-Dzięki.-powiedziałam z uśmiechem i usadowiłam się wygodnie na kanapie. Po chwili usłyszałam uderzenia pazurów i dwa dobermany wbiegły pociesznie machając swoimi króciutkimi ogonkami.
-Hej maleństwa.-przywitałam się z nimi.
-Chcesz coś do picia?-usłyszałam głos.
-Tak, poproszę. W lodówce jest sok pomarańczowy i mrożona zielona herbata. Sama robiłam i jedno, i drugie, więc jak martwisz się o te wszystkie pierdoły typu konserwanty, to są w 100% naturalne.-zaśmiałam się i wzięłam do ręki pilot od telewizora.
Obudziłam się w swoim łóżku, cała zlana potem i ze łzami w oczach. Przerażona. Najwyraźniej musiałam coś krzyknąć, bo Ernest wpadł do pokoju w rękach trzymając kij baseballowy (z pokoju gościnnego gdzie spać) i rozglądnął się po pokoju.
-Wszystko ok?!-prawie wykrzyczał.
-Tak, to po prostu...-wybąkałam przecierając oczy.-Długa historia, ale większość nocy mam ten sam sen, w sumie wspomnienie z dzieciństwa. Nieprzyjemne.-dodałam.
-Uhmm... rozumiem.-powiedział zmieszany i odwrócił się w stronę drzwi.
-Poczekaj!-powiedziałam szybko, a chłopak odwrócił się w moją stronę.
-Co jest?
-Yhm, położysz się ze mną? Będzie mi lepiej spać...-powiedziałam trochę zmieszana, trzęsącym się głosem i wciąż ze łzami parzącymi w gałki oczne.
<Ernest??>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz