Nadal łzy mi się lały strumieniami po policzkach, nadal byłam roztrzęsiona.
-D..ddzięki. - powiedziałam ocierając oczy - Zajdziesz, aby się czegoś napić? Kawy, herbaty?
-Muszę lecieć do pracy. - widziałam w jego oczach złość i krztę troski.
-Josh uratowałeś mnie - powiedziałam poprawiając włosy. - Proszę na 10 minut.
-10 minut nie więcej.
Uśmiechnęłam się przez łzy. Wyciągnęłam z torebki klucze i otworzyłam drzwi od klatki schodowej. Weszliśmy i byliśmy już przy drzwiach od mojego mieszkania. Weszliśmy. Weszliśmy do kuchni. Dobrze, że moi rodzice mają swój pokój za salonem. Kuchnia z salonem była połączona drzwiami.
Nalałam w dwie szklanki soku pomarańczowego.
-Proszę. - powiedziałam stawiając przed nim szklankę.
-Przepraszam, że Ciebie nie posłuchałam. W końcu ty lepiej wiesz co tam się dzieje. - po chwili dodałam- Teraz pewnie wyglądam jak zmora. Josh, na prawdę mogłam Cię posłuchać.
Chłopak wypił i postawił szklankę, po czym oznajmił:
-Ja muszę lecieć.
Łzy mi nadal ciekły po policzku. Czułam jakby on był wobec mnie taki obojętny.
-Na prawdę przepraszam.
Chłopak wstał i kierował się w stronę drzwi. Schylił się po buty. Ja szłam za nim nadal w swoich obcasach, w których teraz szłam jak pokraka. Usiadłam na półce. Zdjęłam je i patrzyłam jak Joshua zakłada buty. Jest przystojny. Bardzo. Sam spokojnie, zluzuj uczucia. On nic do Ciebie nie czuje. Ogarnij się. Wytarłam twarz rękawem i wstałam jak Josh chwytał za klamkę. Odprowadziłam go aż do samochodu. Jak już trzymał klamkę auta, szybko do niego podeszłam, po czym przytuliłam.
-Dziękuję. - powiedziałam. - Joshua przepraszam.
Kiedy mnie puścił obeszłam samochód i usiadłam na ławce zapalając papierosa.
<Josh??>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz