Całą drogę powrotną myślałem o tym wszystkim. Będę musiał trochę ochłonąć. Czułem się za nią odpowiedzialny. Ej, nawet nie wiem, ile ma lat. Wróciłem do pracy i siedziałem tam do trzeciej nad ranem. Gdy tylko się przespałem i odzyskałem trochę energii, pojechałem do stadniny. Chciałbym zabrać Hikari na mały wyjazd w teren. Gdy tylko tam się zjawiłem, ruszyłem po jej szczotki i sprzęt. Godzina zeszła mi na czyszczeniu jej. Potem rozgrzewka i krótki wyjazd w teren polną drogą. Wyjeżdżając z czworoboku zauważyłem Samantę, ale skutecznie unikałem jej wzroku. Może i nawet specjalnie trochę przyspieszyłem. Po chwili byliśmy już w polach. Pogrążony swoimi myślami poświęcałem za mało uwagi klaczy, a ta to wykorzystała, energicznie mnie z siebie zrzucając. Poczułem potworny ból w lewej kostce. Przeklnąłem pod nosem.
- Noo, a już myślałem, że się lubimy…- wyjęczałem cicho, podchodząc do klaczy.
Udało mi się z powrotem na nią wsiąść i jakość wrócić do stadniny. Dzisiaj chyba długo tutaj nie pobędę. Gdy tylko wróciłem, rozsiodłałem klacz i puściłem na pastwisko. Potem udałem się do samochodu, żeby to sobie opatrzyć. Przynajmniej na czas, dopóki nie pojadę do lekarza. Siedziałem w bagażniku z otwartą apteczką, obwiązując kostkę bandażem, kiedy usłyszałem czyjeś kroki zbliżające się w moją stronę. Jednak zajęty bandażowaniem się, niezbyt zwracałem na to uwagę.
<Samanta? Teraz tak łatwo nie będzie xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz