PRACA
Wstałam dziś wcześnie rano. Nie mogłam zasnąć. Dziś miałam dość dużo pracy. Trzy godziny od szesnastej z dziewczynami i zająć się psami. Nakarmiłam je szybko i wymieniłam wodę. Po czym wyszłam z nimi na godzinny spacer. Kiedy wreszcie się wybiegały mogłam rozczesać ich futro.
- Ech, Neon jak zwykle cały z błota...nic, wyczesze się.
Mruknęłam pod nosem. Wieczorem muszę jeszcze jako tako wykąpać, wyczesać i obciąć pazury Waverowi i Madame. Jutro jadę z tymi dwoma psami na wystawę. Muszę się przygotować. Nagle zadzwonił do mnie telefon.
- Tak? Tu Charlotte Clavadetschear, hodowczyni border collie i akroba...
- Charlotte, tu Rosal...
Zaśmiała się dziewczyna.
- Ach, nie strasz mnie, już się przedstawiłam!
Zapiszczałam do telefonu.
- Zapisz mój numer, proste. Mogłabyś przyjechać ogarnąć trochę konie?
- Pewnie. See you soon, już jadę...
Cmoknęłam i wyłączyłam telefon. Wyciągnęłam quada z garażu i zaczęłam gazować trochę na początek. Idealnie, moje klimaty. Ruszyłam po osiedlowej uliczce osiemdziesiąt na godzinę i błyskawicznie dostałam się na główną drogę. Zwolniłam, tu zawsze tylko czyhają na mnie psy, żeby zabrać ze sobą trochę hajsu i udawać, że pracują. Na ich widok zwolniłam i jechałam jakieś dwadzieścia na godzinę. Wreszcie mogłam przyspieszyć i dojechałam do stajni. Zaparkowałam obok niej. Weszłam do stajni. Kilka koni było brudnych, więc musiałam je wyczyścić. Kiedy większość brudu z nich zeszło wzięłam się za kopyta, również w dość opłakanym stanie. Teraz wyczyścić podłogi w stajni. Zgarnęłam siano na sucho, później umyłam na mokro i jeszcze jakimś płynem i mopem. Wszystko wydawało się w porządku do momentu, kiedy kazali mi jeszcze nakarmić konie. Każdy koń dostał tyle, ile musiał. Wreszcie mogłam zaopiekować się z grubsza Emirantem i trochę na nim pojeździć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz