Uśmiechnęłam się szeroko, klepiąc Rosalett po spoconej szyi. Po chwili przeszliśmy do kłusa, następnie do stępa. Las był ogromny, wszędzie było tak... mroczno. Zwłaszcza o tej porze roku drzewa wydawały się zaklętymi, uwięzionymi na wieki duszami zmarłych. Heh, ale mam bujną wyobraźnię.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Przed nami dostrzegłam dość spory pień drzewa przewróconego zapewne przez burzę. Spojrzałam śmiałym wzrokiem na Felix'a, on tylko lekko się uśmiechnął. Popędziliśmy konie do szybkiego galopu. Poczułam, jak Rosalett wdzięcznie odbija się od ziemi, szybuje w powietrzu, następnie delikatnie, płynnie ląduje po drugiej stronie. Byłam z niej dumna.
Felix?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz