ZAWODY
Dziś wielki dzień, bo przygotowuję się na dzisiejsze zawody! Jadę na skoki na Bianke, bo źrebak teoretycznie jest już duży i obejdzie się bez niej te kilka godzin. Ciocia Sawa go już przypilnuje. Wypuściłem Magnata na mały osobny padok a, Sawę i Bandeere'ego na dolne, opustoszałe pastwisko. Wszyscy wypuszczali konie na górne pastwisko, lub mniejsze pastwisko za stajnią, a ja będę najczęściej wypuszczał moje na dolne, bo przecież tam jest najbujniejsza trawa - najmniej koni. Bianke czekała na mnie w swoim boksie. Musiałem szybko tylko ją przećwiczyć. Była osiodłana, skaczemy półtora metra. Tak więc zatrudniłem Rosal, aby podnosiła przeszkody o 5 centymetrów za każde dwa przeskoczenia pierwszej przeszkody. Tak mamy dojść do metra, a potem co dziesięć do metra sześćdziesiąt. Trzydzieści razy dwa, trzydzieści pięć razy dwa, czterdzieści razy dwa i tak do osiemdziesiąt. Tu zaczęła się nieznaczna trudność. Osiemdziesiąt pięć, dziewięćdziesiąt, dziewięćdziesiąt pięć, metr..teraz co dziesięć. Metr dziesięć, metr dwadzieścia, metr trzydzieści, metr czterdzieści, metr pięćdziesiąt i końcowy metr sześćdziesiąt. Mój koń nie boi się żadnej przeszkody i muszę zadbać jedynie o proste najazdy. Rosal zostawiła to 1,60 i ustawiła szereg trzech przeszkód: tej, 1,40 i 1,50, po czym kilka drążków i metrowy trippebarre. Potem dołożyła do tego kopertę, niziutką. Koń skakał bezbłędnie za każdym razem, klacz była gotowa na zawody. Chwila stępa i dałem jej odpocząć. Teraz to ja muszę się nieco natrudzić i wykąpać ją w myjni. Poprzednio wyczyściłem jej sierść szczotką usuwającą cały brud (bez reklamy, chyba wiemy o co kaman). Koń był po kąpieli lśniący, więc podciąłem jej grzywę
w takie...półkole. Tak można to nazwać. Ogon zaś musiała zapleść
w francuza jakaś dziewczyna, więc pierwszą, którą złapałem była Sophie... Zgodziła się mi pomóc, ale przed tym musiałem jakiś centymetr równo obciąć zaniedbany ogon. Bianke wyglądała ślicznie, umyłem ją wszędzie dokładnie i wysuszyłem. Wyszorowałem kopyta, które kilka dni temu były równiutko obcięte. Dokładnie wszystkie wyczyściłem. Teraz należało tylko wysmarować kopyta nabłyszczaczem, nogi, zad i szyję również. Teraz wprowadzam konia do przyczepy i pakuję cały sprzęt.
***
Na miejscu startowałem w swojej kategorii jako pierwszy z sześciu zawodników. Widocznie nie było dużego brania na skoki w klasie CS... Byłem już na rozprężalni i spokojnie stępowałem obok innych, kłusujących i galopujących, skaczących dwie próbna przeszkody. Jedna miała z metr dwadzieścia, druga 80 centymetrów. Po chwili z kłusa przeskoczyłem jedną i z galopu zaraz drugą. Usłyszałem, że dopiero klasa N kończyła i dwóch zawodników klasy C przygotowywało się. Miałem więc chwilkę czasu. Uspokoiłem troszeczkę zdenerwowaną Bianke. Kiedy rozległ się huk upadającego drągu większość koni spłoszyło się, w tym moja klacz. Nawet niektórzy ludzie pobiegli zobaczyć, co się stało, okazało się, że koń upadł z jeźdźcem prosto na ostatnią z przeszkód. Po tym zamieszaniu zamknięto klasę C, a jeździec, który miał jeszcze jechać tą trasę jechał CC. Ostatni zawodnik CC i musiałem wjeżdżać. Wjechałem kłusem, po sygnale dzwonka zagalopowałem i najechałem na pierwszą przeszkodę. Tak też było z dwunastoma kolejnymi. 0 punktów karnych. Upiekło mi się, raz słyszałem lekkie puknięcie, ale podobno było tak ciche, że słyszałem je tylko ja i koń, a widoczne nie było. Czy wygrałem? Nie, miałem za słaby czas. Miałem drugie miejsce. Dumna Bianke z rozetą na ogłowiu paradowała do przyczepy. Pojechaliśmy do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz