PRACA
Wstałam wcześnie rano, żeby wyprowadzić psy. Taki urok mieszkania w wieżowcu. Wiedząc że już nie zasnę wzięłam szybki prysznic, pomalowałam się i wsiadłam do samochodu po drodze wstępując do kawiarni i sklepu jeździeckiego po nowe oficerki i koszulkę polo.
W stajni byłam koło 7, więc konie były już nakarmione. Spotkałyśmy się z Sam i obmówiłyśmy dzisiejszy plan dnia.
Nie było dzisiaj dużo jazd, więc miałyśmy dużo czasu do spędzenia z końmi. Wrzuciłam każdemu po dwie marchewki do żłobu. Po tym jak zjadły klacze z kilkoma wałachami wypuściłyśmy na górne pastwisko, resztę wałachów na padoki, a ogiery na dolne pastwisko.
W stajni została tylko Duma, Harpon, Viriane, Wizuar i Wogatti. Z czego na jazdę szły tylko Duma, Viriane i Wizuar.
Sam postanowiła zająć się jazdami, więc mi pozostało zajęcie się naszymi kochanymi, porypanymi dzikusami.
Najpierw wzięłam na lonżę Wogattiego. Już przy czyszczeniu pojawiły się problemy, a kiedy założyłam pas do lonżowania zaczęła się prawdziwa zabawa. Założyłam mu wypinacze i wzięłam bat.
Gdy tylko weszliśmy na lonżownik Wogatti zaczął wariować tak, że nie mogłam utrzymać go w stępie. Skończyło się na tym, że przez godzinę udało nam zrobić się na początku dwa kółka w kłusie, a pod koniec 10 minut kłusa i stępa. Reszta to był dziki galop. Nie licząc końcówki, gdzie poganiałam ogiera, aby pokazać mu, że ma robić to co ja chcę żeby robił.
Harpona wzięłam już pod siodło. Oczywiście w stępie wyrywał do przodu, a podczas kłusa gdy tylko przechodziłam do anglezowanego, ogier przechodził do galopu.
Po 15 minutach męczarni z szarpaniem wodzy postanowiłam założyć mu czarną wodzę. W końcu udało mi się go trochę bardziej ogarnąć i przejechać kilka kółek w normalnym tempie kłusa.
przeszliśmy do galopu, stopniowo zaczęłam oddawać wodzę pomocniczą, pilnując aby koń nie podnosił głowy.
Zrobiliśmy kilka łopatek do wewnątrz, ustępowań i lotnych (to z mniejszym powodzeniem, ale kiedy się nam uda).
Z jazdy zeszliśmy cali mokrzy od potu, Wyjeżdżając z małej hali zauważyłam że Sam w tym samym momencie wracała z małej odkrytej ujeżdżalni. Przejechał obok mnie jeździec, a zaraz potem Sam z którą ruszyłam w stronę stajni.
Spojrzała z niechęcią na patent.
-Oj przestań, dobrze wiesz że mu tym krzywdy nie zrobię.-fuknęłam trochę zirytowana.
-Dobra, dobra, zmęczona?
-Nie było AŻ TAK źle.-zaśmiałam się zeskakując z konia. Sam podeszła do dziewczyny i pomogła jej rozsiodłać Viriane, a ja rozsiodłałam ogiera, zrobiłam mu wcierkę chłodzącą i zarzuciłem derkę siatkową. Następnie odprowadziłam go na pastwisko.
Po powrocie do stajni wymieniłyśmy z Hailie ściółkę w boksach. Jazdy na dziś były skończone, a słońce powoli zachodziło. Sprowadziłyśmy wszystkie konie z pastwisk i dałyśmy im kolację.
W domu była koło dwudziestej. Przebrałam się z moich ubrań jeździeckich i wskoczyłam w legginsy i Nike.
Poszłam pobiegać, wróciłam do domu, wyszłam z psami na godzinę, wzięłam prysznic i poszłam spać, myśląc co mam jutro do zrobienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz