środa, 29 czerwca 2016

Od Samanty Do Josh'a

-Hej. - powiedziałam nie za głośno.
-Cześć. - usłyszałam burknięcie.
-Josh co Ci się stało?
-Nic.
-Joshua przepraszam. Za wczoraj. Mogłam Ciebie posłuchać.
Nic nie odpowiedział dalej zajmował się bandażem na swojej nodze.
-Josh zachowuj się jak dwudziestolatek.
-Mam dwadzieścia pięć.
Oszołomiło mnie to co powiedział. Nie wyglądał. Stawiałam, że ma dwadzieścia.
-A ty - nie wiem czy to było pytanie czy sarkastyczne powiedzenie, ale w końcu oznajmiłam:
-Dziewiętnaście. Joshua co Ci się stało?
-Nie ważne.
-Pa. - pożegnałam się.
Josh nic nie odpowiedział. Zabolało. Kurna bardzo. Nie dałam po sobie tego poznać. Hati szła przewijając między nogami. Ona jedynie mnie nie olewała. Suczka nagle się zatrzymała i patrzyła na Josha.
-Hati.... Chodź.
Po moim policzku znów spłynęła łza. Ogar. Ogar Samanta. Poszłam do boksu Hikari. Stała spokojnie. Wychyliła do mnie łeb, ale nie na długo. Zaraz potem szybko się cofnęła.
-Ty też....?
Usiadłam na kostce siana i dumałam co zrobić. Po dłuższych namyśleniach postanowiłam wytestować Sekreta. Poszłam po jego komplet. Chodziłam teraz zupełnie bez myśli o niczym. Niczym pusty robot - bez celu. Przywiązałam Sekreta i zaczęłam szczotkować. Po wyszczotkowaniu przytuliłam się do niego.
-Będzie dobrze. - szepnęłam.
Wzięłam szczotkę od kurzu i wyczyściłam nią również konia. Następnie kopyta. Ładnie je podawał. Na placu standardowo : popręg i strzemiona.
Nic żadnych skoków, nic wymyślnego. Jazda tylko do galopu. Nie miałam ochoty na skoki. Co dziwne bo je uwielbiam. Po zakończeniu jazdy, czas był na ogarnięcie się i powrotu do krainy żywych. Pogłaskałam Sekrecika i wyprowadziłam na pole. Szłam już w normalnym humorze. Jagby można było by mnie w The Sims opisać jestem w nastroju "Pogodny" Wróciłam do domu gdzie usłyszałam standard:
-Jak było w stajni?
-Normalnie.
Moje długie dialogi z mamą. Weszłam do pokoju zamknęłam drzwi i runęłam na łóżko. Ze zmęczenia usnęłam. Obudziłam się po trzech godzinach. Na zegarku 00:30. Fajnie. Poszłam wziąć kąpiel i zmyłam makijaż. Umyłam zęby, wyprowadziłam Hati. W bluzie i spodniach od piżamy. Wróciłam i poszłam spać.

****09:00****

Obudziła mnie Hati chcąca spaceru. Ubrałam się jak na konie i w biegu chwyciłam kanapę z kuchni, którą zrobiła moja mama. Pojechałam do stajni. Hati jak zawsze biegła obok mnie. Gdy zaparkowałam rower. Zobaczyłam na placu Hikari a na niej Josh'a. Cieszyłam się, że go widzę.
Popatrzyłam jak jeździ, a następnie poszłam obrządzić konie. Podsypałam im słomy i pozdejmowałam pajęczynę z kratek boksów. Przywitałam się z każdym konie. Kiedy stałam przy Belimdzie usłyszałam tupot kopyt. Tak to był Joshua. Nie zwróciłam na niego większej uwagi. Podeszłam dopiero gdy szedł zamknąć boks klaczy.
-Cześć. - przywitałam się.
-Hej. - odpowiedział cicho.
Chłopak schylał się po woreczek ze szczotkami Hi.
-Joshua?
Chłopak się wyprostował i popatrzył na mnie. Ja odkręciłam głowę w górę i popatrzyłam w niebieskie oczy Josh'a. Nadal czułam się przy nim jak mikrus. Taki malutki człowieczek. On był wieżą Eiffela, a ja człowiekiem stojącym obok niej.
-Tak? - powiedział spokojnie.
-Czemu mnie ignorujesz? Czemu jesteś wobec mnie taki objęty? Josh  proszę powiedz mi.

<Josh??>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy