wtorek, 8 marca 2016

Od Sophie - PRACA

PRACA

Wierciłam się z boku na bok, nie mogąc usnąć. Tak mnie wkurzali ci początkujący jeźdźcy, którzy jeździli dla szpanu... przez nich Rosalett cierpiała. W końcu wstałam, ubrałam się, chwyciłam najpotrzebniejsze rzeczy i w środku nocy ruszyłam kilkanaście kilometrów szosą do Stajni Nimfy. Nagle obok mnie zatrzymał się samochód z chłopakami wracającymi z imprezy.
- Hej, mała... - Powiedział jeden z nich, wychodząc z samochodu i kierując się w moją stronę. Był totalnie pijany. Ignorowałam go. Gdy ten nie dawał mi spokoju, wybuchnęłam.
- Gościu, odwal się! - Krzyknęłam.
- Uuu... gorąca jesteś. - Zaśmiał się.
No nie... muszę spadać. Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam sprintem po poboczu. Słyszałam, jak pijani mężczyźni odpuszczają i odjeżdżają. Uff... byłam już pod Stajnią. Był środek nocy, więc nikogo na terenie nie było. Weszłam po cichu do stajni, wchodząc do boksu Rosalett. Wpatrywałam się w jej chore kopyta. Będę musiała je nasmarować tą maścią, bo Rosal zapomniała. Wzięłam trochę kremu na dłonie i zaczęłam masować kopyta klaczy. Gdy skończyłam, dokładnie wyczyściłam wszystkie konie w stajni. Nim się zorientowałam, nastał świt. Do środka stajni wszedł Felix.
- Sophie! Co ty w nocy robiłaś? - Zapytał, wpatrując się w moją twarz. Miałam worki pod oczami, roztrzepane na wszystkie strony włosy a pomiędzy nimi źdźbła słomy...
- Nie mogłam spać. - Odparłam, opierając się o drzwi boksu. Chłopak wpatrywał się we mnie ze zdumieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy