- To nie mój, niestety. - Odparłem. -Jestem Leon, mów mi Leo. - Przedstawiłem się, wyciągając dłoń w stronę dziewczyny.
- Chyenne. - Odwzajemniła gest. - Na trening? - Zapytała.
- Tak, dawno nie skakałem. - Wskoczyłem zwinnie na grzbiet Aranta, dostrzegając ułożone przeszkody.
- Mam nadzieję, że też skaczesz...? - uśmiechnąłem się lekko, zbierając wodze. Od razu wyczułem, że nie będzie z tym ogierem tak łatwo. Napierał na wędzidło, nie miał zamiaru współpracować. No cóż... w końcu mu się znudzi. Ogier wystrzelił głową w górę, cofając się.
- No już... - Szepnąłem, pozostając niewzruszony jego zachowaniem.
- Tak. - odwzajemniła uśmiech i dosiadła swojego dumnego konia. Ścisnąłem nieco jego boki łydkami, a ogier ruszył sprężystym, szybkim kłusem.
- Hej, nie tak szybko, bo nabawisz się kontuzji. - Szepnąłem, zwalniając go nieco. Zrobiłem z nim zmiany kierunku, slalom, różne figury rozciągające, po czym razem z Chyenne przeszliśmy do skoków.
Chyenne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz