piątek, 10 czerwca 2016

Zajeżdżanie 2 - praca z ziemi - Bazylia

Tym razem Bazylia była na pastwisku. Załamałam się, kiedy ją zobaczyłam. Stała jak krowa w roku pastwiska, cała w błocie. Westchnęłam i zaczęłam do niej podchodzić. Gdy klacz tylko zobaczyła mój ruch odskoczyła i odbiegła na drugi koniec.
~Nie wytrzymam z nią~pomyślałam i odwróciłam się.
Klacz patrzyła na mnie oburzona tym, że staram się ją ściągnąć z pastwisk. Pokręciłam głową i zrobiłam krok do przodu. Uwiąz schowałam za siebie i popatrzyłam na bok, udając, że nie zwracam na nią uwagi.
Zrobiłam kolejny krok, tym razem wbijając wzrok w ziemię. Zrobiłam jeszcze kilka i już prawie stałam u boku klaczy, kiedy ta, uciekając, prawie we mnie wpadła.
Chwyciłam ją za kantar i szybko przyczepiłam uwiąz. Klacz zadębowała i zaczęła się szarpać, ale ja kurczowo trzymałam linkę.
Gdy po chwili klacz uspokoiła się na tyle, że mogłam się ruszyć, zrobiłam kilka wolnych kroków. Poczułam że napięta linka staje się luźna i wiedziałam, co ta podstępna kreatura chce zrobić.
Szybko chwyciłam uwiąz w połowie i zaczęłam szybko kręcić końcówką w pionie, jak to robi się przy naturalu. Klacz starając się mnie wyprzedzić, uderzyła chrapami o linkę i od razu się cofnęła.
Ruszyłyśmy w stronę stajni. Szłam rozluźniona i ku mojemu zdziwieniu klacz w ogóle nie starała się mnie ominąć. Szybko się uczyła, ale nadal nie ufała nikomu. To był największy problem.
Gdy tylko dotarłyśmy do stajni klacz automatycznie zaczęła skręcać do boksu, ale na szczęście nie spychała mnie na tyle mocno, żebym nie dała sobie z nią rady.
Przeszłyśmy na bok budynku. Nie przywiązywałam jej jeszcze, bo bałam się że zacznie się odsadzać. Podeszła do mnie Sam i przytrzymała klacz, podczas gdy ja poszłam po szczotki i zaczęłam ją czyścić.
Ponowiłam sesję join-up i z powrotem wróciłam pod stajnię. Klacz była zmęczona i nawet nie przeszkadzało jej mycie nóg i wcierka. Podeszłam z nią do boksu, w rękach miałam kilka buteleczek.
Położyłam je w pustym żłobie i ściągnęłam kantar i wyrzuciłam z boksu. Gdy tylko koń poczuł, że nic go nie trzyma przy mnie, odskoczył na bok. Wylałam kilka kropli olejku eterycznego na dłoń i podeszłam do Bazylii.
Na początku położyła po sobie uszy, ale gdy tylko zaczęłam masować ją po szyi, szybko opadły luźno. Powoli przesuwałam dłonią po koniu. Najpierw szyja i łeb, potem grzbiet, przednie nogi i tylne nogi.
Pod koniec sesji koń był już w 100% rozluźniony i nie przeszkadzała mu moja obecność. Klepnełam ją delikatnie po szyi i zaczęłam wychodzić.
Bazylka zarżała cicho i zaczęła jeść marchewkę, którą położyłam na ziemi. Potem popatrzyła na mnie i zrobiła kilka kroków do przodu.
Uśmiechnęłam się do siebie i odeszłam, żeby nie niszczyć takiego progresu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy