PRACA
Byłem wyczerpany terenem. Max, to tylko dwie godzinki, bez paniki, bez paniki... Wypiłem w biurze jakąś kawę i wybrałem się po trzy klacze. Maszę, Dungę i Nimfę. Dzieci, które na nich jeździły były w różnym stopniu zaawansowania, jedna potrafi galopować, inna kłusować, a ta na Maszy ledwo kłusuje. W wieku też są różne. Cóż, trzeba będzie się trochę pomęczyć. Kiedy tylko przyszły pokazałem im gdzie co jest i szykowały swoje konie. Ja w tym czasie trochę im pomagałem i w sumie myślałem, jak to zrobić z tymi galopami...w pewnym momencie zadzwonił do mnie telefon.
- Tak?
- Cześć Max, słuchaj...mam teraz jazdy na dużej ujeżdżalni, druga jest zajęta. Idziesz na małą, czy odkrytą, bo chyba się nie zmieścimy...
Usłyszałem głos Sam.
- Wiesz...czemu nie iść na odkrytą.
- Idź, dzieci się dotlenią.
Zaśmiała się.
- Masz jakieś jazdy za godzinę?
- W planach nie, ale w każdej chwili może ktoś zadzwonić.
- Ok, jakby co rezerwują dużą na indywidualkę, bo będą ostre skoki.
- Dobra, pa.
- *cmok*
Wyłączyłem telefon i sprawdziłem popręgi i tak dalej. Poszliśmy na odkrytą ujeżdżalnię, ponieważ jest coraz to słoneczniej. Dziewczyny i jeden chłopak wsiedli na konie i pojechali stępem. Koło w jedną i koło w drugą, jakieś ćwiczenia w międzyczasie...kłus. Każdy kłusował, Jimmy ledwo,
ale dawał rady. Tinę nauczę galopu na lonży, Dunga powinna świetnie się sprawdzić, zaś Honey spokojnie będzie galopować na Nimfie.
- Ok, galopy. Ty, Jimmy, kłusuj sobie powolutku w środku, wokół ciebie galopuje Honey, zaś zostawcie nam trochę miejsca na lożnowanie Dungi i Tiny...
Powiedziałem i tak też zrobiłem. Wszystko się udało, przeszli do stępa. Odprowadziliśmy konie do stajni i rozsiodłaliśmy. Uf, teraz jazda indywidualna i na szczęście ostatnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz