia Mickiewicza nie znajdowało się dalej, niż 100 metrów od mojego domu. Zaraz po wejściu byłem przywitany dziwnym wzrokiem moich kolegów i zasypywany pytaniami typu 'co ci się stało?'. Odpowiadałem grzecznie, że był wypadek z koniem i że to nic. Widać koledzy nie bardzo popierali moją pasję, bo uważali, że konie są głupie i śmierdzą i po co ja się pakuję w takie kłopoty.
- A ty? Czemu jeździsz quadem po całym polu? Nie spadłeś nigdy? No, a więc dajcie mi spokój...
Odpowiadałem na ich zaczepki. Potem przez kolejne dziewięć godzin starałem się ich nie słuchać. Dziesiątą godzinę spędziłem na poprawie jakiegoś sprawdzianu z matmy. Wreszcie mogłem pójść do stajni. Dawałem sobie radę doskonale i bez problemu pokonałem drogę dzielącą liceum od stajni. Zostałem przywitany rżeniem koni. Popatrzyłem na boks, który jeszcze wczoraj był pusty. Dziś stał już w nim koń.
- Samanta!
Zobaczyłem wchodzącą dopiero ze sprzętem jeździeckim do stajni Sam.
- Tak?
Zdziwiła się nieco. Nakazałem zamknąć Jej oczy i zaprowadziłem Ją do tego boksu.
- Cały i zdrowy.
Uśmiechnąłem się.
<Sam?>
Położyłem rękę na drugim ramieniu Sam i poklepałem lekko. Nie wiem dlaczego, ale zawsze kiedy próbuję kogoś uspokoić mam odruch klepania...jak do konia. Ach, z jazdy konnej się nie wyleczysz...
- Jestem przyzwyczajony, na początku też miałem stracha, ale po kilku horrorach w kinie już na mnie nie działają...
Zaśmiałem się i poparzyłem na zegarek. Spojrzałem z bezradnością na Samantę.
- Musisz już iść?
Spytała z taką samą bezradnością w głosie. Kiwnąłem tylko głową.
- Zamówię taksówkę, nie będę Cię gonić tym samochodem aż do mnie, na drugą stronę miasta...nie wypada.
Powiedziałem i szybko wykręciłem numer do nieco starszego znajomego, który jest taksówkarzem.
- Halo? Mietek, mógłbyś po mnie przyjechać...? Na...imprezie. - kłamałem jak z nut. Podałem mu adres i podjechał po mnie. Po kilku minutach byłem w domu, wziąłem kąpiel i przebrałem się. Wreszcie można było wskoczyć do łóżka, odpisać na kilka sms'ów od mojej klasy i oddzwonić do koleżanki, która była winna mi w sumie z dwie dychy. Powiedziała, że jutro przyniesie. Nie wiedziałem nawet, kiedy usnąłem.
***
Kolejny dzień. Zapowiadał się on zimno, ale słonecznie. Wyskoczyłem z łóżka zakładając już, że pewnie jest za pięć ósma. Na moje szczęście miałem dwadzieścia minut. Od kiedy budzić przestał mi działać lubię dłużej spać i tym samym się spóźniać... Przygotowałem się i powoli wykroczyłem poza próg mojego domu. Z trudem na jednaj nodze zamknąłem drzwi na klucz i pokuśtykałem, bo chodem tego nazwać jeszcze nie można było, do mojej szkoły. Liceum numer siedem imienia Mickiewicza nie znajdowało się dalej, niż 100 metrów od mojego domu. Zaraz po wejściu byłem przywitany dziwnym wzrokiem moich kolegów i zasypywany pytaniami typu 'co ci się stało?'. Odpowiadałem grzecznie, że był wypadek z koniem i że to nic. Widać koledzy nie bardzo popierali moją pasję, bo uważali, że konie są głupie i śmierdzą i po co ja się pakuję w takie kłopoty.
- A ty? Czemu jeździsz quadem po całym polu? Nie spadłeś nigdy? No, a więc dajcie mi spokój...
Odpowiadałem na ich zaczepki. Potem przez kolejne dziewięć godzin starałem się ich nie słuchać. Dziesiątą godzinę spędziłem na poprawie jakiegoś sprawdzianu z matmy. Wreszcie mogłem pójść do stajni. Dawałem sobie radę doskonale i bez problemu pokonałem drogę dzielącą liceum od stajni. Zostałem przywitany rżeniem koni. Popatrzyłem na boks, który jeszcze wczoraj był pusty. Dziś stał już w nim koń.
- Samanta!
Zobaczyłem wchodzącą dopiero ze sprzętem jeździeckim do stajni Sam.
- Tak?
Zdziwiła się nieco. Nakazałem zamknąć Jej oczy i zaprowadziłem Ją do tego boksu.
- Cały i zdrowy.
Uśmiechnąłem się.
<Sam?>
wtorek, 15 grudnia 2015
Od Samanty
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Od obrazu jaki się tam dział zakrywałam oczy ręką i chowałam się za bark Max'a. Doszedł taki moment, że jacyś ludzie zaczęli rozrywać drugiego i wyciągać jego organy wewnętrzne.
-Aa! - cicho pisnęłam.
I schowałam się za Max'a. Cały czas się bałam.
-Nie rusza Cię to?
<Max?? Sorr brak weny>
Od obrazu jaki się tam dział zakrywałam oczy ręką i chowałam się za bark Max'a. Doszedł taki moment, że jacyś ludzie zaczęli rozrywać drugiego i wyciągać jego organy wewnętrzne.
-Aa! - cicho pisnęłam.
I schowałam się za Max'a. Cały czas się bałam.
-Nie rusza Cię to?
<Max?? Sorr brak weny>
Od Samanty
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
-Jasne! Pa.
Mężczyzna ubrał się i wyszedł. Zostałam sama w owym domu. Było mi smutno samej siedzieć. Włączyłam telewizję i zaczęłam oglądać. Pomimo, że była godzina 16;30. Usnęłam. Obudziłam się o 19:35. Wzięłam głęboki oddech i poszłam do kuchni zrobić sobie kolację. Zjadłam jedynie spaghetti z obiadu. I też nie długo. Posiedziałam do 23, a po zakończeniu się filmu poszłam do sypialni i położyłam się spać.
*****Następnego dnia*****
Jak zawsze wstałam wzięłam kąpiel i zjadłam śniadanie. Zadzwoniłam potem do Hugh.
-Hej.
-Cześć co tam?
-Nic. A tak po za tym dzwonię po to aby spytać Cię czy idziesz ze mną na konie?
<Hugh??>
-Jasne! Pa.
Mężczyzna ubrał się i wyszedł. Zostałam sama w owym domu. Było mi smutno samej siedzieć. Włączyłam telewizję i zaczęłam oglądać. Pomimo, że była godzina 16;30. Usnęłam. Obudziłam się o 19:35. Wzięłam głęboki oddech i poszłam do kuchni zrobić sobie kolację. Zjadłam jedynie spaghetti z obiadu. I też nie długo. Posiedziałam do 23, a po zakończeniu się filmu poszłam do sypialni i położyłam się spać.
*****Następnego dnia*****
Jak zawsze wstałam wzięłam kąpiel i zjadłam śniadanie. Zadzwoniłam potem do Hugh.
-Hej.
-Cześć co tam?
-Nic. A tak po za tym dzwonię po to aby spytać Cię czy idziesz ze mną na konie?
<Hugh??>
niedziela, 13 grudnia 2015
Od Max'a
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Rozglądałem się dookoła rozkładając się na wygodnej kanapie. Dostałem kawę zanim zdążyłem odpowiedzieć. Napiłem się jej jeszcze, może dwa łyki.
- Bardzo podoba mi się wystrój w Twoim domu. Wygodnie, ładnie...w sam raz.
Uśmiechnąłem się. Sam usiadła na kanapie obok mnie i też napiła się kawy.
- Kawa o dwudziestej czwartej w nocy...
Zaśmiała się patrząc na nowocześnie wyglądający, kwadratowy zegar.
- Pobudzę się nieco, to potem szybciej zasnę.
Powiedziałem patrząc przez okno. Zobaczyłem ulicę i kilka jadących rzędem samochodów.
- Oglądamy coś w telewizji?
Spytała Samanta.
- Tak, możesz coś puścić...
Włączyła szybko telewizor. Horrory, thrillery, sensacyjne, romanse, dokumentalne i science fiction...wreszcie trafiliśmy na jakiś krwawy horror. Momentami zdawał się bardzo realistyczny, jakby leciały jakieś wiadomości, a nie horror...
<Samanta?>
Rozglądałem się dookoła rozkładając się na wygodnej kanapie. Dostałem kawę zanim zdążyłem odpowiedzieć. Napiłem się jej jeszcze, może dwa łyki.
- Bardzo podoba mi się wystrój w Twoim domu. Wygodnie, ładnie...w sam raz.
Uśmiechnąłem się. Sam usiadła na kanapie obok mnie i też napiła się kawy.
- Kawa o dwudziestej czwartej w nocy...
Zaśmiała się patrząc na nowocześnie wyglądający, kwadratowy zegar.
- Pobudzę się nieco, to potem szybciej zasnę.
Powiedziałem patrząc przez okno. Zobaczyłem ulicę i kilka jadących rzędem samochodów.
- Oglądamy coś w telewizji?
Spytała Samanta.
- Tak, możesz coś puścić...
Włączyła szybko telewizor. Horrory, thrillery, sensacyjne, romanse, dokumentalne i science fiction...wreszcie trafiliśmy na jakiś krwawy horror. Momentami zdawał się bardzo realistyczny, jakby leciały jakieś wiadomości, a nie horror...
<Samanta?>
sobota, 12 grudnia 2015
Od Samanty
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
-No. - odpowiedziałam także uśmiechem.
Jechaliśmy w dłuższej ciszy gdy weszliśmy do stajni powiedziałam:
-Może teraz zajdziesz do mnie?
-Jak chcesz?
Odprowadziliśmy konie do boksów. Poszliśmy w stronę mojego samochodu. Dojechaliśmy do MOJEGO domu.
-Trochę mi w nim pusto, a przez to smutno.
Chłopak jedynie siedział nie odpowiadając na to pytanie. Weszliśmy z przedpokoiku do salonu:
-Pozwól, że cię oprowadzę. - powiedziałam.
Potem zaszliśmy do kuchni:
Łazienki:
Weszliśmy na górę do mojej sypialni:
A następnie do łazienki na górze:
I pokój gościnny:
Zeszliśmy do salonu.
-Kawę herbatę?
-Kawę poproszę.
Poszłam wstawić czajnik i zasypać dwie szklanki kawy.
-I jak Ci się podoba?
<Max??>
-No. - odpowiedziałam także uśmiechem.
Jechaliśmy w dłuższej ciszy gdy weszliśmy do stajni powiedziałam:
-Może teraz zajdziesz do mnie?
-Jak chcesz?
Odprowadziliśmy konie do boksów. Poszliśmy w stronę mojego samochodu. Dojechaliśmy do MOJEGO domu.
-Trochę mi w nim pusto, a przez to smutno.
Chłopak jedynie siedział nie odpowiadając na to pytanie. Weszliśmy z przedpokoiku do salonu:
-Pozwól, że cię oprowadzę. - powiedziałam.
Potem zaszliśmy do kuchni:
Łazienki:
Weszliśmy na górę do mojej sypialni:
A następnie do łazienki na górze:
I pokój gościnny:
Zeszliśmy do salonu.
-Kawę herbatę?
-Kawę poproszę.
Poszłam wstawić czajnik i zasypać dwie szklanki kawy.
-I jak Ci się podoba?
<Max??>
Od Max'a
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Zgodziłem się, chociaż byłem trochę zmęczony tym chwilowym kalectwem. Czego nie robi się dla towarzyszy? I tak przyda mi się taki króciutki spacerek, nie nachodziłem się dziś jakoś dużo jak na siebie. Było już pod wieczór. Ale muzę przyznać, że działo się dużo. Spadłem z konia, wróciłem o kulach, koń miał kolkę, wstąpiliśmy do mojego mieszkania no i teraz spacer. Połowa złych, połowa dobrych wspomnień. Wyruszyliśmy. Raz po raz głaskałem konia, tak sobie...bo lubię. Myślałem przy tym o czymś, czego sam nie potrafiłem sobie wytłumaczyć. Może to myśl o przyszłości, która rzadko pojawiała się w mojej głowie. Po chwili aż przeraziłem się zatracając się w myślach.
- O czym tak rozmyślasz?
Spytała Sam, właśnie wtedy, kiedy coś udało mi się zrozumieć.
- Ciężko byłoby mi to wytłumaczyć nawet kilka sekund wcześniej...teraz już wiem o czym. Ale...nie podzielę się tym z Tobą tym razem. Nie wiem skąd się wzięło u mnie takie zamyślenie...
Poczułem, że Samanta przez chwilę trzymała rękę na moim ramieniu.
- Rozumiem cię.
Uśmiechnęła się lekko.
- Wracajmy, zimno się robi. Jeszcze się przeziębisz.
Powiedziałem trochę drocząc się z nią.
- Nie martw się.
Odpowiedziała Sam z chwilowym śmiechem. Mimo to wracaliśmy, choć zaszliśmy dość daleko, może kilometr...nie mam pojęcia kiedy to zeszło, ale w każdym razie było coś po 21:00. Sam coś śpiewała. Nie wiem co, ale pierwsze co nasunęło mi się na myśl, to też śpiewać jedną z dobrze znanych mi piosenek. Po chwili zrozumiałem, że ja śpiewałem refren, a ona zwrotkę tej samej piosenki.
- Zabawne. Jakbyśmy się umówili...
Uśmiechnąłem się.
<Samanta?>
Zgodziłem się, chociaż byłem trochę zmęczony tym chwilowym kalectwem. Czego nie robi się dla towarzyszy? I tak przyda mi się taki króciutki spacerek, nie nachodziłem się dziś jakoś dużo jak na siebie. Było już pod wieczór. Ale muzę przyznać, że działo się dużo. Spadłem z konia, wróciłem o kulach, koń miał kolkę, wstąpiliśmy do mojego mieszkania no i teraz spacer. Połowa złych, połowa dobrych wspomnień. Wyruszyliśmy. Raz po raz głaskałem konia, tak sobie...bo lubię. Myślałem przy tym o czymś, czego sam nie potrafiłem sobie wytłumaczyć. Może to myśl o przyszłości, która rzadko pojawiała się w mojej głowie. Po chwili aż przeraziłem się zatracając się w myślach.
- O czym tak rozmyślasz?
Spytała Sam, właśnie wtedy, kiedy coś udało mi się zrozumieć.
- Ciężko byłoby mi to wytłumaczyć nawet kilka sekund wcześniej...teraz już wiem o czym. Ale...nie podzielę się tym z Tobą tym razem. Nie wiem skąd się wzięło u mnie takie zamyślenie...
Poczułem, że Samanta przez chwilę trzymała rękę na moim ramieniu.
- Rozumiem cię.
Uśmiechnęła się lekko.
- Wracajmy, zimno się robi. Jeszcze się przeziębisz.
Powiedziałem trochę drocząc się z nią.
- Nie martw się.
Odpowiedziała Sam z chwilowym śmiechem. Mimo to wracaliśmy, choć zaszliśmy dość daleko, może kilometr...nie mam pojęcia kiedy to zeszło, ale w każdym razie było coś po 21:00. Sam coś śpiewała. Nie wiem co, ale pierwsze co nasunęło mi się na myśl, to też śpiewać jedną z dobrze znanych mi piosenek. Po chwili zrozumiałem, że ja śpiewałem refren, a ona zwrotkę tej samej piosenki.
- Zabawne. Jakbyśmy się umówili...
Uśmiechnąłem się.
<Samanta?>
Od Samanty
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
-Dużo Ci jeszcze zostało.
-Nie to już ostatni. - uśmiechną się.
-Idę wyczyścić Dumę.
-Okej.
Wyszczotkowałam i wyczyściłam konia. Założyłam ogłowie i wsiadłam na klacz. Postępowałam w stronę Max'a
-Na oklep?
-No. Idziesz na spacer?
-Z tą nogą?
-No co tylko stępem.
<Max??>
-Dużo Ci jeszcze zostało.
-Nie to już ostatni. - uśmiechną się.
-Idę wyczyścić Dumę.
-Okej.
Wyszczotkowałam i wyczyściłam konia. Założyłam ogłowie i wsiadłam na klacz. Postępowałam w stronę Max'a
-Na oklep?
-No. Idziesz na spacer?
-Z tą nogą?
-No co tylko stępem.
<Max??>
Od Max'a
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Zaśmiałem się patrząc w ziemię. Zaraz jednak pomyślałem o czymś innym. Nie, nie było to nic związanego ze mną, ani ze stajnią. Ale z Samantą... Dobrze, że powiedziała mojej sąsiadce co myśli o plotkach. Może wreszcie się odczepią i nie będą tak węszyć. Przez długi moment trwała cisza. Sam rozglądała się po moim domu. Znajdowało się w nim wiele ozdób, które przywoziłem z wycieczek.
- Co to?
Dziewczyna wzięła w dłoń jedną z pamiątek.
- Fletnia Pana. Z Ukrainy.
Odpowiedziałem patrząc w górę, na półkę.
- Umiesz na niej grać?
Spytała oglądając ją z każdej strony.
- Jako tako. Tylko taką jedną melodię...
Podała mi instrument. Przypomniałem sobie dźwięki po kolei i zagrałem jakąś skoczną melodię, której nauczył mnie sprzedawca. Sam uśmiechnęła się tylko. Wracając do tematu, chciałem przeprosić Samantę.
- Ja...przepraszam Cię za te sąsiadki. Są jakieś niepohamowane, co chyba zauważyłaś.... To co dla nas może wydawać się piękne, dla nich jest szpetne i nie ma żadnego znaczenia. Tak samo z dzisiejszymi relacjami.
Westchnąłem. Wróciliśmy do stajni. Polecono mi wyczyścić kilka koni, chyba trzy. Bez trudu udawało mi się wszystko, oczywiście prócz czyszczenia kopyt, bo niby jak jedną ręką? Musiałem podpierać się o coś. Najpierw był to słupek, następnie sam koń...
- Max?
Usłyszałem za sobą. Kończyłem czyścić ostatniego konia.
- Sam?
Nie przerywałem czyścić przedniego prawego kopyta Dungi.
<Samanta?>
Zaśmiałem się patrząc w ziemię. Zaraz jednak pomyślałem o czymś innym. Nie, nie było to nic związanego ze mną, ani ze stajnią. Ale z Samantą... Dobrze, że powiedziała mojej sąsiadce co myśli o plotkach. Może wreszcie się odczepią i nie będą tak węszyć. Przez długi moment trwała cisza. Sam rozglądała się po moim domu. Znajdowało się w nim wiele ozdób, które przywoziłem z wycieczek.
- Co to?
Dziewczyna wzięła w dłoń jedną z pamiątek.
- Fletnia Pana. Z Ukrainy.
Odpowiedziałem patrząc w górę, na półkę.
- Umiesz na niej grać?
Spytała oglądając ją z każdej strony.
- Jako tako. Tylko taką jedną melodię...
Podała mi instrument. Przypomniałem sobie dźwięki po kolei i zagrałem jakąś skoczną melodię, której nauczył mnie sprzedawca. Sam uśmiechnęła się tylko. Wracając do tematu, chciałem przeprosić Samantę.
- Ja...przepraszam Cię za te sąsiadki. Są jakieś niepohamowane, co chyba zauważyłaś.... To co dla nas może wydawać się piękne, dla nich jest szpetne i nie ma żadnego znaczenia. Tak samo z dzisiejszymi relacjami.
Westchnąłem. Wróciliśmy do stajni. Polecono mi wyczyścić kilka koni, chyba trzy. Bez trudu udawało mi się wszystko, oczywiście prócz czyszczenia kopyt, bo niby jak jedną ręką? Musiałem podpierać się o coś. Najpierw był to słupek, następnie sam koń...
- Max?
Usłyszałem za sobą. Kończyłem czyścić ostatniego konia.
- Sam?
Nie przerywałem czyścić przedniego prawego kopyta Dungi.
<Samanta?>
piątek, 11 grudnia 2015
Od Hugh
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
-Nie przejmuj się, bywa.-powiedziałem wzruszając ramionami. Usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz.
-Mads, what's up?-zapytałem i oddaliłem się w głąb korytarza. Wróciłem po 5 minutach.
-Przepraszam, praca.-odchrząknąłem lekko zmieszany tą sytuacją.
-Przeżyję.-powiedziała i postawiła dwa kubki. Wziąłem jeden i pociągnąłem łyk ciepłego napoju.
-O co chodziło?-spytała i spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
-A, nic dużego, pozmieniało się trochę w scenariuszu no i kolejność nagrywanych scen.
-Aha.
Zrobiło się trochę niezręcznie. Dopiłem szybko kawę parząc sobie jamę ustną, gardło i przełyk.
-To ja... będę się już zbierał. Dzięki za kawę.-uśmiechnąłem się i zacząłem wstawać.
<Sam??>
-Nie przejmuj się, bywa.-powiedziałem wzruszając ramionami. Usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz.
-Mads, what's up?-zapytałem i oddaliłem się w głąb korytarza. Wróciłem po 5 minutach.
-Przepraszam, praca.-odchrząknąłem lekko zmieszany tą sytuacją.
-Przeżyję.-powiedziała i postawiła dwa kubki. Wziąłem jeden i pociągnąłem łyk ciepłego napoju.
-O co chodziło?-spytała i spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
-A, nic dużego, pozmieniało się trochę w scenariuszu no i kolejność nagrywanych scen.
-Aha.
Zrobiło się trochę niezręcznie. Dopiłem szybko kawę parząc sobie jamę ustną, gardło i przełyk.
-To ja... będę się już zbierał. Dzięki za kawę.-uśmiechnąłem się i zacząłem wstawać.
<Sam??>
Od Sam
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
-No jasne! - powiedziałam z uśmiechem.
Weszliśmy do przedpokoiku w którym stała mała komódka na buty i spore lustro na ścianie obok wieszaka na kurtki i bluzy. Potem salon połączony z kuchnią, a na górę nie chciało mi się iść.
-Kawę, herbatę?
-Kawę.
-Okej.
Wstawiłam czajnik i zasypałam dwie szklanki.
-Dzisiejsza sytuacja była trochę, dla mnie zawstydzająca.
<Hugh??>
Od Hugh
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
-Dobra, tylko wezmę prysznic.-w sumie już go biorę, ale mniejsza o to. Dokończyłem się myć, zmieniłem ciuchy i wsiadłem do mojego Lamborghini Aventador. Po chwili byłem na miejscu. Popatrzyłem na dom, ale czemu kazała mi tu przyjechać. Wysiadłem z samochodu i zdjąłem okulary przeciwsłoneczne. Sam wybiegła z drzwi i skoczyła mi w ramiona.
-Wow, czym sobie na to zasłużyłem?-zaśmiałem się.
-Niczym, ale przedstawiam Ci MÓJ dom!
-Kupiłaś sobie dom?-spytałem podnosząc jedną brew. Nie żebym wątpił w jej zarobki, ale do cholery, kogo w wieku 18 lat stać na dom?!
-Nie, dostałam od rodziców.-uśmiechnęła się.
-To co, oprowadzisz mnie?
<Sam??>
-Dobra, tylko wezmę prysznic.-w sumie już go biorę, ale mniejsza o to. Dokończyłem się myć, zmieniłem ciuchy i wsiadłem do mojego Lamborghini Aventador. Po chwili byłem na miejscu. Popatrzyłem na dom, ale czemu kazała mi tu przyjechać. Wysiadłem z samochodu i zdjąłem okulary przeciwsłoneczne. Sam wybiegła z drzwi i skoczyła mi w ramiona.
-Wow, czym sobie na to zasłużyłem?-zaśmiałem się.
-Niczym, ale przedstawiam Ci MÓJ dom!
-Kupiłaś sobie dom?-spytałem podnosząc jedną brew. Nie żebym wątpił w jej zarobki, ale do cholery, kogo w wieku 18 lat stać na dom?!
-Nie, dostałam od rodziców.-uśmiechnęła się.
-To co, oprowadzisz mnie?
<Sam??>
Od Samanty
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
Uśmiechnęłam się.
-Odwróć się.
Hugh odwrócił się. Poszłam za krzaki i tam zdjęłam brudną bieliznę, która schowałam do reklamówki. Do spodni włożyłam podpaski (dwie na wszelki wypadek). Wsiadłam do samochodu, ale za kierownicą. Hugh wsiadł na konia na którym przyjechał. Wróciliśmy do stajni.
-Odwieziesz mnie do domu.
-Jasne.
Pojechaliśmy do mnie do domu.
-Sam! Mamy dla Ciebie niespodziankę.
-Tak.
-Pojedź z nami.
-Tylko się przebiorę.
Hugh już odjechał. Pojechałam z rodzicami pod jakiś dom.
-I co?
-No...
-Co?
-To dla Ciebie.
Otworzyłam szeroko oczy.
-Nie możliwe.
-No widzisz wszystko jest możliwe.- Dali mi klucz.
-Dziękuję. - uścisnęłam ich z całej siły. - Kocham was.
-My będziemy lecieć, zapoznaj się z nową chatą. Pa
-Pa.
Dom był jedno piętrowy.
-Hugh przyjedziesz do mnie?
Podałam mu szczegółowy adres.
<Hugh??>
Uśmiechnęłam się.
-Odwróć się.
Hugh odwrócił się. Poszłam za krzaki i tam zdjęłam brudną bieliznę, która schowałam do reklamówki. Do spodni włożyłam podpaski (dwie na wszelki wypadek). Wsiadłam do samochodu, ale za kierownicą. Hugh wsiadł na konia na którym przyjechał. Wróciliśmy do stajni.
-Odwieziesz mnie do domu.
-Jasne.
Pojechaliśmy do mnie do domu.
-Sam! Mamy dla Ciebie niespodziankę.
-Tak.
-Pojedź z nami.
-Tylko się przebiorę.
Hugh już odjechał. Pojechałam z rodzicami pod jakiś dom.
-I co?
-No...
-Co?
-To dla Ciebie.
Otworzyłam szeroko oczy.
-Nie możliwe.
-No widzisz wszystko jest możliwe.- Dali mi klucz.
-Dziękuję. - uścisnęłam ich z całej siły. - Kocham was.
-My będziemy lecieć, zapoznaj się z nową chatą. Pa
-Pa.
Dom był jedno piętrowy.
-Hugh przyjedziesz do mnie?
Podałam mu szczegółowy adres.
<Hugh??>
Od Hugh
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
Podałem jej moją koszulę.
-Masz, moja jest sucha.-powiedziałem. Na szczęście ściągnąłem ją wcześniej. Niestety żeby wrócić do stajni musielibyśmy przejechać przez dość ruchliwą ulicę. Wstałem, założyłem spodnie i wsiadłem na konia.
-Gdzie ty jedziesz?! Zostawisz mnie samą?!-krzyknęła oburzona.
-Zaraz wrócę.-powiedziałem, wziąłem konia Sam i ruszyłem. Wróciłem po ok. 15 minutach, tym razem samochodem. Podałem Sam reklamówkę.
-Masz szczęście że mam niedaleko dom i sklep.-zaśmiałem się i kiwnąłem głową na krzaki.
<Sam??>
Podałem jej moją koszulę.
-Masz, moja jest sucha.-powiedziałem. Na szczęście ściągnąłem ją wcześniej. Niestety żeby wrócić do stajni musielibyśmy przejechać przez dość ruchliwą ulicę. Wstałem, założyłem spodnie i wsiadłem na konia.
-Gdzie ty jedziesz?! Zostawisz mnie samą?!-krzyknęła oburzona.
-Zaraz wrócę.-powiedziałem, wziąłem konia Sam i ruszyłem. Wróciłem po ok. 15 minutach, tym razem samochodem. Podałem Sam reklamówkę.
-Masz szczęście że mam niedaleko dom i sklep.-zaśmiałem się i kiwnąłem głową na krzaki.
<Sam??>
Od Samanty
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
Zaczerwieniłam się.
-Nie.
-Aha. dobrze razem wyglądacie.
Uśmiechnęłam się jedynie. Poszłam w stronę wody.
-Idę się przepłynąć. Idziesz?
-Okej.
Weszliśmy do wody i zaczęliśmy płynąć na głębiny. Byliśmy dość daleko od brzegu. Płynęliśmy bez słowa. Ja nie chciałam się męczyć zanadto. A Hugh jak tam chciał. Wróciliśmy się położyłam się na trawie, aby wyschnąć. Wzięłam głęboki wdech. Czułam wcześniej, że boli mnie podbrzusze i nadszedł ten dzień. Usiadłam wytrzeszczyłam oczy.
-Mam okres! - brak podpasek i wkładek jedynie mokre ubrania.
<Hugh??>
Zaczerwieniłam się.
-Nie.
-Aha. dobrze razem wyglądacie.
Uśmiechnęłam się jedynie. Poszłam w stronę wody.
-Idę się przepłynąć. Idziesz?
-Okej.
Weszliśmy do wody i zaczęliśmy płynąć na głębiny. Byliśmy dość daleko od brzegu. Płynęliśmy bez słowa. Ja nie chciałam się męczyć zanadto. A Hugh jak tam chciał. Wróciliśmy się położyłam się na trawie, aby wyschnąć. Wzięłam głęboki wdech. Czułam wcześniej, że boli mnie podbrzusze i nadszedł ten dzień. Usiadłam wytrzeszczyłam oczy.
-Mam okres! - brak podpasek i wkładek jedynie mokre ubrania.
<Hugh??>
Od Hugh
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
Rzeczywiście było dość upalnie, przez co wiejący wiatr robił się jeszcze gorszy bo nagrzany. Rozmowa się nie kleiła, w sumie nie było też o czym za bardzo rozmawiać. Po koło 30 minutach byliśmy na jeziorem. Wjechaliśmy na koniach do wody i zaczęliśmy się wygłupiać. W pewnym momencie Sam popchnęła mnie i wpadłem do wody. Na szczęście Rosalett była spokojna i nachyliła się tylko by napić się wody. Nie pozostawałem dłużny i chwyciłem dziewczynę w biodrach wyciągając ją przy okazji z siodła i rzucając do wody. Zaczęliśmy chlapać się wodą i śmiać się. Rozsiodłaliśmy konie i położyliśmy się na brzegu ściągnąłem swoje ubranie i położyłem obok żeby wyschło. Zamknąłem oczy i cieszyłem się grzejącym słońce.
-A więc...-zacząłem.-Ten facet, który był dzisiaj w stajni to twój chłopak?
<Sam??>
Rzeczywiście było dość upalnie, przez co wiejący wiatr robił się jeszcze gorszy bo nagrzany. Rozmowa się nie kleiła, w sumie nie było też o czym za bardzo rozmawiać. Po koło 30 minutach byliśmy na jeziorem. Wjechaliśmy na koniach do wody i zaczęliśmy się wygłupiać. W pewnym momencie Sam popchnęła mnie i wpadłem do wody. Na szczęście Rosalett była spokojna i nachyliła się tylko by napić się wody. Nie pozostawałem dłużny i chwyciłem dziewczynę w biodrach wyciągając ją przy okazji z siodła i rzucając do wody. Zaczęliśmy chlapać się wodą i śmiać się. Rozsiodłaliśmy konie i położyliśmy się na brzegu ściągnąłem swoje ubranie i położyłem obok żeby wyschło. Zamknąłem oczy i cieszyłem się grzejącym słońce.
-A więc...-zacząłem.-Ten facet, który był dzisiaj w stajni to twój chłopak?
<Sam??>
Od Samanty
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
-O hej!
-Dobra ja już będę lecieć. - powiedział Max.
-Ok pa.
-Nie, nie ma nic do roboty. Ale możemy jechać w teren. Co ty na to?
-Okej, a gdzie byśmy jechali?
-Nad jezioro. Jest dzisiaj upał. Wykąpałabym się i konie by się do wody wzięło. - uśmiechnęłam się.
Poszliśmy szykować konie. Ja szykowałam Dumę a Hugh Rosalett. Wyruszyliśmy piaszczystą drogą.
<Hugh??>
-O hej!
-Dobra ja już będę lecieć. - powiedział Max.
-Ok pa.
-Nie, nie ma nic do roboty. Ale możemy jechać w teren. Co ty na to?
-Okej, a gdzie byśmy jechali?
-Nad jezioro. Jest dzisiaj upał. Wykąpałabym się i konie by się do wody wzięło. - uśmiechnęłam się.
Poszliśmy szykować konie. Ja szykowałam Dumę a Hugh Rosalett. Wyruszyliśmy piaszczystą drogą.
<Hugh??>
Od Hugh
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPLYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
Zaśmiałem się.
-Poznałem wielu "ciekawych" ludzi, więc dość trudno mnie przerazić.-mrugnąłem do niej.
~~~~~~~~~~~~~Kilka tygodni później~~~~~~~~~~~~~
Wyciągnąłem piwo z lodówki i włączyłem telewizor. Właśnie leciał jakiś film, stwierdziłem że i tak nie mam nic ciekawego do roboty. Przerwa na reklamy. Super. Właśnie tego mi było trzeba. Przewróciłem oczami i wziąłem do ręki plik papieru. Zacząłem powtarzać rolę, ale jakoś mi nie szło. W sumie nie piłem jeszcze, więc pomyślałem że może lepiej pójdzie mi w stajni, może akurat się do czegoś przydam. Wsiadłem w samochód i kilka minut później byłem na miejscu. Wszedłem do budynku gdzie stała Sam, razem z jakimś chłopakiem.
-Jest coś do roboty?
<Sam??>
Zaśmiałem się.
-Poznałem wielu "ciekawych" ludzi, więc dość trudno mnie przerazić.-mrugnąłem do niej.
~~~~~~~~~~~~~Kilka tygodni później~~~~~~~~~~~~~
Wyciągnąłem piwo z lodówki i włączyłem telewizor. Właśnie leciał jakiś film, stwierdziłem że i tak nie mam nic ciekawego do roboty. Przerwa na reklamy. Super. Właśnie tego mi było trzeba. Przewróciłem oczami i wziąłem do ręki plik papieru. Zacząłem powtarzać rolę, ale jakoś mi nie szło. W sumie nie piłem jeszcze, więc pomyślałem że może lepiej pójdzie mi w stajni, może akurat się do czegoś przydam. Wsiadłem w samochód i kilka minut później byłem na miejscu. Wszedłem do budynku gdzie stała Sam, razem z jakimś chłopakiem.
-Jest coś do roboty?
<Sam??>
Od Samanty
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
-Nie, Nie odchodź.
Wzięłam głęboki wdech.
-Zostańmy...
Hugh popatrzył się na mnie.
-Przyjaciółmi. - powiedziałam z głębokim wydechem.
-Dobrze.
Popatrzyłam się na niego.
-Nie przerażam Cię czasami?
<Hugh??>
-Nie, Nie odchodź.
Wzięłam głęboki wdech.
-Zostańmy...
Hugh popatrzył się na mnie.
-Przyjaciółmi. - powiedziałam z głębokim wydechem.
-Dobrze.
Popatrzyłam się na niego.
-Nie przerażam Cię czasami?
<Hugh??>
Od Hugh
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
Kucnąłem przed nią i ściągnąłem łzę z jej policzka.
-Przestań, co się stało to się nie odstanie. Nikt o tym nie wie, a ja Ciebie tak nie postrzegam, więc ty sama nie powinnaś tego robić.-powiedziałem zaciskają dłoń na jej ramieniu i przyciągając do siebie. Przytuliłem ją mocno.
-Ale...
-Nie, już, koniec. Możemy zapomnieć o tym wszystkim, mogę zmienić stajnię jeśli Cię to pocieszy. Po prostu, zapomnijmy o sobie i żyjmy tak jak wcześniej.-powiedziałem delikatnie przygnębiony moimi słowami, ale jeśli Samanta poczuje się przez to lepiej mógłbym zrobić nawet to.
<Sam??>
Kucnąłem przed nią i ściągnąłem łzę z jej policzka.
-Przestań, co się stało to się nie odstanie. Nikt o tym nie wie, a ja Ciebie tak nie postrzegam, więc ty sama nie powinnaś tego robić.-powiedziałem zaciskają dłoń na jej ramieniu i przyciągając do siebie. Przytuliłem ją mocno.
-Ale...
-Nie, już, koniec. Możemy zapomnieć o tym wszystkim, mogę zmienić stajnię jeśli Cię to pocieszy. Po prostu, zapomnijmy o sobie i żyjmy tak jak wcześniej.-powiedziałem delikatnie przygnębiony moimi słowami, ale jeśli Samanta poczuje się przez to lepiej mógłbym zrobić nawet to.
<Sam??>
Od Samanty
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
-Dobra sorry. Nie wiem co we mnie wstąpiło. - powiedziałam patrząc się na niego.
-Twoje zachowanie...
-Nie wiem! Nie wiem! Kim ja sama jestem.
Mężczyzna popatrzył się na mnie zdziwiony.
-Nie wiem.
Usiadłam przy boksie Łexi.
Łza pociekła mi z oka.
-Wczoraj się poznaliśmy i wieczorem byliśmy już w łóżku. Zachowałam się jak jakaś zdzira!
<Hugh??>
-Dobra sorry. Nie wiem co we mnie wstąpiło. - powiedziałam patrząc się na niego.
-Twoje zachowanie...
-Nie wiem! Nie wiem! Kim ja sama jestem.
Mężczyzna popatrzył się na mnie zdziwiony.
-Nie wiem.
Usiadłam przy boksie Łexi.
Łza pociekła mi z oka.
-Wczoraj się poznaliśmy i wieczorem byliśmy już w łóżku. Zachowałam się jak jakaś zdzira!
<Hugh??>
Od Hugh
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
Zagryzłem zęby i nic nie powiedziałem. Powoli ta dziewczyna wyprowadzała mnie z równowagi. Lubiłem ją, ale po tym co się wydarzyło na prawdę nie wiele brakowało żeby zabrał się z tej stadniny. Wziąłem Emiranta i przywiązałem w karuzeli, po czym ustawiłem 25 minut i włączyłem. Widziałem Sam, w sukience, stępującej po pastwisku. Szybko spojrzałem znów na konia. Może lepiej po prostu się nie odzywać? Już sam nie wiem co robić. Tak rozmyślając nawet nie zauważyłem że karuzel się wyłączyła. Przesunąłem kraty, w taki sposób, że wałach mógł wyjść. Zaprowadziłem go do boksu, założyłem ochraniacze stajenne i zamknąłem drzwi. Kątem oka zauważyłem jakiś ruch niedaleko mnie. Zauważyłem znaną mi sylwetkę.
-Masz zamiar znowu mnie spoliczkować? Chcę wiedzieć czy mam już uciekać czy nie, zanim oberwę gorzej.-powiedziałem pół żartem, pół serio i spojrzałem jej prosto w oczy.
<Sam?xd>
Zagryzłem zęby i nic nie powiedziałem. Powoli ta dziewczyna wyprowadzała mnie z równowagi. Lubiłem ją, ale po tym co się wydarzyło na prawdę nie wiele brakowało żeby zabrał się z tej stadniny. Wziąłem Emiranta i przywiązałem w karuzeli, po czym ustawiłem 25 minut i włączyłem. Widziałem Sam, w sukience, stępującej po pastwisku. Szybko spojrzałem znów na konia. Może lepiej po prostu się nie odzywać? Już sam nie wiem co robić. Tak rozmyślając nawet nie zauważyłem że karuzel się wyłączyła. Przesunąłem kraty, w taki sposób, że wałach mógł wyjść. Zaprowadziłem go do boksu, założyłem ochraniacze stajenne i zamknąłem drzwi. Kątem oka zauważyłem jakiś ruch niedaleko mnie. Zauważyłem znaną mi sylwetkę.
-Masz zamiar znowu mnie spoliczkować? Chcę wiedzieć czy mam już uciekać czy nie, zanim oberwę gorzej.-powiedziałem pół żartem, pół serio i spojrzałem jej prosto w oczy.
<Sam?xd>
Od Samanty
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ
Popatrzyłam się na niego i prosto w jego oczy. Po czym strzeliłam mu z liścia. Uśmiechnęłam się i poszłam w stronę Łexi. Wyprowadziłam ją z boksu i wypielęgnowałam. Założyłam ogłowie i wsiadłam na konia. Odwróciłam się i pomachałam Hugh (nie wiem jak to odmienić XD) Nie miałam wchodzić w kłus, a tym bardziej w galop. Zaczęłam iść w stronę jeziora.
<Hugh?? Nie wiem jak odpisać>
Popatrzyłam się na niego i prosto w jego oczy. Po czym strzeliłam mu z liścia. Uśmiechnęłam się i poszłam w stronę Łexi. Wyprowadziłam ją z boksu i wypielęgnowałam. Założyłam ogłowie i wsiadłam na konia. Odwróciłam się i pomachałam Hugh (nie wiem jak to odmienić XD) Nie miałam wchodzić w kłus, a tym bardziej w galop. Zaczęłam iść w stronę jeziora.
<Hugh?? Nie wiem jak odpisać>
Od Hugh
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
Przytuliłem ją, ale nie powiedziałem nic. W sumie nawet nie wiedziałem co powiedzieć. Jaką odwagę? O czym ona gada? Kobiety czasem trudno zrozumieć cofnąłem się krok do tyłu chwyciłam włosianą szczotkę żeby ostatecznie wyczesać kurz przed nałożeniem derki. Sam stała dalej i przyglądała się co robię. Narzuciłem derkę i odwróciłem się do niej.
-Idę z nim do karuzeli, wziąć jeszcze jakiegoś konia?
<Sam?(Nie mam pojęcia co robić xd)>
Przytuliłem ją, ale nie powiedziałem nic. W sumie nawet nie wiedziałem co powiedzieć. Jaką odwagę? O czym ona gada? Kobiety czasem trudno zrozumieć cofnąłem się krok do tyłu chwyciłam włosianą szczotkę żeby ostatecznie wyczesać kurz przed nałożeniem derki. Sam stała dalej i przyglądała się co robię. Narzuciłem derkę i odwróciłem się do niej.
-Idę z nim do karuzeli, wziąć jeszcze jakiegoś konia?
<Sam?(Nie mam pojęcia co robić xd)>
Od Samanty
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ
Nie odezwałam się miałam go dosyć.
-Co?
Nadal nic nie odpowiedziałam.
-Aha.
Podeszłam do Nimfy.
-Hej. Mała idziemy gdzieś. - ale koń miał dosyć mojego towarzystwa i odwrócił się do mnie zadem.
-Aha.
Chciałam wziąć jednego konia jedynie na spacer stępem. Z powodu mojego ubioru. Podeszłam do Hugha i przytuliłam go.
-Dziękuję, że dałeś mi tyle odwagi.
<Hugh??>
Nie odezwałam się miałam go dosyć.
-Co?
Nadal nic nie odpowiedziałam.
-Aha.
Podeszłam do Nimfy.
-Hej. Mała idziemy gdzieś. - ale koń miał dosyć mojego towarzystwa i odwrócił się do mnie zadem.
-Aha.
Chciałam wziąć jednego konia jedynie na spacer stępem. Z powodu mojego ubioru. Podeszłam do Hugha i przytuliłam go.
-Dziękuję, że dałeś mi tyle odwagi.
<Hugh??>
Od Hugh
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ...
Pokręciłem głową w zamyśleniu i odwróciłem się.
-O co chodzi?-spytała, ale nie odpowiedziałem. Wsiadłem szybko do samochodu i wróciłem na plan.
Pokręciłem głową w zamyśleniu i odwróciłem się.
-O co chodzi?-spytała, ale nie odpowiedziałem. Wsiadłem szybko do samochodu i wróciłem na plan.
~~~~~~~~~~~~~Kilka godzin później~~~~~~~~~~~~~
Wracając wstąpiłem na chwilę do stajni, pomyślałem że może wsiądę jeszcze na chwilę na jakiegoś konia. Widziałem że ten nowy, Max, jeździł niedawno na Arancie, postanowiłem więc że wezmę dzisiaj Emiranta i poskaczę trochę. Rozgrzewka, kilka kółek w galopie, przeszkody do 170 cm i znowu kilka kółek stępa. Właśnie czyściłem go po jeździe kiedy usłyszałem czyjeś kroki. Podniosłem głowę i zobaczyłem Sam. Nachyliłem się żeby wyczyścić kopyta. Spojrzałem na nią na chwilę i uśmiechnąłem się.
-Jak mija dzień?-zapytałem jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
<Sam??>
Od Samanty
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ
Szłam nieugięcie jeszcze jakieś pięć minut. Potem z wielkim oburzeniem wsiadłam do samochodu. Patrzyłam się na niego. Pocałowałam go w policzek.
-To był ostatni raz. - powiedziałam ostro.
-Hymm. - mrukną jedynie.
-Przepraszam jesteś..
-No jaki? Za stary??
-YY...
Dojechaliśmy do Stajni. Poszłam umyć się i wyszłam kompletnie bez makijażu. Hugh się dziwnie na mnie popatrzył. Byłam kompletnie bez makijażu i ubrana tak:
Podeszłam do lustra i zaczęłam się malować.
<Hugh??>
Szłam nieugięcie jeszcze jakieś pięć minut. Potem z wielkim oburzeniem wsiadłam do samochodu. Patrzyłam się na niego. Pocałowałam go w policzek.
-To był ostatni raz. - powiedziałam ostro.
-Hymm. - mrukną jedynie.
-Przepraszam jesteś..
-No jaki? Za stary??
-YY...
Dojechaliśmy do Stajni. Poszłam umyć się i wyszłam kompletnie bez makijażu. Hugh się dziwnie na mnie popatrzył. Byłam kompletnie bez makijażu i ubrana tak:
Podeszłam do lustra i zaczęłam się malować.
<Hugh??>
Od Samanty
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Po czterdziestu minutach rozmowy usłyszałam jak obie panie wracają. Specjalnie zaczęłam się głośno śmiać przy oknie i krzyczeć teksty typu "Max co Ty?!". Po chwili usłyszałam: " Ależ co oni tam wyprawiają?" "Ona nadal u niego siedzi?!" Popatrzyłam się na Max'a i wyszłam z mieszkania.
-Sam gdzie idziesz?
Nie zamykałam drzwi poszłam do mieszkania obok i zapukałam. Otworzyła owa pani.
-O dzień dobry! To pani jest moją nową sąsiadką?! To świetnie! Jestem Samanta!
-Bog...
-Miło poznać!
Kobieta stała i patrzyła się na mnie.
-A tak w ogóle. - powiedziałam już poważnie poprawiając loki. - Niech pani trochę popatrzy! Co sobie pani wyobraża, że morze sobie opowiadać takie bzdury?! A tak na przyszłość: Jak pani kogoś obgaduje niech zamyka okno!
Obróciłam się na pięcie i poszłam w stronę mieszkania Max'a.
-Co za bachorzyca! - usłyszałam za plecami. - Słyszałaś Miecia?!
Odwróciłam się z powrotem do mieszkania owej pani Bogumiły.
-Jeszcze coś pani mówi?
Kobieta tylko trzasnęła drzwiami.
Wcześniej nie zwróciłam uwagi na Max'a stojącego w drzwiach. Uśmiechnęłam się do niego.
-Przepraszam.
Weszliśmy do mieszkania.
-Teraz to twoja sąsiadeczka Cię znienawidzi. Nie mogłam się powstrzymać.
Usłyszałam z nów przez okno.
-A widziałaś jej makijaż?! Co teraz stało się z tą młodzieżą?! A jej fioletowe włosy! Szczyt dziwactwa!
Podeszłam do okna i otworzyłam go na całą szerokość.
-Słyszałam! - krzyknęłam i zamknęłam okno.
<Max??>
Po czterdziestu minutach rozmowy usłyszałam jak obie panie wracają. Specjalnie zaczęłam się głośno śmiać przy oknie i krzyczeć teksty typu "Max co Ty?!". Po chwili usłyszałam: " Ależ co oni tam wyprawiają?" "Ona nadal u niego siedzi?!" Popatrzyłam się na Max'a i wyszłam z mieszkania.
-Sam gdzie idziesz?
Nie zamykałam drzwi poszłam do mieszkania obok i zapukałam. Otworzyła owa pani.
-O dzień dobry! To pani jest moją nową sąsiadką?! To świetnie! Jestem Samanta!
-Bog...
-Miło poznać!
Kobieta stała i patrzyła się na mnie.
-A tak w ogóle. - powiedziałam już poważnie poprawiając loki. - Niech pani trochę popatrzy! Co sobie pani wyobraża, że morze sobie opowiadać takie bzdury?! A tak na przyszłość: Jak pani kogoś obgaduje niech zamyka okno!
Obróciłam się na pięcie i poszłam w stronę mieszkania Max'a.
-Co za bachorzyca! - usłyszałam za plecami. - Słyszałaś Miecia?!
Odwróciłam się z powrotem do mieszkania owej pani Bogumiły.
-Jeszcze coś pani mówi?
Kobieta tylko trzasnęła drzwiami.
Wcześniej nie zwróciłam uwagi na Max'a stojącego w drzwiach. Uśmiechnęłam się do niego.
-Przepraszam.
Weszliśmy do mieszkania.
-Teraz to twoja sąsiadeczka Cię znienawidzi. Nie mogłam się powstrzymać.
Usłyszałam z nów przez okno.
-A widziałaś jej makijaż?! Co teraz stało się z tą młodzieżą?! A jej fioletowe włosy! Szczyt dziwactwa!
Podeszłam do okna i otworzyłam go na całą szerokość.
-Słyszałam! - krzyknęłam i zamknęłam okno.
<Max??>
czwartek, 10 grudnia 2015
Od Max'a
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Czułem, że dziewczyna jeszcze trzęsie się ze zdenerwowania. Wreszcie zaproponowała, że możemy gdzieś pójść. Przytaknąłem lekko głową i zamyśliłem się głęboko. Kolejny raz wyczułem nieprzyjemną ciszę i musiałem wreszcie wymyślić jakieś miejsce.
- Wiesz...może do miasta? Niedaleko mojego domu jest jakaś pizzeria, z chęcią bym coś i Tobie zamówił.
Wpadłem nagle na pomysł. Samanta zgodziła się i poszliśmy na piechotę. Nie było daleko, wystarczyło przejść trzy ulice, czyli jakieś 500 metrów. Nie sprawiało mi trudu chodzenie o kulach i dziwię się, że dostałem 'chorobowe' na taki długi czas...za tydzień zadzwonię do tego ortopedy i się spytam, czy jednak trochę go nie skróci. Weszliśmy do włoskiej restauracji. Usiedliśmy i wybraliśmy dania. Samanta chciała już wyjmować portfel, kiedy zatrzymałem Jej rękę.
- Daj spokój, ja zapłacę.
Powiedziałem i uśmiechnąłem się do jeszcze bardziej bladej i jeszcze nieco smutnej faktem, iż jeden z naszych stajennych przyjaciół cierpiał właśnie. Rozmyślając o tym nie zauważyłem nawet, że po moim policzku spłynęła łza.
- No to się rozkleiliśmy...
Oznajmiła Samanta. Zarumieniłem się, głupio było mi płakać. Ależ nie mogłem o tym dłużej myśleć....czym się tu zająć? Nie musiałem długo rozmyślać, gdyż chwilę potem dostaliśmy zamówione dania.
- Smacznego.
Rzuciła oschle kelnerka. Nie ułatwiała sprawy, dlatego ot, tak zaśmiałem się pod nosem i odważnie powiedziałem:
- Jaka miła obsługa...
Popatrzyła za mną, a uznając, że nie może powiedzieć do mnie młody i wykląć, bo sama ma z osiemnaście lat, parsknęła i poszła do kuchni. Po obiedzie na chwilę udaliśmy się do mojego wynajmowanego domu. Jego właściciel jest bardzo bogatym człowiekiem, posiada wiele takich domów. Mój nie był duży, ale przytulny i wygodny. Miał mały garaż, piętro i piwnicę, balkon i bardzo mały strych na samej górze. Otworzyłem kluczem drzwi.
- To twój dom?
Spytała Sam rozglądając się wokoło.
- To znaczy...wynajmuję go. Za pół roku na studia.
Usiedliśmy na kanapę, wreszcie mogłem odłożyć kule na bok.
- Kim będziesz, jak zdasz...?
Zaciekawiła się Samanta.
- Weterynarzem. Raczej, jak mi się uda...
Odpowiedziałem zaglądając za okno. Obok mnie mieszkała starsza pani, której chyba podpadłem...nieważne. Właśnie obgadywała mnie ze swoimi przyjaciółeczkami - damami...
- O, ten, nowy. Z jakąś dziewczyną...
Usłyszeliśmy przez otwarte okno.
- Węszą.
Prychnąłem. No przepraszam, ale jeśli zaproszę koleżankę do domu nie oznacza to, że łączy nas coś więcej. Ech, co tym babom w głowach siedzi... Sam zaczęła się śmiać słuchając ich marudzenia. Wreszcie poszły do kościoła, z tego co słyszeliśmy i mogliśmy roześmiać się.
<Samanta?>
Czułem, że dziewczyna jeszcze trzęsie się ze zdenerwowania. Wreszcie zaproponowała, że możemy gdzieś pójść. Przytaknąłem lekko głową i zamyśliłem się głęboko. Kolejny raz wyczułem nieprzyjemną ciszę i musiałem wreszcie wymyślić jakieś miejsce.
- Wiesz...może do miasta? Niedaleko mojego domu jest jakaś pizzeria, z chęcią bym coś i Tobie zamówił.
Wpadłem nagle na pomysł. Samanta zgodziła się i poszliśmy na piechotę. Nie było daleko, wystarczyło przejść trzy ulice, czyli jakieś 500 metrów. Nie sprawiało mi trudu chodzenie o kulach i dziwię się, że dostałem 'chorobowe' na taki długi czas...za tydzień zadzwonię do tego ortopedy i się spytam, czy jednak trochę go nie skróci. Weszliśmy do włoskiej restauracji. Usiedliśmy i wybraliśmy dania. Samanta chciała już wyjmować portfel, kiedy zatrzymałem Jej rękę.
- Daj spokój, ja zapłacę.
Powiedziałem i uśmiechnąłem się do jeszcze bardziej bladej i jeszcze nieco smutnej faktem, iż jeden z naszych stajennych przyjaciół cierpiał właśnie. Rozmyślając o tym nie zauważyłem nawet, że po moim policzku spłynęła łza.
- No to się rozkleiliśmy...
Oznajmiła Samanta. Zarumieniłem się, głupio było mi płakać. Ależ nie mogłem o tym dłużej myśleć....czym się tu zająć? Nie musiałem długo rozmyślać, gdyż chwilę potem dostaliśmy zamówione dania.
- Smacznego.
Rzuciła oschle kelnerka. Nie ułatwiała sprawy, dlatego ot, tak zaśmiałem się pod nosem i odważnie powiedziałem:
- Jaka miła obsługa...
Popatrzyła za mną, a uznając, że nie może powiedzieć do mnie młody i wykląć, bo sama ma z osiemnaście lat, parsknęła i poszła do kuchni. Po obiedzie na chwilę udaliśmy się do mojego wynajmowanego domu. Jego właściciel jest bardzo bogatym człowiekiem, posiada wiele takich domów. Mój nie był duży, ale przytulny i wygodny. Miał mały garaż, piętro i piwnicę, balkon i bardzo mały strych na samej górze. Otworzyłem kluczem drzwi.
- To twój dom?
Spytała Sam rozglądając się wokoło.
- To znaczy...wynajmuję go. Za pół roku na studia.
Usiedliśmy na kanapę, wreszcie mogłem odłożyć kule na bok.
- Kim będziesz, jak zdasz...?
Zaciekawiła się Samanta.
- Weterynarzem. Raczej, jak mi się uda...
Odpowiedziałem zaglądając za okno. Obok mnie mieszkała starsza pani, której chyba podpadłem...nieważne. Właśnie obgadywała mnie ze swoimi przyjaciółeczkami - damami...
- O, ten, nowy. Z jakąś dziewczyną...
Usłyszeliśmy przez otwarte okno.
- Węszą.
Prychnąłem. No przepraszam, ale jeśli zaproszę koleżankę do domu nie oznacza to, że łączy nas coś więcej. Ech, co tym babom w głowach siedzi... Sam zaczęła się śmiać słuchając ich marudzenia. Wreszcie poszły do kościoła, z tego co słyszeliśmy i mogliśmy roześmiać się.
<Samanta?>
Od Hugh
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
-Podrzucić Cię do stajni?
-Ale napisałeś że...
-Wiem, ale kręcą na razie sceny beze mnie więc mam trochę czasu.-uśmiechnąłem się. Popatrzyła trochę nie pewnie, ale ja się tylko zaśmiałem.
-Nie bój się, nie zaciągnę Cię znowu do łóżka.-zaśmiałem się. Tak, ciekawe kto tu kogo zaciągał, ale dobra, jestem mężczyzną, w końcu nie zaprzeczyłem jej. Przewróciłem oczami, myśląc jak dziecinnie się zachowałem.
-No to jak będzie? Jedziesz?
<Sam??>
-Podrzucić Cię do stajni?
-Ale napisałeś że...
-Wiem, ale kręcą na razie sceny beze mnie więc mam trochę czasu.-uśmiechnąłem się. Popatrzyła trochę nie pewnie, ale ja się tylko zaśmiałem.
-Nie bój się, nie zaciągnę Cię znowu do łóżka.-zaśmiałem się. Tak, ciekawe kto tu kogo zaciągał, ale dobra, jestem mężczyzną, w końcu nie zaprzeczyłem jej. Przewróciłem oczami, myśląc jak dziecinnie się zachowałem.
-No to jak będzie? Jedziesz?
<Sam??>
Od Samanty
PRZESZŁOŚĆ NIE MOŻE WPŁYWAĆ NA PRZYSZŁOŚĆ
Obudziłam się i zobaczyłam gdzie jestem.
-Co?!
Wstałam szybko. Chociaż chciałam wstać szybko. Ale ogromny kac nie pozwalał mi na to. Więc jeszcze jedno podejście. Udane. Założyłam na siebie sweter który mi dał poprzedniego wieczora. Spodnie i buty. Wzięłam klucze i wyszłam z domu. Och trochę drogi. Do domy dzielił mnie jeden kilometr. Zamknęłam i wyruszyłam w drogę. W wczorajszym makijażu i fryzurze wyglądałam olśniewająco. Aaa i na dodatek ten zapach wódki. YYmmmm pysznie. (XD) Byłam jakieś sto merów do domu Hugha. Szłam dość wolo, ale spokojnie. Usiadłam pod drzewem aby odpocząć siedziałam tak z 10 minut. Ale pomyślałam o wszystkim wzięłam butelkę wody. Popatrzyłam na telefon. Aż cofnęłam twarz z wrażenia. 15:50. Co? To o której wstałam? Poszłam kolejne sto metrów. Usłyszałam warkot samochodu. Odwróciłam się, a za kierownicą zobaczyłam Hugha. Podjechał wolno. Szłam tak samo ja wcześniej nie oglądając się już za siebie.
<Hugh??>
Obudziłam się i zobaczyłam gdzie jestem.
-Co?!
Wstałam szybko. Chociaż chciałam wstać szybko. Ale ogromny kac nie pozwalał mi na to. Więc jeszcze jedno podejście. Udane. Założyłam na siebie sweter który mi dał poprzedniego wieczora. Spodnie i buty. Wzięłam klucze i wyszłam z domu. Och trochę drogi. Do domy dzielił mnie jeden kilometr. Zamknęłam i wyruszyłam w drogę. W wczorajszym makijażu i fryzurze wyglądałam olśniewająco. Aaa i na dodatek ten zapach wódki. YYmmmm pysznie. (XD) Byłam jakieś sto merów do domu Hugha. Szłam dość wolo, ale spokojnie. Usiadłam pod drzewem aby odpocząć siedziałam tak z 10 minut. Ale pomyślałam o wszystkim wzięłam butelkę wody. Popatrzyłam na telefon. Aż cofnęłam twarz z wrażenia. 15:50. Co? To o której wstałam? Poszłam kolejne sto metrów. Usłyszałam warkot samochodu. Odwróciłam się, a za kierownicą zobaczyłam Hugha. Podjechał wolno. Szłam tak samo ja wcześniej nie oglądając się już za siebie.
<Hugh??>
Od Hugh
Przeszłość nie powinna wpływać na przyszłość...
Westchnąłem ciężko, czując jej nogi mocniej zaciskające się na moim ciele. Ta noc zmierzała tylko do jednego, nie wiem jeszcze czy się z tego cieszę czy nie. Pozbyliśmy się ostatnich części naszych garderób. Wplotłem ręce w jej włosy.
Usłyszałem dzwonek alarmu.
-Cholera-syknąłem i zerwałem się na równe nogi. Obejrzałem się na chwilę za siebie, na łóżko, gdzie leżała naga Sam. Otworzyłem szerzej oczy. Wieczór pamiętałem trochę jak przez mgłę, ale teraz przypomniałem sobie trochę więcej. Wzrok oderwałem dopiero wtedy, kiedy usłyszałem wibracje telefonu. Podniosłem go, chwyciłem spodnie i koszule wybiegając już pokoju. Nie patrząc na ekran przyłożyłem go do ucha.
-Dancy, gdzie ty jesteś?
-Kto mówi?-zapytałem naciągając jedną rękę nogawkę spodni.
-Mads, wszyscy czekamy na Ciebie na planie! Czy ty sobie żarty robisz?
-Nie, za chwilę będę, dajcie mi jeszcze 10 minut.-powiedziałem cicho i rozłączyłem się. Nabazgrałem szybko na kartce:
Westchnąłem ciężko, czując jej nogi mocniej zaciskające się na moim ciele. Ta noc zmierzała tylko do jednego, nie wiem jeszcze czy się z tego cieszę czy nie. Pozbyliśmy się ostatnich części naszych garderób. Wplotłem ręce w jej włosy.
~~~~~~~~~Rano~~~~~~~~~
Usłyszałem dzwonek alarmu.
-Cholera-syknąłem i zerwałem się na równe nogi. Obejrzałem się na chwilę za siebie, na łóżko, gdzie leżała naga Sam. Otworzyłem szerzej oczy. Wieczór pamiętałem trochę jak przez mgłę, ale teraz przypomniałem sobie trochę więcej. Wzrok oderwałem dopiero wtedy, kiedy usłyszałem wibracje telefonu. Podniosłem go, chwyciłem spodnie i koszule wybiegając już pokoju. Nie patrząc na ekran przyłożyłem go do ucha.
-Dancy, gdzie ty jesteś?
-Kto mówi?-zapytałem naciągając jedną rękę nogawkę spodni.
-Mads, wszyscy czekamy na Ciebie na planie! Czy ty sobie żarty robisz?
-Nie, za chwilę będę, dajcie mi jeszcze 10 minut.-powiedziałem cicho i rozłączyłem się. Nabazgrałem szybko na kartce:
"Musiałem jechać na plan, jeśli chcesz możesz zostać. Będę z powrotem koło 17. W lodówce masz jedzenie, a w szafce obok soki. Czuj się jak u siebie.
Hugh"
Chwyciłem kluczyki, dokumenty i wybiegłem z domu wsiadając do mojego Lykana Hypersport.
<Sam?>
Od Samanty
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Podpiekłam do chłopaka i przytuliłam go.
-Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam!!
-Nic się nie stało.
Ustałam obok niego zawstydzona.
-Uciekłam i zostawiłam Cię. - patrzyłam na niego.
-Każdy czegoś się boi.
-Ale ja się nie bałam ja spanikowałam na całej linii.
Staliśmy w dziwnej i trochę przerażającej ciszy.
-Idziemy gdzieś?
<Max??>
Podpiekłam do chłopaka i przytuliłam go.
-Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam!!
-Nic się nie stało.
Ustałam obok niego zawstydzona.
-Uciekłam i zostawiłam Cię. - patrzyłam na niego.
-Każdy czegoś się boi.
-Ale ja się nie bałam ja spanikowałam na całej linii.
Staliśmy w dziwnej i trochę przerażającej ciszy.
-Idziemy gdzieś?
<Max??>
środa, 9 grudnia 2015
Od Max'a
Pierwszy dzień w stajni
Niestety, nie udało mi się nakłonić konia do wstania. Musieli go zabrać od lecznicy. Noga wciąż mi dokuczała, a Samanta...jedyna osoba, którą znam w stajni...poszła. Współczułem jej, że musiała oglądać cierpienie tego konia. Było wśród mnie kilku ludzi, pewnie też należą do Stajni Nimfy. Żadnego nie znałem. Dwie, pewnie nieco starsze dziewczyny, znajomy mi już z widoku mężczyzna oraz ktoś w kapturze. Stał na boku nie mówiąc nic. Była to chyba dziewczyna, chociaż nie mogłem poznać z tak daleka. Podszedłem więc nieco, a osoba uniosła wzrok. Teraz mogłem stwierdzić, że to też dziewczyna. Mogła być też w moim wieku. Uśmiechnąłem się miło, kiedy popatrzyła swoimi niebieskimi oczyma na moją nieco zakłopotaną postać. Pewnie się zdziwiła, kiedy mimo iż o kulach to podbiegłem do wyjścia stajni. Czekałem. Sam nie wiem na co. Ludzie szybko się rozbiegli. Też chciałem iść, bo w sumie już pora obiadowa, kiedy usłyszałem stukot kopyt w galopie. Po chwili zobaczyłem konia i postać. Kłusowali szybko w moją stronę. Zatoczyli dwie duże wolty stępem i wrócili do stajni. Samanta zeskoczyła z konia i podeszła do boksu, pustego. Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Westchnąłem i odpowiedziałem:
- Zabrali go. Pewnie będzie miał zabieg.
<Samanta?>
Niestety, nie udało mi się nakłonić konia do wstania. Musieli go zabrać od lecznicy. Noga wciąż mi dokuczała, a Samanta...jedyna osoba, którą znam w stajni...poszła. Współczułem jej, że musiała oglądać cierpienie tego konia. Było wśród mnie kilku ludzi, pewnie też należą do Stajni Nimfy. Żadnego nie znałem. Dwie, pewnie nieco starsze dziewczyny, znajomy mi już z widoku mężczyzna oraz ktoś w kapturze. Stał na boku nie mówiąc nic. Była to chyba dziewczyna, chociaż nie mogłem poznać z tak daleka. Podszedłem więc nieco, a osoba uniosła wzrok. Teraz mogłem stwierdzić, że to też dziewczyna. Mogła być też w moim wieku. Uśmiechnąłem się miło, kiedy popatrzyła swoimi niebieskimi oczyma na moją nieco zakłopotaną postać. Pewnie się zdziwiła, kiedy mimo iż o kulach to podbiegłem do wyjścia stajni. Czekałem. Sam nie wiem na co. Ludzie szybko się rozbiegli. Też chciałem iść, bo w sumie już pora obiadowa, kiedy usłyszałem stukot kopyt w galopie. Po chwili zobaczyłem konia i postać. Kłusowali szybko w moją stronę. Zatoczyli dwie duże wolty stępem i wrócili do stajni. Samanta zeskoczyła z konia i podeszła do boksu, pustego. Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Westchnąłem i odpowiedziałem:
- Zabrali go. Pewnie będzie miał zabieg.
<Samanta?>
wtorek, 8 grudnia 2015
Od Samanty
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Wzięłam jak najszybciej telefon do ręki i wybiłam numer weterynarza. Byłam spanikowana, Rosal pojechała do innej stadniny aby obejrzeć konie do sprzedaży. A ja stałam z Max'em przy koniu. Max nawoływał i pomagał koniu wstać. Ja wzywałam weterynarza. Koń ruszał kopytami z rżeniem. Ciekły mi łzy z oczu. Max popatrzał się na mnie.
-Nigdy koń przy mnie nie miał morzyska. - powiedziałam zawstydzona.
Nie wiedziałam kompletnie co robić.
-Jedzie?
-Jedzie!
Przyjechał weterynarze i zaczęli go badać.
-I co?!
-Weźmiemy go do kliniki jak wstanie... Ale na razie na to się nie zapowiada. Chyba będzie trzeba będzie zrobić zabieg. Ale nic jeszcze nie wiadomo.
W między czasie zadzwoniłam do Rosal. Po pięciu minutach była. Zobaczyłam Ros i od razu wybiegłam ze stajni biorąc pierwsze ogłowie jakie wpadło mi w rękę i pobiegłam na łąkę. Odszukałam Ros'a na którym pół godziny temu jeździłam. Szybko założyłam mu ogłowie i zaczęłam prowadzić go stępem na oklep. Kilka kroków i weszłam w kłus. Pokłusował trochę i weszłam w galop. Biegł galopem, aż do miejsca mojego ulubionego. Jest dość spore jezioro przy którym jakieś dwadzieścia metrów dalej stoi jabłoń na dużej łące. Zsiadłam z konia i usiadłam pod ową jabłonią.
<Max??>
Wzięłam jak najszybciej telefon do ręki i wybiłam numer weterynarza. Byłam spanikowana, Rosal pojechała do innej stadniny aby obejrzeć konie do sprzedaży. A ja stałam z Max'em przy koniu. Max nawoływał i pomagał koniu wstać. Ja wzywałam weterynarza. Koń ruszał kopytami z rżeniem. Ciekły mi łzy z oczu. Max popatrzał się na mnie.
-Nigdy koń przy mnie nie miał morzyska. - powiedziałam zawstydzona.
Nie wiedziałam kompletnie co robić.
-Jedzie?
-Jedzie!
Przyjechał weterynarze i zaczęli go badać.
-I co?!
-Weźmiemy go do kliniki jak wstanie... Ale na razie na to się nie zapowiada. Chyba będzie trzeba będzie zrobić zabieg. Ale nic jeszcze nie wiadomo.
W między czasie zadzwoniłam do Rosal. Po pięciu minutach była. Zobaczyłam Ros i od razu wybiegłam ze stajni biorąc pierwsze ogłowie jakie wpadło mi w rękę i pobiegłam na łąkę. Odszukałam Ros'a na którym pół godziny temu jeździłam. Szybko założyłam mu ogłowie i zaczęłam prowadzić go stępem na oklep. Kilka kroków i weszłam w kłus. Pokłusował trochę i weszłam w galop. Biegł galopem, aż do miejsca mojego ulubionego. Jest dość spore jezioro przy którym jakieś dwadzieścia metrów dalej stoi jabłoń na dużej łące. Zsiadłam z konia i usiadłam pod ową jabłonią.
<Max??>
Od Max'a
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Uśmiechnąłem się lekko do Samanty. Sam nie wiedziałem, co teraz. Wiedziałem tylko jedno i postanowiłem właśnie to jej odpowiedzieć. - Teraz dwa tygodnie bez jazdy konno.
Odpowiedziałem więc poważniejszym już głosem.
- Ale będziesz przyjeżdżał pomagać?
Zapytała dziewczyna. Po dłuższej chwili milczenia miała się już odwrócić i pójść zrozumiawszy, że nie.
- Będę. I może z trudem, ale będę. Nie czuję urazy do Aranta, bardzo lubię konie jego temperamentu. Nieraz wsiądę jeszcze na niego, ale muszę rozkręcić się na jakimś spokojnym koniu...w razie czego.
Odpowiedziałem pewnym głosem. Było dopiero coś po dwunastej, więc nie chciałem jeszcze jechać do domu. Boli mnie, ale co mam zrobić.
- Hej...
Podszedłem do boksu ogiera. Ten zerknął na mnie niepewnie i odwrócił się. W siodlarni leżały jakieś jabłka, były jeszcze świeże. Dałem jedno koniowi. Zniżył głowę i chwycił zębami czerwony owoc. Po chwili domagał się jeszcze czegoś. Pewnie mają teraz porę obiadową. Obszedłem z trudem całą stajnię w poszukiwaniu siana. Wreszcie w jakimś rogu ujrzałem kilka warstw położonych jedna na drugiej. Były pojedynczo związane. Jedna wiązka dotarła natychmiast do Aranta de Fonse. Potem jeszcze napił się wody z automatycznego poidła i patrzył na mnie z zaciekawieniem. Oglądałem inne konie. Moją uwagę przykuły dwa hucuły. Wogatti i Wizuar. Szczególnie ten drugi. Miał nietypową maść i czarne, niczym dwa punkciki oczy. Ten pierwszy zaś wyglądał na młodego. Usłyszałem rżenie i kopanie z boks, po czym jeszcze piłowanie zębami o coś drewnianego. Domyśliłem się, że to Arant.
- Czego chcesz, zazdrośniku?
Powiedziałem żartobliwie. Za oknem ujrzałem pastwisko, a na nim kilka koni. Może by tak Aranta na chwilę wypuścić? Zdecydowałem więc. Koń sam szedł obok mnie, tylko czasami musiałem zwrócić mu uwagę. Po drodze kopnął wiadro z wodą, oczywiście pękło...nie przyznawałem się. Otworzyłem bramę uważając, żeby inne konie nie wychodziły. W sumie mało koni się teraz pasło. Tylko jakiś fryzyjski, kucyk falabella i achał-tekin podobny do Aranta.
***kilka godzin później***
Posiedziałem w stajni i przypodobałem sobie kilka innych koni. W międzyczasie obserwowałem dawno dorosłego mężczyznę, który przygotowuje sprzęt i podchodzi do pustego boksu Aranta.
- Arant de Fonse jest na pastwisku.
Mruknąłem tak, żeby słyszał i uśmiechnąłem się. Ten bez słowa przyprowadził i przygotował konia do jazdy. Usłyszałem coś niepokojącego. To znajome mi już rżenie nie było typowe dla koni. Zajrzałem do niby pustego boksu i zobaczyłem leżącego, z trudem oddychającego konia.
- Samanta?
Popatrzyłem na drugi koniec stajni. Coś niosła.
- Tak?
Odpowiedziała.
- Znasz numer do jakiegoś weterynarza? Ten koń ma morzysko. Może coś zjadł, że ma tą kolkę...no nic. Trzeba go jakoś zmusić do wstania, nie może leżeć.
<Samanta?>
Uśmiechnąłem się lekko do Samanty. Sam nie wiedziałem, co teraz. Wiedziałem tylko jedno i postanowiłem właśnie to jej odpowiedzieć. - Teraz dwa tygodnie bez jazdy konno.
Odpowiedziałem więc poważniejszym już głosem.
- Ale będziesz przyjeżdżał pomagać?
Zapytała dziewczyna. Po dłuższej chwili milczenia miała się już odwrócić i pójść zrozumiawszy, że nie.
- Będę. I może z trudem, ale będę. Nie czuję urazy do Aranta, bardzo lubię konie jego temperamentu. Nieraz wsiądę jeszcze na niego, ale muszę rozkręcić się na jakimś spokojnym koniu...w razie czego.
Odpowiedziałem pewnym głosem. Było dopiero coś po dwunastej, więc nie chciałem jeszcze jechać do domu. Boli mnie, ale co mam zrobić.
- Hej...
Podszedłem do boksu ogiera. Ten zerknął na mnie niepewnie i odwrócił się. W siodlarni leżały jakieś jabłka, były jeszcze świeże. Dałem jedno koniowi. Zniżył głowę i chwycił zębami czerwony owoc. Po chwili domagał się jeszcze czegoś. Pewnie mają teraz porę obiadową. Obszedłem z trudem całą stajnię w poszukiwaniu siana. Wreszcie w jakimś rogu ujrzałem kilka warstw położonych jedna na drugiej. Były pojedynczo związane. Jedna wiązka dotarła natychmiast do Aranta de Fonse. Potem jeszcze napił się wody z automatycznego poidła i patrzył na mnie z zaciekawieniem. Oglądałem inne konie. Moją uwagę przykuły dwa hucuły. Wogatti i Wizuar. Szczególnie ten drugi. Miał nietypową maść i czarne, niczym dwa punkciki oczy. Ten pierwszy zaś wyglądał na młodego. Usłyszałem rżenie i kopanie z boks, po czym jeszcze piłowanie zębami o coś drewnianego. Domyśliłem się, że to Arant.
- Czego chcesz, zazdrośniku?
Powiedziałem żartobliwie. Za oknem ujrzałem pastwisko, a na nim kilka koni. Może by tak Aranta na chwilę wypuścić? Zdecydowałem więc. Koń sam szedł obok mnie, tylko czasami musiałem zwrócić mu uwagę. Po drodze kopnął wiadro z wodą, oczywiście pękło...nie przyznawałem się. Otworzyłem bramę uważając, żeby inne konie nie wychodziły. W sumie mało koni się teraz pasło. Tylko jakiś fryzyjski, kucyk falabella i achał-tekin podobny do Aranta.
***kilka godzin później***
Posiedziałem w stajni i przypodobałem sobie kilka innych koni. W międzyczasie obserwowałem dawno dorosłego mężczyznę, który przygotowuje sprzęt i podchodzi do pustego boksu Aranta.
- Arant de Fonse jest na pastwisku.
Mruknąłem tak, żeby słyszał i uśmiechnąłem się. Ten bez słowa przyprowadził i przygotował konia do jazdy. Usłyszałem coś niepokojącego. To znajome mi już rżenie nie było typowe dla koni. Zajrzałem do niby pustego boksu i zobaczyłem leżącego, z trudem oddychającego konia.
- Samanta?
Popatrzyłem na drugi koniec stajni. Coś niosła.
- Tak?
Odpowiedziała.
- Znasz numer do jakiegoś weterynarza? Ten koń ma morzysko. Może coś zjadł, że ma tą kolkę...no nic. Trzeba go jakoś zmusić do wstania, nie może leżeć.
<Samanta?>
niedziela, 6 grudnia 2015
Od Samanty
Przeszłość nie powinna wpływać na przyszłość...
Zdjęłam jego spodnie i swój sweter. Czułam jego pocałunki na szyi. Był taki delikatny. I czuły. Oplątałam swoje nogi ponownie wokół jego bioder i teraz całowaliśmy się tak namiętnie i czule. Czułam, że szykuje się coś więcej niż tylko pocałunki. Czułam jak palcami jeździ mi po biodrach i plecach.
<Hugh??>
Zdjęłam jego spodnie i swój sweter. Czułam jego pocałunki na szyi. Był taki delikatny. I czuły. Oplątałam swoje nogi ponownie wokół jego bioder i teraz całowaliśmy się tak namiętnie i czule. Czułam, że szykuje się coś więcej niż tylko pocałunki. Czułam jak palcami jeździ mi po biodrach i plecach.
<Hugh??>
Od Hugh
Przeszłość nie powinna wpływać na przyszłość...
Przyciągnąłem ją ku sobie i zacząłem całować. Sam zaczęła szarpać się z moimi spodniami. W tym całym zamieszaniu spadliśmy z kanapy i wylądowaliśmy na podłodze, śmiejąc się. Nie mogę uwierzyć, że na prawdę to robią, ale po co mam się powtarzać. Raz się żyje. Wstałem i podniosłem Sam. Chwyciłem ją za tył ud i pociągnąłem w górę, a Ona oplotła nogi wokół moich bioder. Wpadliśmy do mojej sypialni, gdzie rzuciłem ją na łóżko.
<Sam??>
Przyciągnąłem ją ku sobie i zacząłem całować. Sam zaczęła szarpać się z moimi spodniami. W tym całym zamieszaniu spadliśmy z kanapy i wylądowaliśmy na podłodze, śmiejąc się. Nie mogę uwierzyć, że na prawdę to robią, ale po co mam się powtarzać. Raz się żyje. Wstałem i podniosłem Sam. Chwyciłem ją za tył ud i pociągnąłem w górę, a Ona oplotła nogi wokół moich bioder. Wpadliśmy do mojej sypialni, gdzie rzuciłem ją na łóżko.
<Sam??>
Od Samanty
Przeszłość nie powinna wpływać na przyszłość...
-Zabawmy się.
Wzięłam jeszcze łyka wódki. Jeździłam palcami po twarzy Hugha i po jego klatce piersiowej. Przesunęłam się i położyłam obok niego. Przytulając go. Po chwili szybkim ruchem zdjęłam stanik. Siedziałam w luźnym swetrze bez stanika i w samych stringach.
Zrobiłam jeszcze kilka kulek po jego klatce piersiowej po czym znów usiadłam na jego podbrzuszu.
<Hugh?? Do Ciebie należny decyzja??>
Wzięłam jeszcze łyka wódki. Jeździłam palcami po twarzy Hugha i po jego klatce piersiowej. Przesunęłam się i położyłam obok niego. Przytulając go. Po chwili szybkim ruchem zdjęłam stanik. Siedziałam w luźnym swetrze bez stanika i w samych stringach.
Zrobiłam jeszcze kilka kulek po jego klatce piersiowej po czym znów usiadłam na jego podbrzuszu.
<Hugh?? Do Ciebie należny decyzja??>
Od Hugh
Przeszłość nie powinna wpływać na przyszłość...
Westchnąłem cicho i położyłem ręce na jej biodrach. Była taka ładna, ale taka... młoda. W przyszłości może tego żałować, ale czemu ja się przejmuje tak jej życiem? Przecież to ona decyduje...
-Sam... i co ja mam z tobą zrobić?-westchnąłem jeszcze raz i spojrzałem jej w twarz. Widziałem uśmieszek na jej ustach i wolałem nie słyszeć odpowiedzi. Nachyliła się i wyszeptała mi do ucha:
<Sam?(Hugh chyba powoli się poddaje XD)>
Westchnąłem cicho i położyłem ręce na jej biodrach. Była taka ładna, ale taka... młoda. W przyszłości może tego żałować, ale czemu ja się przejmuje tak jej życiem? Przecież to ona decyduje...
-Sam... i co ja mam z tobą zrobić?-westchnąłem jeszcze raz i spojrzałem jej w twarz. Widziałem uśmieszek na jej ustach i wolałem nie słyszeć odpowiedzi. Nachyliła się i wyszeptała mi do ucha:
<Sam?(Hugh chyba powoli się poddaje XD)>
sobota, 5 grudnia 2015
Od Samanty
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
Wciąż leżąc leniwie na kanapie przychodziły mi do głowy głupie myśli. Otworzyłam wódkę i wzięłam z niej dwa łyki. Poszłam potem do kanapy Hugha.
-I co? Hugh.
Usiadłam na jego podbrzuszu.
<Hugh?? Oprze się??>
Wciąż leżąc leniwie na kanapie przychodziły mi do głowy głupie myśli. Otworzyłam wódkę i wzięłam z niej dwa łyki. Poszłam potem do kanapy Hugha.
-I co? Hugh.
Usiadłam na jego podbrzuszu.
<Hugh?? Oprze się??>
Od Hugh
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
Westchnąłem ciężko. Wziąłem do ręki koc i poszedłem w ślad za nią.
-Idź do łóżka, ja się tu prześpię.-powiedziałem patrząc na pijaną dziewczynę, wcześniej śmiejącą się, teraz jakby poważną. Wiedziałem że nie powinienem tego robić, już posunąłem się nie o jeden, a o dwa kroki co najmniej za daleko. Wstała, a ja położyłem się na drugiej kanapie i przymknąłem oczy, ale nie usłyszałem jej kroków.
<Sam?>
Westchnąłem ciężko. Wziąłem do ręki koc i poszedłem w ślad za nią.
-Idź do łóżka, ja się tu prześpię.-powiedziałem patrząc na pijaną dziewczynę, wcześniej śmiejącą się, teraz jakby poważną. Wiedziałem że nie powinienem tego robić, już posunąłem się nie o jeden, a o dwa kroki co najmniej za daleko. Wstała, a ja położyłem się na drugiej kanapie i przymknąłem oczy, ale nie usłyszałem jej kroków.
<Sam?>
Od Samanty
Popatrzyłam się na niego.
-Nie dzisiaj.. Kotku. - słowo kotku było jak najbardziej naciśnięte sarkazmem. Wstałam i poszłam w stronę salonu. Położyłam się na kanapie. Usłyszałam jak Hugh idzie w stronę salonu.
<Hugh??>
Od Hugh
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
Spojrzałem na nią... w jej piękne oczy. Usiadłem obok niej i położyłem dłoń na jej udzie. Chwyciła mnie za bluzkę, ale odsunąłem jej dłoń.
-Sam... nie mogę.
-No weź...-chciała powiedzieć, ale zakryłem jej usta. Spojrzałem na nią chwilę, a potem stwierdziłem... pieprzyć to! Ściągnąłem z siebie bluzkę i znowu przycisnąłem jej ręce do łóżka. Słyszałem jej ciężki oddech. Zacząłem całować ja po szyi, i wtedy zdałem sobie sprawę z tego co chcę zrobić. Nie, nie mogę! Ale przecież ona jest dorosła! Nie, nie powinienem... nie tak zachowują się Ci dobrzy, Ci dorośli. Nie wiedziałem co zrobić...
<Sam??!XD>
Spojrzałem na nią... w jej piękne oczy. Usiadłem obok niej i położyłem dłoń na jej udzie. Chwyciła mnie za bluzkę, ale odsunąłem jej dłoń.
-Sam... nie mogę.
-No weź...-chciała powiedzieć, ale zakryłem jej usta. Spojrzałem na nią chwilę, a potem stwierdziłem... pieprzyć to! Ściągnąłem z siebie bluzkę i znowu przycisnąłem jej ręce do łóżka. Słyszałem jej ciężki oddech. Zacząłem całować ja po szyi, i wtedy zdałem sobie sprawę z tego co chcę zrobić. Nie, nie mogę! Ale przecież ona jest dorosła! Nie, nie powinienem... nie tak zachowują się Ci dobrzy, Ci dorośli. Nie wiedziałem co zrobić...
<Sam??!XD>
Od Samanty
-Przestań być taki sknera! Sknera! Sknera! HAHAHAHHAHA
Znów atak śmiechu. Chwyciłam go za ramię i przybliżyłam do siebie. Ale mój żołądek znów kazał mi pobiec do sedesu. Wyrzygawszy się wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Hugh właśnie szedł w stronę "mojego" pokoju.
<Hugh?? Ah te długie opowiadaniaXD>
Od Hugh
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
-Sam... Sam! Przestań!-powiedziałem stanowczo.
-No weź, nie bądź taki! Przecież nie jesteś taki stonowany, nie udawaj. Wiem że jesteś dobrym aktorem, ale skończ! HAHAHA!-zaczęła się śmiać i mocować się z moją koszulą. Złapałem ją za ręce i przycisnąłem je do poduszek na łóżku.
-Sam... jesteś pijana, nie rób tego.-powiedziałem jej, chociaż robiłem to zaprzeczając mojemu wewnętrznemu głosowi. W końcu jestem dorosły, ktoś tu musi zachować rozsądek... ale to jest tak cholernie trudne...
<Sam?(nie chcę posunąć się za daleko więc przekazuję Ci to dalej XD)>
-Sam... Sam! Przestań!-powiedziałem stanowczo.
-No weź, nie bądź taki! Przecież nie jesteś taki stonowany, nie udawaj. Wiem że jesteś dobrym aktorem, ale skończ! HAHAHA!-zaczęła się śmiać i mocować się z moją koszulą. Złapałem ją za ręce i przycisnąłem je do poduszek na łóżku.
-Sam... jesteś pijana, nie rób tego.-powiedziałem jej, chociaż robiłem to zaprzeczając mojemu wewnętrznemu głosowi. W końcu jestem dorosły, ktoś tu musi zachować rozsądek... ale to jest tak cholernie trudne...
<Sam?(nie chcę posunąć się za daleko więc przekazuję Ci to dalej XD)>
Od Samanty
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
-HEhe... Nic... Hehehe.
Śmiałam się jak głupi do sera.
-Po prostu jestem zabawną dziewczyną. HEHEHE XD. A ty udajesz ponurego? Czy taki jesteś? Och. Taka dama jak ja nie powinna się tak odzywać. Co za maniery... Kto mnie wychował??
Zaczęłam ciągnąc do siebie Hugha.
<Hugh?XD>
-HEhe... Nic... Hehehe.
Śmiałam się jak głupi do sera.
-Po prostu jestem zabawną dziewczyną. HEHEHE XD. A ty udajesz ponurego? Czy taki jesteś? Och. Taka dama jak ja nie powinna się tak odzywać. Co za maniery... Kto mnie wychował??
Zaczęłam ciągnąc do siebie Hugha.
<Hugh?XD>
Od Hugh
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
Wstałem z fotela, ale Sam była już znowu na holu, zataczając się, z bluzką pokrytą wymiocinami. Pokręciłem głową i wziąłem ją na ręce. Zaniosłem do mojej sypialni i wyciągnąłem pierwszy z brzegu sweter. Podszedłem do ledwo stojącej sam i zdjąłem z niej delikatnie bluzkę i spodnie, zakładając sweter. Odprowadziłem do łóżka i położyłem, a raczej starałem się ją położyć. W momencie kiedy wstawałem chwyciła mnie za rękaw i pociągnęła. Straciłem równowagę i poleciałem na nią.
-Tak, tak śmieszne.-powiedziałem i usiadłem na łóżku. Niestety, ale ja również nie wypiłem za mało i dawało mi się to we znaki. Może nie tak bardzo jak Sam, ale zakręciło mi się w głowie. Podparłem się ręką. Poczułem jak sam się śmieje.
-Co Cię znowu tak śmieszy?
<Sam?>
Wstałem z fotela, ale Sam była już znowu na holu, zataczając się, z bluzką pokrytą wymiocinami. Pokręciłem głową i wziąłem ją na ręce. Zaniosłem do mojej sypialni i wyciągnąłem pierwszy z brzegu sweter. Podszedłem do ledwo stojącej sam i zdjąłem z niej delikatnie bluzkę i spodnie, zakładając sweter. Odprowadziłem do łóżka i położyłem, a raczej starałem się ją położyć. W momencie kiedy wstawałem chwyciła mnie za rękaw i pociągnęła. Straciłem równowagę i poleciałem na nią.
-Tak, tak śmieszne.-powiedziałem i usiadłem na łóżku. Niestety, ale ja również nie wypiłem za mało i dawało mi się to we znaki. Może nie tak bardzo jak Sam, ale zakręciło mi się w głowie. Podparłem się ręką. Poczułem jak sam się śmieje.
-Co Cię znowu tak śmieszy?
<Sam?>
Od Samanty
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
Nalał po pełnym kieliszku. Jeden, drugi, trzeci, czwarty. Siedziałam nawalona w trzy dupy.
-Ni ma to jak konkrertnie się napierdolić. - powiedziałam do Hugha
-A teraz... -u zaczęłam jak szalona biec w stronę łazienki.
Właśnie okupywałam sedes.
<Hugh?? XD?>
Nalał po pełnym kieliszku. Jeden, drugi, trzeci, czwarty. Siedziałam nawalona w trzy dupy.
-Ni ma to jak konkrertnie się napierdolić. - powiedziałam do Hugha
-A teraz... -u zaczęłam jak szalona biec w stronę łazienki.
Właśnie okupywałam sedes.
<Hugh?? XD?>
Od Hugh
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
Podniosłem brew.
-Coś się znajdzie.-powiedziałem i otworzyłem szafkę. Nachyliłem się, ale nic nie znalazłem.
-Zaraz wracam.-rzuciłem przez ramię w drodze do piwnicy, gdzie trzymałem wina, ale może coś tam znajdę. I znalazłem. Chwyciłem butelkę, a z szafki w kuchni wyciągnąłem dwa kieliszki.
-Nie wiem, czy Finlandia limonkowa jest dla Ciebie prostym alkoholem, ale prostrzego już chyba u mnie nie znajdziesz.-uśmiechnąłem się pod nosem i postawiłem wódkę.
<Sam?>
Podniosłem brew.
-Coś się znajdzie.-powiedziałem i otworzyłem szafkę. Nachyliłem się, ale nic nie znalazłem.
-Zaraz wracam.-rzuciłem przez ramię w drodze do piwnicy, gdzie trzymałem wina, ale może coś tam znajdę. I znalazłem. Chwyciłem butelkę, a z szafki w kuchni wyciągnąłem dwa kieliszki.
-Nie wiem, czy Finlandia limonkowa jest dla Ciebie prostym alkoholem, ale prostrzego już chyba u mnie nie znajdziesz.-uśmiechnąłem się pod nosem i postawiłem wódkę.
<Sam?>
Od Samanty
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
-Powiem Ci jedno. Nie wszystko najdroższe jest najlepsze. Bez obrazy. Nie chcę żadnego piwa z beczki nie wiadomo czego. Proste piwo, wódka, wino. Mi smakuje najlepiej Warka, Tarta, cokolwiek. A wódka jakakolwiek. Zwykłe proste alkohole. Przepraszam nie chciałam na Ciebie tak najechać.
Patrzałam się na Hugha.
-Ale wódkę bym wypiła.
<Hugh??>
-Powiem Ci jedno. Nie wszystko najdroższe jest najlepsze. Bez obrazy. Nie chcę żadnego piwa z beczki nie wiadomo czego. Proste piwo, wódka, wino. Mi smakuje najlepiej Warka, Tarta, cokolwiek. A wódka jakakolwiek. Zwykłe proste alkohole. Przepraszam nie chciałam na Ciebie tak najechać.
Patrzałam się na Hugha.
-Ale wódkę bym wypiła.
<Hugh??>
Od Hugh
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
Usłyszałem kroki na parkiecie. Odwróciłem się i spojrzałem na lekko zmieszaną dziewczynę.
-Chcesz już wracać? Mogę załatwić Ci transport...
-Nie, nie. To to wino.-zaśmialiśmy się. Dziewczyna rozsiadła się wygodnie w fotelu.-Jak długo tu mieszkasz?-spytała rozglądając się.
-A jakieś pół roku.-powiedziałem odchrząkując.-A ty?
-Już dość długo.-stwierdziła i spojrzała na mnie.
-Chcesz coś do jedzenia? Picia? Może skoro nie wino to mam dobre rozwiązanie dla nas obu, piwo robione w beczce po winie. Bardzo dobre. Oczywiście nie namawiam, to tylko propozycja.-szybko podsumowałem, nie chcąc żeby wyszło tak że ją do tego namawiam.-Jak chcesz to mam sok pomarańczowy, jakieś napoje.
<Sam??>
Usłyszałem kroki na parkiecie. Odwróciłem się i spojrzałem na lekko zmieszaną dziewczynę.
-Chcesz już wracać? Mogę załatwić Ci transport...
-Nie, nie. To to wino.-zaśmialiśmy się. Dziewczyna rozsiadła się wygodnie w fotelu.-Jak długo tu mieszkasz?-spytała rozglądając się.
-A jakieś pół roku.-powiedziałem odchrząkując.-A ty?
-Już dość długo.-stwierdziła i spojrzała na mnie.
-Chcesz coś do jedzenia? Picia? Może skoro nie wino to mam dobre rozwiązanie dla nas obu, piwo robione w beczce po winie. Bardzo dobre. Oczywiście nie namawiam, to tylko propozycja.-szybko podsumowałem, nie chcąc żeby wyszło tak że ją do tego namawiam.-Jak chcesz to mam sok pomarańczowy, jakieś napoje.
<Sam??>
Od Smanty
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
-Nie już nie. Wino mi nie zbyt pasuje. Jest wyśmienite. Ale już więcej nie dam rady.
-Rozumiem.
-Gdzie toaleta.
Hugh wskazał mi drogę. Skorzystałam, a potem zaczęłam się przyglądać się sobie w lustrze. Poprawiłam włosy i wróciłam do salonu gdzie siedział Hugh. Nie znałam praktycznie tego mężczyzny. Jeden dzień i jadę do niego na wino...
<Hugh??>
-Nie już nie. Wino mi nie zbyt pasuje. Jest wyśmienite. Ale już więcej nie dam rady.
-Rozumiem.
-Gdzie toaleta.
Hugh wskazał mi drogę. Skorzystałam, a potem zaczęłam się przyglądać się sobie w lustrze. Poprawiłam włosy i wróciłam do salonu gdzie siedział Hugh. Nie znałam praktycznie tego mężczyzny. Jeden dzień i jadę do niego na wino...
<Hugh??>
Od Hugh
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
-Smakuje?-spytałem przekrzywiając głowę na bok. Sam skinęła głową i pociągnęła kolejny łyk.
-Oczywiście.
-Cieszę się w takim razie.-odpowiedziałem z uśmiechem i rozsiadłem się wygodniej w fotelu, przymykając oczy i ciesząc się ciepłem idącym z kominka. Usłyszałem brzęk szkła odkładanego na stół kawowy. Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na rozpromienioną twarz Sam, jej oczy, włosy, usta... czy ja na prawdę tak o niej myślę?! To niedawno było dziecko! Potrząsnąłem głową i chwyciłem za butelkę.
-Czy życzy sobie pani jeszcze kieliszek?
<Sam??>
-Smakuje?-spytałem przekrzywiając głowę na bok. Sam skinęła głową i pociągnęła kolejny łyk.
-Oczywiście.
-Cieszę się w takim razie.-odpowiedziałem z uśmiechem i rozsiadłem się wygodniej w fotelu, przymykając oczy i ciesząc się ciepłem idącym z kominka. Usłyszałem brzęk szkła odkładanego na stół kawowy. Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na rozpromienioną twarz Sam, jej oczy, włosy, usta... czy ja na prawdę tak o niej myślę?! To niedawno było dziecko! Potrząsnąłem głową i chwyciłem za butelkę.
-Czy życzy sobie pani jeszcze kieliszek?
<Sam??>
Od Samanty
-Mam nadzieję, że zachwycę się pod niebiosa. - powiedziałam z lekki śmieszkiem.
Nalał pół kieliszka. Skosztowałam, a moje kubki smakowe oszalały. Pyszne i zarazem pokazujące elegancję jego właściciela. Siedziałam nie wiedząc co zrobić. Nigdy nie byłam u nikogo tak w gościach. Siedziałam wyluzowana i od czasy do czasu poprawiałam moje fioletowe loki.
<Hugh??>
Od Hugh
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
Zamknąłem za sobą duże drzwi. Przeszedłem przez hol i zapaliłem w kominku.
-Madame.-uśmiechnąłem się wskazując fotel kilka kroków przed nim. Poszedłem do barku i wyciągnąłem dwa kieliszki oraz butelkę. Spojrzała na mnie. Wyciągnąłem rękę prezentując wino.
-Chateau d'Yquem rocznik 1947. Co pani sądzi? Czy nadaje się dla pani podniebienia?-zapytałem szarmancko uśmiechając się delikatnie.
<Sam??>
Zamknąłem za sobą duże drzwi. Przeszedłem przez hol i zapaliłem w kominku.
-Madame.-uśmiechnąłem się wskazując fotel kilka kroków przed nim. Poszedłem do barku i wyciągnąłem dwa kieliszki oraz butelkę. Spojrzała na mnie. Wyciągnąłem rękę prezentując wino.
-Chateau d'Yquem rocznik 1947. Co pani sądzi? Czy nadaje się dla pani podniebienia?-zapytałem szarmancko uśmiechając się delikatnie.
<Sam??>
Od Smanty
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
-No pewnie, że Ci nie pozwolę. - powiedziałam lekko mrużąc oczy.
-No to na co czekamy? Zbierajmy się.
Wstałam i wzięłam torebkę. W końcu bezkarnie mogę pić alkohol. WOW nie wiedziałam, że taki dzień nadejdzie. Pojechałam do domu Hugha.
-To co pijemy? - spytałam
<Hugh??>
-No pewnie, że Ci nie pozwolę. - powiedziałam lekko mrużąc oczy.
-No to na co czekamy? Zbierajmy się.
Wstałam i wzięłam torebkę. W końcu bezkarnie mogę pić alkohol. WOW nie wiedziałam, że taki dzień nadejdzie. Pojechałam do domu Hugha.
-To co pijemy? - spytałam
<Hugh??>
Od Hugh
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
-Jestem samochodem...
-Szkoda.-odpowiedziała trochę zawiedziona. Spojrzałem na nią, w końcu to jest po części jeszcze dzieciak... ale też kiedyś taki byłem i wiem że nie warto pić tanie piwo na mieście.
-Ale za to w domu mam bardzo dobre wino z całkiem niezłego rocznika, skusisz się?-zapytałem z uśmiechem.
Popatrzyła na mnie z lekko obawą.
-No nie wiem...
-Po przyjacielsku oczywiście.-upewniłem ją i mrugnąłem okiem.-Chyba nie pozwolisz żebym wypił je sam?-zaśmiałem się.
<Sam??>
-Jestem samochodem...
-Szkoda.-odpowiedziała trochę zawiedziona. Spojrzałem na nią, w końcu to jest po części jeszcze dzieciak... ale też kiedyś taki byłem i wiem że nie warto pić tanie piwo na mieście.
-Ale za to w domu mam bardzo dobre wino z całkiem niezłego rocznika, skusisz się?-zapytałem z uśmiechem.
Popatrzyła na mnie z lekko obawą.
-No nie wiem...
-Po przyjacielsku oczywiście.-upewniłem ją i mrugnąłem okiem.-Chyba nie pozwolisz żebym wypił je sam?-zaśmiałem się.
<Sam??>
Od Samanty
-O morze pójdziemy w teren?
-Ok dobry pomysł.
-Biorę Maszę.
-A ja Nissy.
-To spotkamy się przed drogą polną.
-Ok.
Poszliśmy do dwóch innych stajen, ponieważ nasze konie są w innych.
Po wypielęgnowaniu i osiodłaniu konia. Poszłam do drogi gdzie na mnie już czekała Ros. Wsiadłyśmy na klacze i zaczęliśmy iść pod pięknymi drzewami wiśni. I ten zapach. Och.. rozpieszcza mój nos. Zobaczyłam na polu zająca. Niby małe i szare zwierzątko, ale jakie urocze. Niedaleko jak okiem sięgnąć jest nieduży stawek delikatnie wychylający się zza pięknego i ogromnego sadu.
-Ale tu ślicznie. - powiedziałam poprawiając moje fiolet loki.
<Rosal??>
Od Samanty
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
-Do końca sama nie wiem. Rosal nie opowiadała mi o nim. Ale usłyszałam jej rozmowę z jednym gościem. Mówiła, że jego poprzedni właściciel dawał mu ostry wycisk. Nie jestem pewna czy to prawda. Nie można wierzyć plotką.
Mężczyzna jedynie się uśmiechną z zaciekawioną miną.
-Może nie mówmy o stajni. Całe dnie o niej myślę. - uśmiechnęłam się i zaśmiałam pod nosem.
Myślałam tylko o jednym... Co teraz będzie. Jestem dorosła!
-Morze wypijemy po piwku?
<Hugh?>
-Do końca sama nie wiem. Rosal nie opowiadała mi o nim. Ale usłyszałam jej rozmowę z jednym gościem. Mówiła, że jego poprzedni właściciel dawał mu ostry wycisk. Nie jestem pewna czy to prawda. Nie można wierzyć plotką.
Mężczyzna jedynie się uśmiechną z zaciekawioną miną.
-Może nie mówmy o stajni. Całe dnie o niej myślę. - uśmiechnęłam się i zaśmiałam pod nosem.
Myślałam tylko o jednym... Co teraz będzie. Jestem dorosła!
-Morze wypijemy po piwku?
<Hugh?>
Od Hugh
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
-Espresso.-uśmiechnąłem się do kelnerki. Wyciągnąłem nogi i potarłem kark.
-Wszystko ok?-zapytała się Sam, lekko zatroskana.
-Lata.-zaśmiałem się, z resztą Ona też. Po chwili kelnerka przyniosła nam parujące jeszcze napoje. Wziąłem łyk i spojrzałem przez okno. Płatki śniegu powoli opadały na ziemię. Pierwszy śnieg w prawdzie był już dawno za nami, ale dopiero teraz poczułem że zima na prawdę się zaczyna. Usłyszałem dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i od razu się rozłączyłem.
-Nie odbierzesz?-zapytała cicho dziewczyna.
-To tylko mój menadżer, ale dzisiaj mam wolne więc nie obchodzi mnie to zbytni.-uśmiechnąłem się i dopiłem kawę.
-Menadżer?
-No, trochę gram.-machnąłem ręką nie chcąc drążyć tematu.-A ty, co robisz na co dzień?
-Zajmuję się stajnią, w końcu jestem współwłaścicielką.
-Racja, wybacz.-zaśmiałem się.
-Nic się nie stało.-powiedziała i wzięła kolejny łyk kawy.
-Ten koń, Arant, jak On się tu znalazł? To przez przeszłość jest TAKI?
<Sam??>
-Espresso.-uśmiechnąłem się do kelnerki. Wyciągnąłem nogi i potarłem kark.
-Wszystko ok?-zapytała się Sam, lekko zatroskana.
-Lata.-zaśmiałem się, z resztą Ona też. Po chwili kelnerka przyniosła nam parujące jeszcze napoje. Wziąłem łyk i spojrzałem przez okno. Płatki śniegu powoli opadały na ziemię. Pierwszy śnieg w prawdzie był już dawno za nami, ale dopiero teraz poczułem że zima na prawdę się zaczyna. Usłyszałem dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i od razu się rozłączyłem.
-Nie odbierzesz?-zapytała cicho dziewczyna.
-To tylko mój menadżer, ale dzisiaj mam wolne więc nie obchodzi mnie to zbytni.-uśmiechnąłem się i dopiłem kawę.
-Menadżer?
-No, trochę gram.-machnąłem ręką nie chcąc drążyć tematu.-A ty, co robisz na co dzień?
-Zajmuję się stajnią, w końcu jestem współwłaścicielką.
-Racja, wybacz.-zaśmiałem się.
-Nic się nie stało.-powiedziała i wzięła kolejny łyk kawy.
-Ten koń, Arant, jak On się tu znalazł? To przez przeszłość jest TAKI?
<Sam??>
Od Samanty
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
-Jasne.
Wsiadłam do samochodu Hugha.
-Gdzie jedziemy?
-Do Bistro.
-Aha. Ok.
Doszliśmy do Bisto, a od razu przyszła do nas kelnerka.
-Co podać.
-Y.. Dla mnie Latte Macchiato. A ty co bierzesz?
<Hugh?>
Wsiadłam do samochodu Hugha.
-Gdzie jedziemy?
-Do Bistro.
-Aha. Ok.
Doszliśmy do Bisto, a od razu przyszła do nas kelnerka.
-Co podać.
-Y.. Dla mnie Latte Macchiato. A ty co bierzesz?
<Hugh?>
Od Samanty
Zaśmiałam się. Szykowałam się właśnie w teren ze Sfillem, ale chyba pozostanę w stajni z Maxem.
-Jak ty w ogóle dojechałeś do szpitala? Mogłeś powiedzieć zawiozłabym Cię.
-Nie sądziłem, że masz prawko.
Popatrzałam się na chłopaka z małym oburzeniem. Poczułam wibracje w telefonie. Wyjęłam mojego świeżo zakupioną sony xperie z5. Zerknęłam na wyświetlacz. Mama.
-Tak?
Zaczęła pytać o której będę w domu.
-Gdzieś o dziewiętnastej.
Spojrzałam dopiero dwunasta.
-Dobra, dobra pa.
Uśmiechnęłam się w stronę Maxa.
-I co teraz?
<Max?? Nie wiedziałam jak odpisaćXD >
Od MAXA
PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Pierwszy dzień w stajni. Nowej stajni. Wynajmuję domek w pobliżu, aby wreszcie wyprowadzić się od rodziny. Nie cierpię moich młodszych sióstr. Chociaż Felix - mój starszy brat, chociaż on brał mnie na poważnie. Tak oto zaraz po ukończeniu technikum nie idę na żadne studia. Zostaję z końmi z dala od rodziny. Pasuje mi takie życie. No, ale wracając do stajni...wchodząc do niej coś przykuło moją uwagę. Słyszałem nerwowe kopanie w boks i stukot kopyt, które chodziły po całym boksie. Podszedłem w stronę owych odgłosów. Długo gubiłem się między całkiem spokojnymi końmi, aż wreszcie trafiłem na ogiera. Był piękny, rasy achałtekińskiej. Zapukałem spokojnie w boks i przeczytałem to, co pisało na tabliczce. Arant de Fonse. Na te słowa koń popatrzył na mnie niepewnie i zarżał stłumionym głosem. Udałem się do siodlarni, gdzie zobaczyłem szczotki, a siodło, które leżało na stojaku z napisem Arant, wyglądało na dawno nie używane. Zakurzone, oprócz tego wyglądało jak nowe. No, może raz ktoś się w nim przejechał. Zaś ogłowie jego na pewno było jeszcze świeże. Ani krztyny kurzu, czyste wędzidło...wywnioskować można było z tego, że ten koń to istna masakra. Uśmiechnąłem się do siebie. Natychmiast wziąłem cały jego sprzęt, szczotki oraz kopystkę. Kilka minut błądziłem, ale wreszcie go znalazłem. Stał bez ruchu i patrzył całkiem zadowolony. Najpierw trochę nie chciał być czyszczony, ale po chwili przekonałem go. Po udanym przeczyszczeniu dałem mu kostkę cukru i wziąłem się za kopyta. Przednie, jeszcze ok, ale tylnych za nic nie chciał podać. Wreszcie siłą podniosłem jedno z nich i przywiązałem kręcącego się niespokojnie ogiera. Udało mi się. Przy nakładaniu siodła był już całkiem posłuszny. Tylko z wędzidłem był kłopot. Pół godziny musiałem 'masować mu podniebienie', aby dał się przekonać i otworzył pysk. Dopiąłem jeszcze solidnie popręg i poprawiłem strzemiona. Wreszcie wyprowadziłem konia, założyłem toczek i poszliśmy spokojnie na ujeżdżalnię. Była duża i pusta. Wsiadłem szybko na konia, ten chciał wystartować galopem, jednak udało mi się go jakoś pohamować. Dwa duże koła stępem - więcej koń w takim tempie niestety nie wytrzymał. Musiałem przejść do kłusa i tu udało mi się zrobić z trudem pięć wielkich kół. Wreszcie przeszliśmy w galop. Koń rżał szczęśliwie. Z wolnego galopu zrobił się nagle ostry cwał. Widać było, że ten koń nie jest wybiegany. Nagle otworzyły się ostrożnie drzwi ujeżdżalni.
- Gdzie tak pędzisz?
Usłyszałem kobiecy głos.
- Przed siebie!
Zaśmiałem się. Kiedy koń już zwalniał pozwoliłem sobie na chwilę stępa. Wtedy mogłem dokładnie przyjrzeć się dziewczynie. Obok niej stał piękny, spokojny koń. Czekała, aż skończę cwały i wtedy weszła z koniem na ujeżdżalnię. Pod jej toczkiem kryły się fioletowe, falowane włosy.
- Tak w ogóle...jestem nowy. Nazywam się Max.
Postanowiłem się przedstawić.
- A ja Samanta. Jeździsz na pierwszy ogień na Arancie...?
Zdziwiła się nieco.
- Lubię takie konie. A ty, na jakim jedziesz?
Spytałem schodząc z mojego konia, aby ustawić przeszkodę.
- Dziś na Rose. Chcesz skakać?
Odpowiedziała z lekkim rozbawieniem.
- Czemu nie.
Odmruknąłem zajęty ustawianiem małego najazdu, jakby co. Nie odpowiedziała nic, więc spokojnie wsiadłem na konia, a ten natychmiast zagalopował. Przeszkoda była blisko, ale Arant ominął ją szerokim łukiem.
- Tak pogrywamy? Tym razem ci się nie uda.
Powiedziałem do konia. Ogier był zmuszony przeskoczyć, przy czym tak gwałtownie i nienaturalnie wysoko podniósł zad, że wylądowałem na ziemi. Czułem, że nie wszystko jest dobrze, ale wsiadłem znów na konia i popędziłem na kolejną przeszkodę. Samanta dołączyła do mnie. Skakała pierwsza, za Rosą - Arant. Czułem brak dostatecznej siły w jednej z nóg, aby przekierować konia równo na przeszkodę, ale i tak koń przeskoczył. Zatrzymałem go i dociągnąłem popręg. Postanowiłem już stępować, muszę chwilę odpocząć. Poprowadziłem konia do stajni, po czym ogłowie i siodło wylądowało na stojaku. Popatrzyłem co z moją kostką.
- O k***a.
Wymsknęło mi się, kiedy na niej stanąłem.
- Co się stało?
Usłyszałem znajomy głos. To Samanta, też już wprowadzała Rose do boksu.
- Kostkę skręciłem. No nic, jadę do szpitala.
Kuśtykałem przed siebie do mojego samochodu. Odwiedziłem pierwszy szpital, gdzie zabandażowali mi kostkę po odpowiednim nastawieniu jej. Radzili mi wypożyczyć w sklepie rehabilitacyjnym jedną kulę. Nie mogłem jeździć konno około dwóch tygodni. Wróciłem do stajni. Cudem udało mi się prowadzić samochód jedną nogą. Poszedłem do Aranta. Na końcu stajni Samanta patrzyła na moją nogę.
- Życie.
Krzyknąłem, uśmiechnąłem się i pogłaskałem ogiera.
<Samanta?>
Pierwszy dzień w stajni. Nowej stajni. Wynajmuję domek w pobliżu, aby wreszcie wyprowadzić się od rodziny. Nie cierpię moich młodszych sióstr. Chociaż Felix - mój starszy brat, chociaż on brał mnie na poważnie. Tak oto zaraz po ukończeniu technikum nie idę na żadne studia. Zostaję z końmi z dala od rodziny. Pasuje mi takie życie. No, ale wracając do stajni...wchodząc do niej coś przykuło moją uwagę. Słyszałem nerwowe kopanie w boks i stukot kopyt, które chodziły po całym boksie. Podszedłem w stronę owych odgłosów. Długo gubiłem się między całkiem spokojnymi końmi, aż wreszcie trafiłem na ogiera. Był piękny, rasy achałtekińskiej. Zapukałem spokojnie w boks i przeczytałem to, co pisało na tabliczce. Arant de Fonse. Na te słowa koń popatrzył na mnie niepewnie i zarżał stłumionym głosem. Udałem się do siodlarni, gdzie zobaczyłem szczotki, a siodło, które leżało na stojaku z napisem Arant, wyglądało na dawno nie używane. Zakurzone, oprócz tego wyglądało jak nowe. No, może raz ktoś się w nim przejechał. Zaś ogłowie jego na pewno było jeszcze świeże. Ani krztyny kurzu, czyste wędzidło...wywnioskować można było z tego, że ten koń to istna masakra. Uśmiechnąłem się do siebie. Natychmiast wziąłem cały jego sprzęt, szczotki oraz kopystkę. Kilka minut błądziłem, ale wreszcie go znalazłem. Stał bez ruchu i patrzył całkiem zadowolony. Najpierw trochę nie chciał być czyszczony, ale po chwili przekonałem go. Po udanym przeczyszczeniu dałem mu kostkę cukru i wziąłem się za kopyta. Przednie, jeszcze ok, ale tylnych za nic nie chciał podać. Wreszcie siłą podniosłem jedno z nich i przywiązałem kręcącego się niespokojnie ogiera. Udało mi się. Przy nakładaniu siodła był już całkiem posłuszny. Tylko z wędzidłem był kłopot. Pół godziny musiałem 'masować mu podniebienie', aby dał się przekonać i otworzył pysk. Dopiąłem jeszcze solidnie popręg i poprawiłem strzemiona. Wreszcie wyprowadziłem konia, założyłem toczek i poszliśmy spokojnie na ujeżdżalnię. Była duża i pusta. Wsiadłem szybko na konia, ten chciał wystartować galopem, jednak udało mi się go jakoś pohamować. Dwa duże koła stępem - więcej koń w takim tempie niestety nie wytrzymał. Musiałem przejść do kłusa i tu udało mi się zrobić z trudem pięć wielkich kół. Wreszcie przeszliśmy w galop. Koń rżał szczęśliwie. Z wolnego galopu zrobił się nagle ostry cwał. Widać było, że ten koń nie jest wybiegany. Nagle otworzyły się ostrożnie drzwi ujeżdżalni.
- Gdzie tak pędzisz?
Usłyszałem kobiecy głos.
- Przed siebie!
Zaśmiałem się. Kiedy koń już zwalniał pozwoliłem sobie na chwilę stępa. Wtedy mogłem dokładnie przyjrzeć się dziewczynie. Obok niej stał piękny, spokojny koń. Czekała, aż skończę cwały i wtedy weszła z koniem na ujeżdżalnię. Pod jej toczkiem kryły się fioletowe, falowane włosy.
- Tak w ogóle...jestem nowy. Nazywam się Max.
Postanowiłem się przedstawić.
- A ja Samanta. Jeździsz na pierwszy ogień na Arancie...?
Zdziwiła się nieco.
- Lubię takie konie. A ty, na jakim jedziesz?
Spytałem schodząc z mojego konia, aby ustawić przeszkodę.
- Dziś na Rose. Chcesz skakać?
Odpowiedziała z lekkim rozbawieniem.
- Czemu nie.
Odmruknąłem zajęty ustawianiem małego najazdu, jakby co. Nie odpowiedziała nic, więc spokojnie wsiadłem na konia, a ten natychmiast zagalopował. Przeszkoda była blisko, ale Arant ominął ją szerokim łukiem.
- Tak pogrywamy? Tym razem ci się nie uda.
Powiedziałem do konia. Ogier był zmuszony przeskoczyć, przy czym tak gwałtownie i nienaturalnie wysoko podniósł zad, że wylądowałem na ziemi. Czułem, że nie wszystko jest dobrze, ale wsiadłem znów na konia i popędziłem na kolejną przeszkodę. Samanta dołączyła do mnie. Skakała pierwsza, za Rosą - Arant. Czułem brak dostatecznej siły w jednej z nóg, aby przekierować konia równo na przeszkodę, ale i tak koń przeskoczył. Zatrzymałem go i dociągnąłem popręg. Postanowiłem już stępować, muszę chwilę odpocząć. Poprowadziłem konia do stajni, po czym ogłowie i siodło wylądowało na stojaku. Popatrzyłem co z moją kostką.
- O k***a.
Wymsknęło mi się, kiedy na niej stanąłem.
- Co się stało?
Usłyszałem znajomy głos. To Samanta, też już wprowadzała Rose do boksu.
- Kostkę skręciłem. No nic, jadę do szpitala.
Kuśtykałem przed siebie do mojego samochodu. Odwiedziłem pierwszy szpital, gdzie zabandażowali mi kostkę po odpowiednim nastawieniu jej. Radzili mi wypożyczyć w sklepie rehabilitacyjnym jedną kulę. Nie mogłem jeździć konno około dwóch tygodni. Wróciłem do stajni. Cudem udało mi się prowadzić samochód jedną nogą. Poszedłem do Aranta. Na końcu stajni Samanta patrzyła na moją nogę.
- Życie.
Krzyknąłem, uśmiechnąłem się i pogłaskałem ogiera.
<Samanta?>
piątek, 4 grudnia 2015
Nowy członek!
Imię: Max
Nazwisko: Moore
Wiek: 18 lat
Płeć: mężczyzna
Rodzina: Nie zna ojca, matka to Alexandra Moore, siostry Julie i Lucy, brat Felix i również uznawany jako rodzina pies - Bradley.
Charakter: Dość sympatycznym, ale dla niego liczy się pierwsze wrażenie. Potem już ma do ciebie takie nastawienie, jak pokażesz mu się po raz pierwszy. Nie zaprzeczam, potrafi być bardzo chamski i lubi wypominać. Nie przemówisz do jego rozumu w normalny sposób, jest uparty do bólu. Ba, mało powiedziane. Lubi ekstremalność, jest bardzo śmiały i nie boi się wielu rzeczy. Co oczywiście nie oznacza, że niczego się nie boi, ale ukazuje strach nieco inaczej niż inni...
Ulubiony koń: Lubi ekstremalne konie, a więc...Arant de Fonse. Lubi też Rosalett, Okarynę, Rose, Nissę no i Wogatti, ale Arant to koń zdecydowanie dla niego.
Partner: Nie potrzebuje w swoim życiu dziewczyny, ale zawsze przyda się trochę ciepła bijącego od ukochanej...był uczony czułości od zawsze, więc jest bardzo delikatny w stosunku do dziewczyn.
Dzieci: Boi się, że rodzicielstwo odmieni jego życie na zawsze, a on chce być taki, jaki jest. Stałby się odpowiedzialniejszy, a to jego zdaniem strasznie nudne. Ale...jakby znalazł odpowiednią osobę i trochę 'podrósł'...
Historia rodziny: Mieszkał w małym domku na wsi. Tam po raz pierwszy wsiadł na konia. Nauczył się bardzo szybko dbać o te zwierzęta, jeździć na nich...pokochał je. Zaczął jeździć do pobliskiej stadniny, kształcił się pod względem zawodów. Teraz, po złotej odznace, chce kiedyś zdać na instruktora i wieść swoje życie z wspaniałymi zwierzętami, którymi są konie.
Kontakt: oliwiaklima8
środa, 18 listopada 2015
Od Rosal
NISSY
Weszłam do stajni i podeszłam do Rosalett. Pogłaskałam kobyłkę po łbie. Zaraz zorientowałam się, że w stajni jest ktoś jeszcze. Moim oczom ukazała się nie brzydka długowłosa dziewczyna.
-Cześć Brigitte -zawołałam do niej.
-Cześć -dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
-Zamierzasz jeździć? -spytałam.
-Ymm. Może, a proponujesz coś?
-Ja wsiąde na Rosalett a ty na kogo byś chciała?
-Nissy -stwierdziła kończąc serię pytań.
Razem wyszykowałyśmy konie rozmawiając o jakiś bzdurach. Wytłumaczyłam jej jak polega ''obsługa'' Nissy i wsiadłyśmy w siodła.
-Zastanawiałaś się może nad tym żeby zakupić własnego konia? -zapytałam z czystej ciekawości.
-Sama nie wiem -odparła poprawiając się w siodle.
-Mi osobiście podoba się Czersi z licytacji - powiedziałam.
Po stępie czas na kłus. Postanowiłam na początek przyjrzeć się jak Brig radzi sobie z Nissy, która jest trudną klaczą. Często działa tak jak ona chce i nie łatwo ustępuje. Jednak bardzo lubi towarzystwo człowieka, dlatego uważana jest za stajennego Miśka. Już za drugą łydką Nissy zerwała się do ochoczego kłusu. Brigitte nadała jej odpowiednią prędkość a ja dołączyłam do dziewczyn na Rosi, którą bardzo lubiłam. Do tej pory myślę jak ktoś mógł porzucić tak wspaniałą klacz.
-Wiesz Brigit, że nie kupiłam tej klaczy -zaczęłam mówić do dziewczyny- ktoś kiedyś porzucił 2 konie, Flikę i Rosi. Policja nigdy nie znalazła właścicieli a stajnia Nimfy przejęła konie.
-Nie wiedziałam -uśmiechnęła się do mnie.
-A tobie, który koń z licytacji się najbardziej podoba? -zapytałam jej.
<Brigitte?>
Weszłam do stajni i podeszłam do Rosalett. Pogłaskałam kobyłkę po łbie. Zaraz zorientowałam się, że w stajni jest ktoś jeszcze. Moim oczom ukazała się nie brzydka długowłosa dziewczyna.
-Cześć Brigitte -zawołałam do niej.
-Cześć -dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
-Zamierzasz jeździć? -spytałam.
-Ymm. Może, a proponujesz coś?
-Ja wsiąde na Rosalett a ty na kogo byś chciała?
-Nissy -stwierdziła kończąc serię pytań.
Razem wyszykowałyśmy konie rozmawiając o jakiś bzdurach. Wytłumaczyłam jej jak polega ''obsługa'' Nissy i wsiadłyśmy w siodła.
-Zastanawiałaś się może nad tym żeby zakupić własnego konia? -zapytałam z czystej ciekawości.
-Sama nie wiem -odparła poprawiając się w siodle.
-Mi osobiście podoba się Czersi z licytacji - powiedziałam.
Po stępie czas na kłus. Postanowiłam na początek przyjrzeć się jak Brig radzi sobie z Nissy, która jest trudną klaczą. Często działa tak jak ona chce i nie łatwo ustępuje. Jednak bardzo lubi towarzystwo człowieka, dlatego uważana jest za stajennego Miśka. Już za drugą łydką Nissy zerwała się do ochoczego kłusu. Brigitte nadała jej odpowiednią prędkość a ja dołączyłam do dziewczyn na Rosi, którą bardzo lubiłam. Do tej pory myślę jak ktoś mógł porzucić tak wspaniałą klacz.
-Wiesz Brigit, że nie kupiłam tej klaczy -zaczęłam mówić do dziewczyny- ktoś kiedyś porzucił 2 konie, Flikę i Rosi. Policja nigdy nie znalazła właścicieli a stajnia Nimfy przejęła konie.
-Nie wiedziałam -uśmiechnęła się do mnie.
-A tobie, który koń z licytacji się najbardziej podoba? -zapytałam jej.
<Brigitte?>
sobota, 14 listopada 2015
Nowy Jeździec!
Powitajmy Brigitte!
Imię: Brigitte
Nazwisko: Anderson
Wiek: 18 lat
Płeć: Kobieta
Rodzina: Casandra Anderson-matka(39), Thomas Anderson-ojciec(42), Arisha Anderson- młodsza siostra(13)
Charakter: Brigitte jest zwariowaną dziewczyną. Ma szalone i nie realne pomysły, które wpadają jej do głowy co pięć sekund. To marzycielka, uwielbia usiąść sobie(najlepiej z gorącą czekoladą albo sokiem) w fotelu i oddać się swojej wyobraźni, która jest dosyć bujna. Bywa dziecinna, ale potrafi się też skupić na codziennym życiu. Lubi podejmować ryzyko, nie zależnie jakie. Ulubione zwierzęta to koty i konie. Konno jeździć zaczęła w wieku 8 lat, więc jeździ już dobre 10 lat. W domu ma 5 kotów. Brigitte ma dobre serce i kiedy widzi jakąś przybłędę- od razu musi ją zaadoptować. Jest uparta jak osioł. Często wpada w poważne kłopoty, przez swoją wadę , czyli małe nieogarnięcie. Jednak jest sprytna i szybko wychodzi z taraptów. Możesz coś do niej mówić-a cię nie posłucha. Zwykle wtedy, kiedy ktoś mówi coś ważnego-ona oddaje się marzenią. Zawsze chciała mieć własnego konia. Wierzy, że marzenia się spełniają. Jest ona katolikiem. Bóg, honor,ojczyzna i konie-to są dla niej najważniejsze rzeczy w życiu. Jest ambitną dziewczyną, o duszy towarzyskiej. Nie specjalnie lubi chłopaków, można powiedzieć że żywi do nich małą urazę, z powodu tego, że jeden zdradził jej przyjaciółkę. Brigitte wydaje się być ufna, jednak tak nie jest. Jest przyjacielska i miła, ale nie ma w swoich cechach charakteru ,,ufności'' Kiedy ktoś ją zrani, długo trzyma urazę w sercu. Nie daje sobą pomiatać, jej ulubione filmy to ,,Ruffian'' i ,,Flicka'' Ma słabość do żelków Haribo i lodów sorbetowych o smaku mango. Nie cierpi wtrącać się w nie swoje sprawy, choć często jej się to zdarza przez jej ciekawość. ,,Ciekawość prowadzi do piekła'', to w jej przypadku się zgadza. Jej ciekawość ją kiedyś zgubi. Brigitte jest hojna, nie lubi patrzeć na cierpienie innych. Czy ma ADHD? Może.... NIE! Tylko może się wam zdawać, to że jest energiczna i trochę dziwna, nie znaczy od razu że ma coś z mózgiem. Przeciwnie. To mądra dziewczyna, w szkole podstawowej, gimnazjum i liceum miała same 6 i 5. To chyba jej całkowity opis, choć muszę powiedzieć, że nie wszystko może być prawdą. Bywają takie dni, że jest zamkniętą w sobie i tajemniczą osobą, którą za przeproszeniem g**no obchodzi cały świat.
Ulubiony koń: Nissy
Partner: Miłość ludziom jest potrzebna tylko do szczęścia, jej wystarczą konie...
Dzieci: Brak
Historia rodziny: Brigitte urodziła się w normalnej rodzinie. No bo co dziwnego w tym, że jest sobie kobieta i mężczyzna, kochają się i urodziło im się dziecko? Nic-no właśnie. Brigitte zawsze była radosną osobą, chodziło do przedszkola, bawiła się i kolekcjonowała małe figurki koni i kotów. W jej domu zawsze było pełno kotów-jej matka była kociarzem, zresztą ojciec też. Cóż dziwnego że przeszło jej to w genach. Dodatkowo Brigitte pokochała konie. Zawsze marzyła, aby nauczyć się jeździć. Kiedy miała 5 lat, urodziła jej się młodsza siostra. Była szczęśliwa i wszystkim się chwaliła. Rok później, chciała zacząć jeździć konno, ale rodzice nie mieli czasu. Byli zajęci Arishą. Brigitte czasami, chodziła po domu i marudziła że przez siostrą nie może jeździć, za co rodzice dawali jej klapsy. Gdy miała 8 lat-stał się cud. Wreszcie mogła zacząć jeździć konno. Był w pewnej stajni, gdzie miała swojego ulubieńca- Magnusa. Niestety, kiedy miała 15 lat musiała się wyprowadzić. Długo płakała, z powodu Magnusa, mimo to nie przestawała jeździć. Potem jeździła w innej stajni. Ta jednak po 3 latach zbankrutowała. Mając 18, Brigitte mogła sama zdecydować do jakiej szkółki będzie uczęszczać. Jej siostrze stajnie wybrali rodzice, ale ona chciała sama podjąć decyzję. I tak trafiła na Stajnię Nimfy. Postanowiła że tu zostanie. Zauważyła w tej stajni klacz Nissę, która bardzo przypomniała jej Magnusa, nie tylko wyglądem lecz i charakterem.
Kontakt: witto59
Imię: Brigitte
Nazwisko: Anderson
Wiek: 18 lat
Płeć: Kobieta
Rodzina: Casandra Anderson-matka(39), Thomas Anderson-ojciec(42), Arisha Anderson- młodsza siostra(13)
Charakter: Brigitte jest zwariowaną dziewczyną. Ma szalone i nie realne pomysły, które wpadają jej do głowy co pięć sekund. To marzycielka, uwielbia usiąść sobie(najlepiej z gorącą czekoladą albo sokiem) w fotelu i oddać się swojej wyobraźni, która jest dosyć bujna. Bywa dziecinna, ale potrafi się też skupić na codziennym życiu. Lubi podejmować ryzyko, nie zależnie jakie. Ulubione zwierzęta to koty i konie. Konno jeździć zaczęła w wieku 8 lat, więc jeździ już dobre 10 lat. W domu ma 5 kotów. Brigitte ma dobre serce i kiedy widzi jakąś przybłędę- od razu musi ją zaadoptować. Jest uparta jak osioł. Często wpada w poważne kłopoty, przez swoją wadę , czyli małe nieogarnięcie. Jednak jest sprytna i szybko wychodzi z taraptów. Możesz coś do niej mówić-a cię nie posłucha. Zwykle wtedy, kiedy ktoś mówi coś ważnego-ona oddaje się marzenią. Zawsze chciała mieć własnego konia. Wierzy, że marzenia się spełniają. Jest ona katolikiem. Bóg, honor,ojczyzna i konie-to są dla niej najważniejsze rzeczy w życiu. Jest ambitną dziewczyną, o duszy towarzyskiej. Nie specjalnie lubi chłopaków, można powiedzieć że żywi do nich małą urazę, z powodu tego, że jeden zdradził jej przyjaciółkę. Brigitte wydaje się być ufna, jednak tak nie jest. Jest przyjacielska i miła, ale nie ma w swoich cechach charakteru ,,ufności'' Kiedy ktoś ją zrani, długo trzyma urazę w sercu. Nie daje sobą pomiatać, jej ulubione filmy to ,,Ruffian'' i ,,Flicka'' Ma słabość do żelków Haribo i lodów sorbetowych o smaku mango. Nie cierpi wtrącać się w nie swoje sprawy, choć często jej się to zdarza przez jej ciekawość. ,,Ciekawość prowadzi do piekła'', to w jej przypadku się zgadza. Jej ciekawość ją kiedyś zgubi. Brigitte jest hojna, nie lubi patrzeć na cierpienie innych. Czy ma ADHD? Może.... NIE! Tylko może się wam zdawać, to że jest energiczna i trochę dziwna, nie znaczy od razu że ma coś z mózgiem. Przeciwnie. To mądra dziewczyna, w szkole podstawowej, gimnazjum i liceum miała same 6 i 5. To chyba jej całkowity opis, choć muszę powiedzieć, że nie wszystko może być prawdą. Bywają takie dni, że jest zamkniętą w sobie i tajemniczą osobą, którą za przeproszeniem g**no obchodzi cały świat.
Ulubiony koń: Nissy
Partner: Miłość ludziom jest potrzebna tylko do szczęścia, jej wystarczą konie...
Dzieci: Brak
Historia rodziny: Brigitte urodziła się w normalnej rodzinie. No bo co dziwnego w tym, że jest sobie kobieta i mężczyzna, kochają się i urodziło im się dziecko? Nic-no właśnie. Brigitte zawsze była radosną osobą, chodziło do przedszkola, bawiła się i kolekcjonowała małe figurki koni i kotów. W jej domu zawsze było pełno kotów-jej matka była kociarzem, zresztą ojciec też. Cóż dziwnego że przeszło jej to w genach. Dodatkowo Brigitte pokochała konie. Zawsze marzyła, aby nauczyć się jeździć. Kiedy miała 5 lat, urodziła jej się młodsza siostra. Była szczęśliwa i wszystkim się chwaliła. Rok później, chciała zacząć jeździć konno, ale rodzice nie mieli czasu. Byli zajęci Arishą. Brigitte czasami, chodziła po domu i marudziła że przez siostrą nie może jeździć, za co rodzice dawali jej klapsy. Gdy miała 8 lat-stał się cud. Wreszcie mogła zacząć jeździć konno. Był w pewnej stajni, gdzie miała swojego ulubieńca- Magnusa. Niestety, kiedy miała 15 lat musiała się wyprowadzić. Długo płakała, z powodu Magnusa, mimo to nie przestawała jeździć. Potem jeździła w innej stajni. Ta jednak po 3 latach zbankrutowała. Mając 18, Brigitte mogła sama zdecydować do jakiej szkółki będzie uczęszczać. Jej siostrze stajnie wybrali rodzice, ale ona chciała sama podjąć decyzję. I tak trafiła na Stajnię Nimfy. Postanowiła że tu zostanie. Zauważyła w tej stajni klacz Nissę, która bardzo przypomniała jej Magnusa, nie tylko wyglądem lecz i charakterem.
Kontakt: witto59
niedziela, 1 listopada 2015
Od Hugh
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
-Jasne.- uśmiechnąłem się i poszedłem z nią na podjazd. Wziąłem dwa worki z paszą i zaniosłem do paszarni. Nie było tego aż tak dużo, przynajmniej jeśli chodzi o worki, które nie były aż takie lekkie. W drodze po kolejne przejąłem jeden od Sam i wrzuciłam do reszty. Po kilkunastu minutach wszystko było już wypakowane.
-Dzięki.- usłyszałem za plecami. Odwróciłem się szybko.
-Nie ma za co.-odpowiedziałem. Poprawiłem siodło na wieszaku i chwyciłem za marchewki które przywiozłem ze sobą. Dałem połowę Sam i zaczęliśmy wrzucać po jednej do każdego żłobu.
-Pomóc w czymś jeszcze?
-Wiesz co, wydaje mi się że na dzisiaj wszystko skończony.-powiedziała i otrzepała ręce.
-To może pójdziemy na kawę?-obdarzyłem ją ciepłym uśmiechem.
<Sam??>
-Jasne.- uśmiechnąłem się i poszedłem z nią na podjazd. Wziąłem dwa worki z paszą i zaniosłem do paszarni. Nie było tego aż tak dużo, przynajmniej jeśli chodzi o worki, które nie były aż takie lekkie. W drodze po kolejne przejąłem jeden od Sam i wrzuciłam do reszty. Po kilkunastu minutach wszystko było już wypakowane.
-Dzięki.- usłyszałem za plecami. Odwróciłem się szybko.
-Nie ma za co.-odpowiedziałem. Poprawiłem siodło na wieszaku i chwyciłem za marchewki które przywiozłem ze sobą. Dałem połowę Sam i zaczęliśmy wrzucać po jednej do każdego żłobu.
-Pomóc w czymś jeszcze?
-Wiesz co, wydaje mi się że na dzisiaj wszystko skończony.-powiedziała i otrzepała ręce.
-To może pójdziemy na kawę?-obdarzyłem ją ciepłym uśmiechem.
<Sam??>
Od Samanty
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
-Nie było, aż tak źle. - zaśmiałam się.
Jestem dość młodą instruktorką, ale starałam się wszystko robić jak najlepiej. Wiadomo znam się na większości rzeczy związanymi z jeździectwem, ale nikt nie jest w stanie wiedzieć wszystkiego. Ale wracając do jazdy Hugh'a szło mu dobrze i widać, że dość długo jeździ.
Wyszłam ze stajni i poszłam o koni na łące. Z daleka dostrzegałam posturę znanego mi już mężczyzny. Byłam u Fribby ciężarnej klaczki.
-I jak tam mała? - spytałam. Kuc jedynie podniósł łeb.
Posiedziałam jeszcze trochę z nią i wróciłam do stajni, ponieważ przyjechała Ciężarówka z karmą dla koni. Wiedziałam, że towaru nie jest dużo więc poszłam do Hygh'a.
-Hej! Pomożesz mi wyładować pasze dla koni?
<Hugh??>
-Nie było, aż tak źle. - zaśmiałam się.
Jestem dość młodą instruktorką, ale starałam się wszystko robić jak najlepiej. Wiadomo znam się na większości rzeczy związanymi z jeździectwem, ale nikt nie jest w stanie wiedzieć wszystkiego. Ale wracając do jazdy Hugh'a szło mu dobrze i widać, że dość długo jeździ.
Wyszłam ze stajni i poszłam o koni na łące. Z daleka dostrzegałam posturę znanego mi już mężczyzny. Byłam u Fribby ciężarnej klaczki.
-I jak tam mała? - spytałam. Kuc jedynie podniósł łeb.
Posiedziałam jeszcze trochę z nią i wróciłam do stajni, ponieważ przyjechała Ciężarówka z karmą dla koni. Wiedziałam, że towaru nie jest dużo więc poszłam do Hygh'a.
-Hej! Pomożesz mi wyładować pasze dla koni?
<Hugh??>
piątek, 30 października 2015
Od Hugh
Przeszłość nie może wpływać na przyszłość...
Trzask zamykanych przeze mnie drzwi samochodu przerwał wszechogarniającą ciszę. Rozejrzałem się dookoła. Całe miejsce wyglądało pięknie, wszystko było takie spokojne... spójne. Byłem pod wrażeniem jak bardzo spodobało mi się to co zobaczyłem, przecież to kilka stajni i wybiegów. Postawiłem kilka kroków na kamiennym podjeździe i spojrzałem w którym kierunku mam pójść. Może spotkam kogoś w największej stajni...
Uchyliłem drzwi do siodlarni i zobaczyłem kobietę siedzącą na ławce. Sam? jakoś tak jej było,
-Dzień dobry.-powiedziałem cicho i podszedłem bliżej. Uśmiechnęłam się do mnie ciepło i zmierzyła wzrokiem.
-Witam! W czym mogę pomóc?
-Hugh Dancy, byłem umówiony na jazdę.
-Tak? Na kim?
-W sumie miałem nadzieję na Aranta, ale to pani decyduje.-odpowiedziałem uśmiechem.
-Arant de Fonse? Wie pan...
-Tak wiem, jeździłem na nim ostatnio i wydaje mi się że mógłby z nim trochę poćwiczyć.
-Och tak? Zatem proszę.-powiedziała, zanotowała coś w zeszycie i skierowała się w kierunku boksów. Poszedłem za nią rozglądając się po boksach. Zatrzymaliśmy się przed boksem bułanego achała.
-Czekam na zewnątrz.-oznajmiła i wyszła szybkim krokiem. Westchnąłem głęboko i zabrałem się do roboty. Ogier był wręcz majestatyczny. Nieokrzesanie i szaleństwo w jego wzroku widać było z daleka, a każdy jego mięsień był gotowy aby w każdym momencie napiąć się zmuszając całe ciało do ruchu. Wiedziałem że jedyne czego mu potrzeba to tylko ogrodzenia, zapory dla jego szaleństwa, kogoś kto będzie tarczą. Nie wiem, czy to będę ja, ale wiem że właśnie tego mu trzeba. Nie nerwów, nie kolejnej dawki złości, tylko spokoju i delikatności. Pogładziłem go po szyi i wyprowadziłem przed boks.
Piasek na ujeżdżalni zaszeleścił pod naporem naszych ciał. Samanta siedziała na środku i pospieszyła mnie gestem abym wsiadał.
Włożyłem jedną nogę do strzemienia, czując, jak zwierzę spina mięśnie, aby w momencie odbicia się od ziemi odskoczyć na bok. Odstawiłem nogę i podprowadziłem go kilka kroków do przodu. Spojrzał na mnie z pytanie w oczach, pytanie na które nie mogłem mu odpowiedzieć. Tak już jest, musi się dostosować. Włożyłem jeszcze raz nogę do strzemienia. Tym razem tupnął tylko zirytowany. Pogładziłem go po zadzie i delikatnie wspiąłem się na siodło przewieszając się przez nie. Zostałem w takiej pozycji przez chwilę a potem usadowiłem się w nim wygodnie i spiąłem konia łydkami, delikatnie, na znak że czas zacząć pracę.
-Kłus!-usłyszałem polecenie po kilku kółkach stępa. Wziąłem głęboki wdech i spokojnie odetchnąłem. Delikatnie popędziłem go do kłusu. Kilka baranków i szybki kłus, uciekając przed ciężarem ciążącym na jego grzbiecie nie patrzył nawet na to gdzie jedzie. Po prostu chciał się go pozbyć. Ale nie pozwoliłem mu na to. Zatrzymałem i ruszyłem kłusem jeszcze raz wczuwając się w jego ruchy tak, aby obciążyć jego grzbiet jeszcze bardziej.
Galop i małe przeszkody były wyzwaniem, ale nie do nieprzeskoczenia. Z tego konia można jeszcze zrobić coś dobrego, pożytecznego. Rozsiodłałem ogiera i odprowadziłem do boksu. Zarzuciłem derkę osuszającą i dałem kawałek marchwi.
Wychodząc ze stanowiska ukradkiem zobaczyłem jakiś ruch obok drzwi. Spojrzałem tam, to dalej Sam. Szła stukając obcasami swoich oficerek o kamienną podłogę w stajni.
-I jak, nie było tak źle?
<Sam?>
Trzask zamykanych przeze mnie drzwi samochodu przerwał wszechogarniającą ciszę. Rozejrzałem się dookoła. Całe miejsce wyglądało pięknie, wszystko było takie spokojne... spójne. Byłem pod wrażeniem jak bardzo spodobało mi się to co zobaczyłem, przecież to kilka stajni i wybiegów. Postawiłem kilka kroków na kamiennym podjeździe i spojrzałem w którym kierunku mam pójść. Może spotkam kogoś w największej stajni...
Uchyliłem drzwi do siodlarni i zobaczyłem kobietę siedzącą na ławce. Sam? jakoś tak jej było,
-Dzień dobry.-powiedziałem cicho i podszedłem bliżej. Uśmiechnęłam się do mnie ciepło i zmierzyła wzrokiem.
-Witam! W czym mogę pomóc?
-Hugh Dancy, byłem umówiony na jazdę.
-Tak? Na kim?
-W sumie miałem nadzieję na Aranta, ale to pani decyduje.-odpowiedziałem uśmiechem.
-Arant de Fonse? Wie pan...
-Tak wiem, jeździłem na nim ostatnio i wydaje mi się że mógłby z nim trochę poćwiczyć.
-Och tak? Zatem proszę.-powiedziała, zanotowała coś w zeszycie i skierowała się w kierunku boksów. Poszedłem za nią rozglądając się po boksach. Zatrzymaliśmy się przed boksem bułanego achała.
-Czekam na zewnątrz.-oznajmiła i wyszła szybkim krokiem. Westchnąłem głęboko i zabrałem się do roboty. Ogier był wręcz majestatyczny. Nieokrzesanie i szaleństwo w jego wzroku widać było z daleka, a każdy jego mięsień był gotowy aby w każdym momencie napiąć się zmuszając całe ciało do ruchu. Wiedziałem że jedyne czego mu potrzeba to tylko ogrodzenia, zapory dla jego szaleństwa, kogoś kto będzie tarczą. Nie wiem, czy to będę ja, ale wiem że właśnie tego mu trzeba. Nie nerwów, nie kolejnej dawki złości, tylko spokoju i delikatności. Pogładziłem go po szyi i wyprowadziłem przed boks.
Piasek na ujeżdżalni zaszeleścił pod naporem naszych ciał. Samanta siedziała na środku i pospieszyła mnie gestem abym wsiadał.
Włożyłem jedną nogę do strzemienia, czując, jak zwierzę spina mięśnie, aby w momencie odbicia się od ziemi odskoczyć na bok. Odstawiłem nogę i podprowadziłem go kilka kroków do przodu. Spojrzał na mnie z pytanie w oczach, pytanie na które nie mogłem mu odpowiedzieć. Tak już jest, musi się dostosować. Włożyłem jeszcze raz nogę do strzemienia. Tym razem tupnął tylko zirytowany. Pogładziłem go po zadzie i delikatnie wspiąłem się na siodło przewieszając się przez nie. Zostałem w takiej pozycji przez chwilę a potem usadowiłem się w nim wygodnie i spiąłem konia łydkami, delikatnie, na znak że czas zacząć pracę.
-Kłus!-usłyszałem polecenie po kilku kółkach stępa. Wziąłem głęboki wdech i spokojnie odetchnąłem. Delikatnie popędziłem go do kłusu. Kilka baranków i szybki kłus, uciekając przed ciężarem ciążącym na jego grzbiecie nie patrzył nawet na to gdzie jedzie. Po prostu chciał się go pozbyć. Ale nie pozwoliłem mu na to. Zatrzymałem i ruszyłem kłusem jeszcze raz wczuwając się w jego ruchy tak, aby obciążyć jego grzbiet jeszcze bardziej.
Galop i małe przeszkody były wyzwaniem, ale nie do nieprzeskoczenia. Z tego konia można jeszcze zrobić coś dobrego, pożytecznego. Rozsiodłałem ogiera i odprowadziłem do boksu. Zarzuciłem derkę osuszającą i dałem kawałek marchwi.
Wychodząc ze stanowiska ukradkiem zobaczyłem jakiś ruch obok drzwi. Spojrzałem tam, to dalej Sam. Szła stukając obcasami swoich oficerek o kamienną podłogę w stajni.
-I jak, nie było tak źle?
<Sam?>
Nowy jeździec - Hugh!
Imię: Hugh (Michael Horace)
Nazwisko: Dancy
Wiek: 38 lat
Płeć: Mężczyzna
Rodzina: Rodzice: Jonathan i Sarah Ann Dancy Rodzeństwo: Jack Dancy i Katharine (Sarah) Redman
Charakter: Czuły, empatyczny, opiekuńczy i charyzmatyczny. Kocha zwierzęta, zwłaszcza psy. Jest przyjacielski, lubi poznawać nowe osoby. Na początku znajomości jest trochę nieśmiały, ale szybko przełamuje pierwsze lody. Lubi gotować i często urządza przyjęcia. Od kilkunastu lat rozwija swoją karierę jako aktor (na scenie i dużym ekranie).
Ulubiony koń: Arant de Fonse
Partner: Od niedawna brak.
Dzieci: Chciałby mieć, ale się nie spieszy
Historia rodziny: Urodził i wychowywał się w Anglii, gdzie rozpoczynał swoją karierę aktorską. Później przeniósł się do USA, ale dalej utrzymuje kontakt z rodziną która została w UK.
Kontakt: kamiciacho200
niedziela, 25 października 2015
Przeprosiny - Kama
Hej Kochani!
Chciałabym was wszystkich oficjalnie przeprosić... zarówno administratorki jak i was, nasi drodzy jeźdźcy za moją nieobecność. Niestety w moim życiu pojawiło się kilka problemów (związanych ze szkołą oraz sprawami osobistymi) które trochę mnie zdołowały i muszę przyznać, że od ostatniego postu nie dotknęłam komputera...
Ale teraz wracam! I nie mam zamiaru znowu znikać... przynajmniej na razie. Mam nadzieję że mnie rozumiecie.. jakoś nie mam ochoty przechodzić całego roku od nowa, a fizyka to nie łatwy przedmiot, więc na razie czwartki i soboty to popołudnia (i noce) z fizyką! Jej! No i dochodzą jeszcze moje treningi, koła, zainteresowania i nie wiele czasu zostaje mi na blogi, komputer i inne rzeczy typu social media.
Lecz dla was postaram się go zaplanować tak, żeby zaglądać tu częściej (i regularnie!)
Więc moją wypowiedź pragnę zakończyć wielkim PRZEPRASZAM! Oraz dziękuję że zostaliście z nami, a pozostałe adminki tak bardzo zajęły się blogiem... muszę przyznać że wygląda ślicznie!
Więc integrujmy się! Piszmy! Twórzmy nowe historie! Z pewnością będzie ich nie mało ;)
Miłego dnia,
~Kama
Chciałabym was wszystkich oficjalnie przeprosić... zarówno administratorki jak i was, nasi drodzy jeźdźcy za moją nieobecność. Niestety w moim życiu pojawiło się kilka problemów (związanych ze szkołą oraz sprawami osobistymi) które trochę mnie zdołowały i muszę przyznać, że od ostatniego postu nie dotknęłam komputera...
Ale teraz wracam! I nie mam zamiaru znowu znikać... przynajmniej na razie. Mam nadzieję że mnie rozumiecie.. jakoś nie mam ochoty przechodzić całego roku od nowa, a fizyka to nie łatwy przedmiot, więc na razie czwartki i soboty to popołudnia (i noce) z fizyką! Jej! No i dochodzą jeszcze moje treningi, koła, zainteresowania i nie wiele czasu zostaje mi na blogi, komputer i inne rzeczy typu social media.
Lecz dla was postaram się go zaplanować tak, żeby zaglądać tu częściej (i regularnie!)
Więc moją wypowiedź pragnę zakończyć wielkim PRZEPRASZAM! Oraz dziękuję że zostaliście z nami, a pozostałe adminki tak bardzo zajęły się blogiem... muszę przyznać że wygląda ślicznie!
Więc integrujmy się! Piszmy! Twórzmy nowe historie! Z pewnością będzie ich nie mało ;)
Miłego dnia,
~Kama
czwartek, 22 października 2015
Nowy Jeździec! - Iwona
Imię:Iwona (Iwonka, Iwcia, Iwa)
Nazwisko:Starzyk
Wiek: 11 lat
Płeć: kobieta
Rodzina: matka-Kamila Wacławska-Starzyk
ojciec-Eugeniusz Starzyk
Charakter: Iwona jest miłym zdolnym dzieckiem. Chętnie pomaga ale jak każde dziecko czasami strzela fochy.
Ulubiony koń: Rosalett (Iwa jest zaawansowanym jeźdźcem!)
Partner: ---
Dzieci: ---
Historia rodziny: Jeździła od 3 lat na własnym kucu szetlandzkim Gebercie. W wyniku poważnej choroby zdechł. Na kupno innego wierzchowca Starzyków nie było stać. Z tego powodu Iwonka jeździ w Stajni Nimfa.
Kontakt: Tritanna doggi
sobota, 17 października 2015
Od Rosal
WSZYSTKO JAKOŚ TRZEBA ZACZĄĆ
-Wszystkim się zajęłam. Sam, to twoje bióro. -powiedziałam do uśmiechniętej Sam.
Dziewczyna otworzyła drzwi.
-No no jak na stajnie to nie ma lipy -zaśmiała się.
-Sam. Wszystkiego najleprzego -uściskałam dziewczynę.- Pomyślałam, że niczego ci nie brakuje i chcę ci podarować 1000 ♦, może nie do końca starczy ci na konia, ale przecież nie musisz kupować go na siłę. Niech to będzie twój wyjątkowy przyjaciel. pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Teraz jesteś dorosła i liczę na twoją pomoc Zastępczynio.
-Dzięki Ros nie zawiodę cię.
-Wszystko tak szybko się zmienia. Mam nadzieję, że razem rozkręcimy interes.
Samanta rozejrzała się po biórze. Zajrzała chyba w każdy kąt.
-Świetnie, już ja sie tym biórem zajmę -powiedziała pewna siebie.
-Chyba nie teraz. Jak spędzimy dzisiaj dzień?
<Sam??>
-Wszystkim się zajęłam. Sam, to twoje bióro. -powiedziałam do uśmiechniętej Sam.
Dziewczyna otworzyła drzwi.
-No no jak na stajnie to nie ma lipy -zaśmiała się.
-Sam. Wszystkiego najleprzego -uściskałam dziewczynę.- Pomyślałam, że niczego ci nie brakuje i chcę ci podarować 1000 ♦, może nie do końca starczy ci na konia, ale przecież nie musisz kupować go na siłę. Niech to będzie twój wyjątkowy przyjaciel. pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Teraz jesteś dorosła i liczę na twoją pomoc Zastępczynio.
-Dzięki Ros nie zawiodę cię.
-Wszystko tak szybko się zmienia. Mam nadzieję, że razem rozkręcimy interes.
Samanta rozejrzała się po biórze. Zajrzała chyba w każdy kąt.
-Świetnie, już ja sie tym biórem zajmę -powiedziała pewna siebie.
-Chyba nie teraz. Jak spędzimy dzisiaj dzień?
<Sam??>
piątek, 16 października 2015
Od Samanty
WSZYSTKO TRZEBA JAKOŚ ZACZĄĆ
-Niee! - powiedziałam do poduszki.
Oczywiście ten zasrany budzik nadal dzwonił.
-OOch!
Wstałam patrząc na zegarek... Co?! Już 8:30?! Przecież jestem umówiona z Rosal! Szybko wyskoczyłam z łóżka. Otworzyłam szafę i zaczęłam w niej grzebać. W poszukiwaniu mojego nowego sprzętu jeździeckiego. Gdzie ja to wcisnęłam?! Przecież... A no... Jaka ja jestem głupia! Przecież leży na fotelu! O ja i teraz muszę to pozbierać! A co do tego sprzętu dostałam go od rodziców na osiemnaste urodziny.
Ale nie wiem czy to wszystko mi się przyda? Zdążyłam nałożyć jednego buta gdy spojrzałam na zegarek, a tam 8:55. Wzięłam drugiego buta i wybiegłam z pokoju na dół do kuchni.
-Córcia co Ci?
-Nic! Nic! Musze lecieć!
Szybkim pędem otworzyłam drzwi i założyłam drugiego buta.
-Pa! - krzyknęłam.
-Jest, jest, jest! - szepnęłam do siebie. -Mam osiemnaście lat!
Wsiadłam na rower i pędem pojechałam do stajni. Lubie jeździć rowerem to stało się moim hobby. Ale w ogóle do stajni nie miałam daleko jakieś 2 km. Gdy dojechałam zobaczyłam budynki stajni, a w jednym moje biuro. Dogadałam się z Rosal, że jak będę pełnoletnia podpiszemy papierki, że jestem już całkowitym zastępcom w Stajni Nimfy.
Postawiłam rower i szybkim krokiem poszłam do Rosal.
-Heeej! - przywitałam.
-Cześć.
-YY no to co z tymi papierkami?
-Aa już i nie bądź taka zniecierpliwiona.
Podpisałam kilka papierków i już jestem prawowitym zastępcom.
-A będę miała biuro?
-Spokojnie, spokojnie zaraz do tego przejdziemy. - po chwili - Chodź za mną.
Szłam za nią dopóty, dopóki nie zobaczyłam drzwi z napisem. Zastępca Dyrektora Samanta Majewska.
<Rosal??>
-Niee! - powiedziałam do poduszki.
Oczywiście ten zasrany budzik nadal dzwonił.
-OOch!
Wstałam patrząc na zegarek... Co?! Już 8:30?! Przecież jestem umówiona z Rosal! Szybko wyskoczyłam z łóżka. Otworzyłam szafę i zaczęłam w niej grzebać. W poszukiwaniu mojego nowego sprzętu jeździeckiego. Gdzie ja to wcisnęłam?! Przecież... A no... Jaka ja jestem głupia! Przecież leży na fotelu! O ja i teraz muszę to pozbierać! A co do tego sprzętu dostałam go od rodziców na osiemnaste urodziny.
Ale nie wiem czy to wszystko mi się przyda? Zdążyłam nałożyć jednego buta gdy spojrzałam na zegarek, a tam 8:55. Wzięłam drugiego buta i wybiegłam z pokoju na dół do kuchni.
-Córcia co Ci?
-Nic! Nic! Musze lecieć!
Szybkim pędem otworzyłam drzwi i założyłam drugiego buta.
-Pa! - krzyknęłam.
-Jest, jest, jest! - szepnęłam do siebie. -Mam osiemnaście lat!
Wsiadłam na rower i pędem pojechałam do stajni. Lubie jeździć rowerem to stało się moim hobby. Ale w ogóle do stajni nie miałam daleko jakieś 2 km. Gdy dojechałam zobaczyłam budynki stajni, a w jednym moje biuro. Dogadałam się z Rosal, że jak będę pełnoletnia podpiszemy papierki, że jestem już całkowitym zastępcom w Stajni Nimfy.
Postawiłam rower i szybkim krokiem poszłam do Rosal.
-Heeej! - przywitałam.
-Cześć.
-YY no to co z tymi papierkami?
-Aa już i nie bądź taka zniecierpliwiona.
Podpisałam kilka papierków i już jestem prawowitym zastępcom.
-A będę miała biuro?
-Spokojnie, spokojnie zaraz do tego przejdziemy. - po chwili - Chodź za mną.
Szłam za nią dopóty, dopóki nie zobaczyłam drzwi z napisem. Zastępca Dyrektora Samanta Majewska.
<Rosal??>
środa, 14 października 2015
Kochani!
Możesz przeczytać z ta muzyką ja to zrobiłam i warto.
Ja Juka wraz z Filką ostatnio przeglądałyśmy stare posty na stajni.
To było mega wzruszające <3.
Nie mogłam... tyle pracy i serca wszystkie włożyłyśmy w tego bloga a teraz większość uczestników nie odpowiadała nawet na upomnienia o to czy do niego należą, jednak ktoś tu zagląda i to właśnie TY <3 Właśnie ty to przeglądasz i dla Ciebie to robimy, dla Ciebie się staramy. Zacznijmy od nowa. Chcesz przeżyć tu przygodę życia ze swoim idealnym jeźdźcem. Masz okazję bo wszystko dostaje nową szansę. My dostajemy nową szansę.
Stajnię Nimfy
Bo to o nią cały czas chodzi. Była kiedyś blogiem bez dużych ambicji i oczekiwań, a teraz ma 46 tyś wyświetleń i za to Dziękujemy. Jesteście Wspaniali.
Nie zapomnijcie o nas.
~Nowa zresetowana Stajnia Nimfy
Dołącz od nowa.
wtorek, 13 października 2015
Szablon
Za przepiękny szablon bardzo dziękuję Lilo. Która ma swojego bloga z innymi przeróżnymi i jakże pięknymi szablonami Lilo Desing. Chciałabym zwrócić uwagę na to, że Lilo robi te szablony całkiem za darmo. I jest na prawdę z czego wybierać. ^_^
~Kari ID~
~Kari ID~
Zmiany
Przez kilka dni blog będzie przechodził solidny remont. Przez to będzie nieczynny.
Przepraszamy administratorzy St.Nimfy
Przepraszamy administratorzy St.Nimfy
środa, 26 sierpnia 2015
Od Fabiana
ZNOWU ZMIANY...
Wszedłem zatroskany do domu. Z tych wszystkich emocji Eveline uciekła z płaczem. Bardzo mi na niej zależało i nie miałem zamiaru zostawić jej samej a już szczególnie po długiej rozłące. Poszedłem do sypialni.
-Evelin -spojrzałem na dziewczynę leżącą na łóżku. Nie reagowała. -Co z tobą skarbie?
-Ze mną! -oburzyła się, wstała i krzyknęła mi w twarz.
-Jesteś strasznie nerwowa, ja tęskniłem za tobą a ty po kilku słowach rzuciłaś się do ucieczki -nie byłem niczego pewny może chodziło jej o to, że powiedziałem ''To tylko 2 miesiące'' w sumie mogło to ją urazić. Strasznie czułem się z tą myślą.
-Wiedziałam, że masz inną! -jej oczy pokryła tafla łez.
Popatrzyłem na nią. Tak bardzo było mi jej szkoda. Chciałem ją przytulić, ale odepchnęła mnie. Byłem zdezorientowany nie wiedziałem co powiedzieć. To było kłamstwo, kochałem tylko ją.
-Nigdy bym cię nie oszukał -stwierdziłem -Evelin jeśli coś zrobiłem źle to zacznijmy od nowa, ale możesz być pewna, że nigdy bym ci już tego nie zrobił.
Popatrzyła na ziemię. Leżał tam mój telefon, był roztrzaskany.
-A ten telefon?! -nie mogła się powstrzymać miałem wrażenie, że zaraz rzuci czymś o ziemię.
-Co z nim? -nie rozumiałem sytuacji. Nie byłem pewny o co w nim było. Był roztrzaskany. Mogła coś dwuznacznie zrozumieć. Byłem strasznie wściekły na siebie prze ze mnie moja Evelin była w opłakanym stanie.
-Ta dziewczyna dzwoniła! -wykrztusiła z siebie z trudem.
-Dziewczyna o czym ty mówisz!? Tłumaczę ci, że jesteś tą jedyną. Evelin zrozum mnie! -nie wiedziałem jak udowodnić, jej że kocham ją nad życie! Miałem odczucie jakby ktoś wbijał mi nóż prosto w serce...
<Evelin?>
Wszedłem zatroskany do domu. Z tych wszystkich emocji Eveline uciekła z płaczem. Bardzo mi na niej zależało i nie miałem zamiaru zostawić jej samej a już szczególnie po długiej rozłące. Poszedłem do sypialni.
-Evelin -spojrzałem na dziewczynę leżącą na łóżku. Nie reagowała. -Co z tobą skarbie?
-Ze mną! -oburzyła się, wstała i krzyknęła mi w twarz.
-Jesteś strasznie nerwowa, ja tęskniłem za tobą a ty po kilku słowach rzuciłaś się do ucieczki -nie byłem niczego pewny może chodziło jej o to, że powiedziałem ''To tylko 2 miesiące'' w sumie mogło to ją urazić. Strasznie czułem się z tą myślą.
-Wiedziałam, że masz inną! -jej oczy pokryła tafla łez.
Popatrzyłem na nią. Tak bardzo było mi jej szkoda. Chciałem ją przytulić, ale odepchnęła mnie. Byłem zdezorientowany nie wiedziałem co powiedzieć. To było kłamstwo, kochałem tylko ją.
-Nigdy bym cię nie oszukał -stwierdziłem -Evelin jeśli coś zrobiłem źle to zacznijmy od nowa, ale możesz być pewna, że nigdy bym ci już tego nie zrobił.
Popatrzyła na ziemię. Leżał tam mój telefon, był roztrzaskany.
-A ten telefon?! -nie mogła się powstrzymać miałem wrażenie, że zaraz rzuci czymś o ziemię.
-Co z nim? -nie rozumiałem sytuacji. Nie byłem pewny o co w nim było. Był roztrzaskany. Mogła coś dwuznacznie zrozumieć. Byłem strasznie wściekły na siebie prze ze mnie moja Evelin była w opłakanym stanie.
-Ta dziewczyna dzwoniła! -wykrztusiła z siebie z trudem.
-Dziewczyna o czym ty mówisz!? Tłumaczę ci, że jesteś tą jedyną. Evelin zrozum mnie! -nie wiedziałem jak udowodnić, jej że kocham ją nad życie! Miałem odczucie jakby ktoś wbijał mi nóż prosto w serce...
<Evelin?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)