Poczułam jak ostry ból przeszywa tył mojej głowy. Przez chwilę zapadła ciemność, gęsta i ogłuszająca. Dopiero po chwili zrozumiałam co chłopak do mnie mówi.
-Harpon...-wymruczałam i próbowałam usiąść, ale to był błąd. Poczułam jak żołądek podsuwa mi się do gardła. Przechyliłam się, tracąc dzisiejsze śniadanie. Spojrzałam na Ernest'a przepraszająco, gdy zobaczyłam że ubrudziłam mu koszulkę.
-Przepraszam... musimy po niego iść...-powiedziałam wyraźniej. Ern pomógł mi wstać i wsadził na Ekwadora. Resztkami siły trzymałam się w siodle. W końcu znaleźliśmy ogiera. Chłopak poszedł po niego, a ja poczułam jak kolejna fala zawrotów uderza mnie ze zdwojoną siłą. Przed oczami zapanowała ciemność, czułam tylko jak powoli ześlizguję się z siodła.
***
Obudziłam się w jasnej sali. Przez potworny ból głowy słyszałam tylko głośne pikanie. Rozejrzałam się dokoła, nie wiedząc co się stało.
Poczułam czyjąś dłoń na mojej. Poderwałam się szybko, kiedy wróciły mi niedawne zdarzenia, a razem ze mną śpiący obok człowiek. Jak się chwilę później okazało Ernest.
-Musimy po niego iść! Harpon jest w lesie! Musimy..-nie dokończyłam bo mężczyzna z powrotem pociągnął mnie do pozycji leżącej.
-Spokojnie, Harpon jest już w stajni, a ty musisz odpocząć.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale!-powiedział stanowczo, a ja opadłam na poduszki nie chcąc się kłócić. Moje oczy powędrowały w kierunku plamy na ubraniu Erna. Zalałam się rumieńcem, gdy uświadomiłam sobie po czym to jest.
-Przepraszam, nie chciałam...-powiedziałam zmieszana.
<Ernest??>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz