-Zwariowałeś?! Nie ma 'igłę i nić', tylko jedziemy do szpitala.
-Nie, nie. Daj tylko tą igłę!-powiedział zdenerwowany.
-Masz szczęście że jestem po medycynie. Chodź z tym.-powiedziałam i poszłam po rękawiczki, igłę i nić, medyczną oczywiście.
-Nigdy nie mówiłaś że...
-Nie ma o czym mówić. O, voila, jak nowy.-zaśmiałam się. Chłopak już wstawał, ale ja pociągnełam go w dół i znowu siedział na krześle.
-Co jest?-spytał trochę zdziwiony.
-Jak poważna jest ta sprawa z pieniędzmi?
-Kamila, nie ma o czym gadać...
-Właśnie że jest! Wiesz, zależy mi na twoim bezpieczeństwie i nie chcę żebyś wylądował w szpitalu, lub gorzej.-powiedziałam i wstałam, podchodząc do szafki. Wyciągnęłam z niego plik pieniędzy.
-Co ty...
-Bierz to, nie chcę słuchać wymówek.
-Kamila...
-Leo, mówię coś do Ciebie! I nawet nie waż się ich mi zwracać. To drobiazg, w porównaniu z tym, co mogłoby się stać, jak to już wcześniej powiedziałeś.
-Ale...-chłopak poderwał się na równe nogi. Zrobiłam krok w przód i nie pozwoliłam mu powiedzieć ani słowa więcej, zakrywając jego usta moimi.
<Leon??>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz