PRACA
Obudziłem się wcześnie rano, ale zaraz wyskoczyłem z łóżka. Zjadłem jakąś kanapkę i wypiłem kawę, aby trochę się ożywić i ubrałem się gotowy do pracy w stajni. Jako tako się umyłem, ale nie miałem czasu na zrobienie czegoś więcej, niż umycie zębów. Nakarmiłem psy, wymieniłem im wodę i szybko przeczesałem też mojego Bradleya. Wypuściłem je do ogrodu. Napisałem Sam też kartkę o takiej treści: Sam, jestem w stajni, musiałem się spieszyć. Psy są nakarmione, wypuściłem je do ogrodu. Max. Po czym wyszedłem pospiesznie z domu. Odpaliłem samochód, o nie, pierwsza jazda już za dziesięć minut! Na szczęście koń był już wyczyszczony przez jeźdźca i wystarczyło podać siodło i ogłowie.
- Koń gotowy?
Spytałem jeźdźca.
- Tak, już możemy wchodzić.
Uśmiechnął się rosły chłopak i wyprowadził ze stanowiska Emiranta.
- UWAGA!
Wydarłem się słysząc, że ktoś jest w środku. Usłyszałem proszę, więc weszliśmy.
- O, hej Rosal.
Przywitałem się tylko z właścicielką jeżdżącą na Nimfie i usiadłem na krześle.
- Dobra, wsiadaj na konia. Pomóc?
Zwróciłem się do chłopaka.
- Nie, jakoś dam rady.
Zaśmiał się tylko. Stępował po ujeżdżalni przechodząc drągi, które mu ustawiałem po kolei, później też niewielkie przeszkody w stępie. Oczywiście je koń po prostu przechodził...
- Dobra, przygotuj się do kłusa.
- Muszę dociągnąć popręg.
Mruknął. Kiedy skończył pogoniłem go trochę.
- Kłuseeeem marsz!
Uśmiechnąłem się i klasnąłem na wydziwianie Emiranta. Co ten koń robił, niby taki grzeczny, a ja jestem utwierdzony w przekonaniu, że jest niesamowicie wredny. Jeden z niezbyt lubianych przeze mnie koni. Cóż, kocha skakać, więc jest bardzo cenionym wśród jeźdźców koniem. Strzelił ostatniego barana i wystartował kłusem. Skakał po kolei koperty, niewielkie stacjonaty i przechodził drągi i cavaletti. Czas na galopy. Przegalopował go w jedną stronę i w drugą, po czym przeszliśmy do wysokich przeszkód. Do metra, więc nie takie wysokie, ale chłopak przygotowywał się na zawody w klasie skokowej L, czyli inaczej mówiąc metrówki z plus minus 5 cm. Podwyższyłem przeszkody do metra dziesięć, aby takie też już umiał bez problemu przeskoczyć.
- Dobra, kilka kółek kłusa, ostatnie koperty i do stępa.
Powiedziałem i też tak zrobił. Kłus, wolty, zatrzymania z kłusa, ze stania do kłusa i długo mógłbym wymieniać, aż wreszcie ostatnie koperty. Wreszcie do stępa i dał koniu odpocząć. Emirant wyciągał mu wodze z rąk, zaraz się spłoszy i będzie jeździec zdziwiony. Cóż, wszystkiego trzeba się nauczyć.Koniec jazdy, chwilka przerwy i zaraz kolejna - grupowa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz