-Jak nie, jak tak? -zapytałam ze śmiechem. Nauczyłam się tego od znajomego w moim starym mieście. Jednak po chwili dodałam -Tylko musimy się pośpieszyć. Umówiłam się z znajomym do kina.
Chłopak uśmiechnął się i pokiwał głową, gwałtownie przyśpieszyłam. Dojechałam do wzgórza, stanęłam na samym szczycie i rozejrzałam się. Kurdę... to była jedyna myśl w mojej głowie. Znów zawiał wiatr rozwiewając moje włosy. Paweł dojechał do mnie, jego mina mówiła to samo. Uśmiechnęłam się tajemniczo i znów gwałtownie przyśpieszyłam, wyrwałam się do przodu galopem. Nie odwracałam się. Po piętnastu minutach byliśmy już w okolicy Stajni. Wjechaliśmy na jej teren śmiejąc się. Sam spojrzała na nas dziwnie, ja jednak nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Po kolejnych dziesięciu minutach kiedy konie były już rozsiodłane i wyczyszczone, zmierzałam w stronę mojego auta. Gdy znalazłam się przy nim zobaczyłam Pawła wychodzącego z stajni. Gdy przechodził obok mnie, uśmiechnęłam się.
-Musimy to powtórzyć. Chciałabym pogadać, ale niedługo muszę być już gotowa do kina. To do jutra. -powiedziałam i wsiadłam do auta. Po chwili już włączałam się do ruchu.
<Paweł?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz