-Dzięki. Też was kocham.-zaśmiałam się i wróciłam do zamiatania. Dziewczyny gdzieś poszły, a ja postanowiłam, że ogarnę któregoś nowego wierzchowca.
Poszłam na padoki. Moje oko od razu przykuła skarogniada klacz. W sumie zrobiła to, gdy wybierałyśmy z Sam nowe konie, ale dopiero teraz mogłam zobaczyć ją w 'całej okazałości'.
Poszłam po kantar i uwiąz, po czym przywiązałam ją do koniowiązu. Szybko wyszczotkowałam i popędziłam po resztę sprzętu. Innocenta nie wydawała się zachwycona tym, że zabrałam ją od jej nowych znajomych, ale musiałam sprawdzić, do czego na prawdę się nadaje.
Gdy tylko wsiadłam i wzięłam wodze w ręce poczułam, że klacz zaczyna się ganaszować. Od razu puściłam wodzę munsztukową, a drugą trzymałam za sprzączkę. Klacz rozluźniła się i opuściła łeb. Widać było, że ktoś musiał strasznie dużo używać na niej czarnej wodzy.
Wjechałam z nią na czworobok i zaczęłam po woli zbierać wodzę. Tylko jedną, bo munsztukową zostawiłam w spokoju do czasu, aż klacz zrozumie, że łamanie się w potylicy nie pomoże.
Zaczęłam kłusować, zagalopowałam kilka razy i wtedy zobaczyłam, że Sam jedzie na jakimś srokaczu.
Ścieżka na dużą ujeżdżalnię była zaraz obok czworoboku, więc podjechałam tam i czekałam, aż dziewczyna będzie obok mnie.
-Hej, patrz co ona robi.-powiedziałam i gdy tylko mocniej zebrałam wodze, razem z munsztukiem, klacz poderwała łeb i przycisnęła go prawie do szyi. Gdy kontakt znowu był delikatny szybko go opuściła i ustawiła się w poprawnym zebraniu.
<Sam??>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz