sobota, 4 czerwca 2016

Od Charlotte CD Hailie

ŹREBAKI

Przytaknęłam głową, trochę się stresowałam. Przecież przez jeden najmniejszy błąd mogę zrobić zwierzęciu krzywdę. Co z tego, że jestem po odpowiednich szkołach i całe życie spędziłam z końmi, które nie były zajeżdżane, a i tak się na nich jeździło? To teraz, to całkiem co innego. Hailie poleciła mi iść po Bessti. Klaczka była w swoim boksie. Wyprowadziłam ją na kantarze, do którego była już przyzwyczajona. Cóż, jak codziennie z nią siedzę, to troszeczkę ją tego i owego poduczyłam. Pobiegłyśmy żwawym kłusem w stronę Hailie. Weszłyśmy na Round Pen i spuściłam klaczkę z wiązu. Miała być w samym kantarze. Pomyślałam chwilę. Podeszłam do Bessti i wzięłam za kantar. Chodziłyśmy w kółko stępem, po czym kłusem i nawet kawałek galopem. Kiedy już mała Bestia troszkę się zmęczyła, zwolniłam ją do stępa i zatrzymałam się obok niej. Ta natychmiast stanęła obok mnie. Poklepałam ją po szyi. Ruszyłam wolno - klacz za mną. Hailie popatrzyła na mnie z iskrami w oczach, jednak ja nie zwracałam na to uwagi. Nadal nieco się stresowałam. Z kłusem było to samo - klacz biegła obok mnie, niby to na wiązie, niby to na lonży, ale tak naprawdę to był wiąz przyjaźni. Uśmiechnęłam się do Bessti i zagalopowałam. Oczywiście ona również. Jest taka młodziutka, a taka mądra i kochana. Przyniosłam niziutką przeszkodę, przeskoczyłam. Obok mnie nadal była klaczka. Poklepałam ją i zwolniłam do stępa. Podeszłam energicznie do Hailie.
- Hej, ale już nie musisz za mną iść...
Zwróciłam się do klaczy, która zakłusowała za mną. Głaskałam ją w międzyczasie po różnych partiach ciała.
- Jak mi poszło?
Spytałam się trenerki.

<Hailie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy