PRACA
Powoli zbliżało się południe. Chodziłam po lesie, słuchając muzyki, głównie hip-hopu i rapu. Po jakimś czasie dostrzegłam wysokie drzewo ze stabilnymi gałęziami. Uśmiechnęłam się diabelsko pod nosem, złapałam dłońmi za gałąź i wskoczyłam na nią. Stanęłam na prostych nogach i rozejrzałam się, po chwili ruszając wyżej. Gdy byłam już dość wysoko, oparłam się o jedną z gałęzi i zanurzyłam całkowicie w piosence. Była piękna, opowiadała o chłopaku, który zostawił swoją dziewczynę, bo na horyzoncie pojawiła się jakaś plastikowa lalka. To było takie prawdziwe, tak doskonale ukazywało to, co czułam przez ostatni miesiąc. Nagle usłyszałam dzwonek telefonu.
- Sophie Dunne, słucham? - Zapytałam uroczystym tonem głosu, ponieważ nie rozpoznałam numeru.
- Sophie! To ja, Felix. - Chłopak zaczął się śmiać. Uśmiechnęłam się tylko szeroko.
- Całkiem zapomniałam, że dałam ci mój numer telefonu... przy okazji zapiszę sobie twój. A w jakiej sprawie dzwonisz? - Nastrój od razu mi się poprawił.
- Mogłabyś mi pomóc z końmi...? Klienci najpierw przychodzą na jazdy, później na warsztaty, i takim oto sposobem konie stoją w boksach całe brudne, z masą zaklejek. - Westchnął ciężko.
- Pewnie, już jadę. - Powiedziałam, zeskakując w dół, gałąź po gałęzi.
- Gdzie ty jesteś?! - Zapytał ze śmiechem, słysząc szum drzew i dość dziwne odgłosy ptaków.
- W dziczy jestem! - Zaśmiałam się, w końcu schodząc na ziemię.
- To czekam... - W głosie chłopaka wyczułam lekkie rozbawienie. Rozłączył się. Truchtem ruszyłam w stronę mojego domu, przebrałam się, następnie zadzwoniłam po Logana.
- Hej! Przejeżdżasz dzisiaj w pobliżu? Muszę pilnie jechać do stajni...
- Pewnie. Za kilka minut będę. - Odparł. Po niecałym kwadransie siedziałam już w aucie chłopaka. Podwiózł mnie pod samą stajnię.
- Pa. - Powiedziałam cicho, lekko się uśmiechając, po czym popędziłam w stronę stajni. Wbiegłam do boksu Rosalett i... była w okropnym stanie.
- Ch***ra...! - Syknęłam pod nosem, podchodząc do klaczy. Podniosłam jej przednie kopyto i zobaczyłam ranę. Poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Spojrzałam za siebie, w drzwiach boksu stał Felix.
- Felix, pójdziesz po Rosal? Rosalett ma rany od niewyczyszczonych kopyt, niech od razu zadzwoni po weterynarza. - Powiedziałam poważnie. Siedziałam przy Rosalett tak długo, aż Rosal nie przyszła. Dopiero wtedy zajęłam się dokładnym czyszczeniem innych koni, by nie zachorowały. Wymieniłam do tego z Felix'em ściółkę w boksach, by konie czuły się lepiej i mogły odpoczywać w porządku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz