BIANKE MATKĄ.
To ten dzień. Spodziewam się, że jednak noc, a więc siedzę nieustannie przy boksie mojej klaczy i rozmyślam. O tym, czy to będzie klacz, czy ogier, podobne to do Magnata, czy Biakne, a może kompletnie indywidualny wygląd i charakter? Bianke ma coś z mustanga, więc maść źrebola może być ciekawa, o ile nie wda się w ojca, ale myślę, że to gen dominujący. Ten od mustanga, oczywiście. Około godziny osiemnastej usłyszałem niespokojne rżenie. Klacz zaczęła kręcić się nerwowo po całym boksie, chcąc się ułożyć. Zawołałem kręcącego się w pobliżu weterynarza, którego jakieś dobre pół godziny temu zwołałem tutaj, aby od razu zbadał źrebaka i jakby co też matkę. Po kilku minutach klacz już leżała niespokojnie drąc się na całą stajnię, tym samym wywołując zamieszanie wśród jeźdźców, którzy wszystko porzucili i teraz byli skupieni tylko na tym zdarzeniu. Po chwili zobaczyliśmy kasztanową głowę, po niej wyłoniła się szyja, nogi...właśnie, bardzo długo się wyłaniały. Weterynarz musiał pomóc klaczy trochę przynajmniej uciskając lekko brzuch. Wreszcie, kiedy już źrebak był na świecie już cały, Bianke nie chciała go wylizywać. Rżała nadal nerwowo. Lekarz stwierdził bezdech. Odbyła się reanimacja. Ale udało się, kiedy tylko zaczął samodzielnie oddychać, matka zainteresowała się nim. Po godzinie od pierwszego karmienia, ogierek już stał na nogach. Wypuściłem matkę z młodym na pastwisko, wreszcie konik powinien poznać to miejsce już od urodzenia. Mógł tam swobodnie uczyć się z Bianke chodzić, po chwili już biegać galopem i zanim minęła jedna doba brykał już jak zawodowiec. Och, dopiero na drugi dzień można było zobaczyć jego wspaniałą maść! Sam już podchodził do zaufanych ludzi (tylko ja, najwięcej z nim przebywam) i dostał imię! Bandeere de Campange.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz