Ja z moją Finką byłyśmy gotowe. Wszyscy konkurenci stali w jednej linii. Wtedy rozległa się trąbka! Konie ruszały, jedne powoli, inne prędko galopem. Wszystko by znaleźć czerwoną kokardę. Niestety nie było to takie proste. Las był duży. Rośliny było pokryte jeszcze rosą z rana. Finuszka powoli stawiała kroki po mokrym podłożu. Ja rozglądałam się wokoło. Gdzieś w oddali widziałam kłusującego Max'a. Sama też postanowiłam ruszyć szybciej. Szczurzyca na luźnej wodzy kłusowała gdzie chciała. Ja miałam tylko nadzieję, że jej intuicja jej nie zawiedzie. Była podekscytowana. Oddychałam nierówno. Odgarniałam co chwila gałęzie drzew, które znajdowały się na mojej wysokości. Fina była akurat w rui. Kręciła się wszędzie niespokojnie i rwała gdzie popadnie. Pozwalałam jej na to. Pośmiałam się tyle z jej! Łamane gałęzie z pod kopyt wydawały świetne odgłosy. Przez chwilę zapomniałam po co przyjechałam. Nagle Szczur porwałą galopem a ja mało nie spadłam z siodła. Wyciągnęła łeb wysoko i podkuliła ogon. Wtedy ujrzałam Magnata! Wodzamu i ciałem zepchnęłam ją w bok hamując.
-Sorkiiii -krzyknęłam pędząc dalej! Usilnie próbowałam ją zatrzymać. W końcu zwolniła i parsknęła nosem zawracając. Tym razem przychwyciłam ją i sama sprawowałam kontrolę nad sytuacją. Prowadziłam klacz głównie ścieżkami. I zachodziłam w większość polan. Gdy Finka uspokoiła się. Dałam jej trochę luzu i dałam więcej swobody. Wtedy spuściła prosto łeb i parsknęła rżąc na co złapałam mocniej wodze. Ona powili szła w kierunku przebłysku słońca? Miałam dziwne przeczucie. Czy to mogła być wstążka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz