Wszyscy już poszli, oprócz Leona, który dalej spał na kanapie. Nie obudziły go nawet śmiechy dziewczyn. W końcu podeszłam do niego ze szklanką wody i czymś na głowę.
-Te, Kac Vegas.-zaśmiałam się i szturchnęłam go ręką.
Chłopak podniósł głowę, ale zaraz potem znowu cię położył z cichym mruknięciem.
-Możesz nie krzyczeć?-spytał, ale ja w odpowiedzi znowu się zaśmiałam.
-Ja nie krzyczę. Masz, poznaj moją dobroć.-powiedziałam i wcisnęłam mu tabletkę oraz szklankę do rąk.
Chłopak usiadł, jęcząc coś pod nosem.
-Śniadanie?-spytałam wstając i sięgając po talerz na tofucznicę.
-Nawet nie mów mi o jedzeniu.
-Ale musisz coś zjeść. Śniadanie to podobno najważniejszy posiłek dnia.-wcisnęłam mu talerz do rąk.
-Ugh, co to?
-Tofucznica. Smażone tofu z warzywami.-wytłumaczyłam i rozsiadłam się w fotelu, pijąc sok pomarańczowy.
Chłopak wziął kilka kęsów, ale później odłożył talerz i położył się na plecach, wbijając wzrok w sufit.
-Łazienka jest na końcu korytarzu, jak coś. A tak w ogóle, kto się tak wczoraj do Ciebie dobijał?
<Leon??>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz