-Nie bądź taka pewna, bo się zaraz przejedziesz, ale jeszcze raz na swoim tyłku.-zaśmiałem się wydłużając strzemiona. Skróciłem wodze i ścisnąłem klacz łydkami.
-Ha-ha, bardzo śmieszne.-odpowiedziała udając obrażoną.-Przekonamy się, galop od tamtego drzewa.-wskazała na dużego dęba. Skinąłem głową i ruszyliśmy stępem, a gdy tylko znaleźliśmy się przy drzewie ruszyliśmy galopem.
Na moje nieszczęście na ścieżce leżała przewrócona kłoda. Sarafina przeskoczyła bez najmniejszej obawy, ale poczułem, że Pistacja zwalnia.
-O nie, nie tym razem!-krzyknąłem i szturchnąłem ją ostrogą. Klacz spanikowała i odskoczyła w bok.
Na szczęście nie poleciałem na konar, ale zeskoczyłem na nogi. A zaraz potem upadłem na kolana. Chwyciłem wodze nie dając koniu uciec.
-Hugh, ok?-usłyszałem Sam za sobą.
-Tak, jak widzisz, dopiero zaczęliśmy ćwiczyć.-powiedziałem, patrząc na szarpiącego się, wystraszonego konia. Podszedłem bliżej i położyłem rękę na jej szyi.
~Nie potrzebna była ta ostroga~ pomyślałem wkładając nogę do strzemienia i odbijając się energicznie od ziemi. W tym momencie po ścieżce przebiegła wiewiórka, która dla Pistacji okazała się nie wiadomo jakim potworem, bo odskoczyła na bok i wpadła do rowu przewracając się na bok i zostawiając mnie na ziemi. Znowu.
-Chyba powinniśmy wrócić do stajni, bo w takim tempie to Ona albo zabije mnie, albo siebie.-powiedziałem pół żartem, pół serio.-Przepraszam...-dodałem ponownie dosiadając kopytnego.
<Sam??>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz