Przyjechałem do stajni dość wcześnie, mając nadzieję, że uda mi się pojechać w teren przed wyjściem pełnego słońca. Wszedłem do stajni obserwując wszystkie konie. Mój wzrok przykuł wysoki skarogniady koń z małą odmianą na pysku. Podszedłem do boksu spoglądając na tabliczkę.
- Innocenta. - mruknąłem wyciągając z kieszeni smakołyka. Klacz spojrzała na mnie pokładając po sobie uszy. Obwąchała moją dłoń i cofnęła się prychając. Cmoknąłem cicho, a klacz odpowiedziała mi machnięciem głowy. Po kilku chwilach jednak zmieniła zdanie i podeszła niepewnie do mnie po raz kolejny wąchając smakołyka w mojej ręce. Po krótkim zastanowieniu wzięła łakoć między zęby odsuwając się na kilka kroków, żeby przełknąć w spokoju. Oparłem się o boks uśmiechając się lekko.
- Innocenta - powtórzyłem a klacz zastrzygła uszami słysząc swoje imię. Podniosła łeb ponownie zwracając na mnie wzrok. Wziąłem kantar wiszący na ścianie boksu i otworzyłem zasuwę, powoli wchodząc do środka. Koń odsunął się, wciąż niepewny co do mnie, jednak pozwolił sobie założyć kantar bez większych problemów. Wyciągnąłem uwiąz z kieszeni i podpiąłem nim kantar. Zawiązałem klacz i wyszedłem w poszukiwaniu szczotek i rzędu. Szybko wszystko znalazłem i przyniosłem pod boks Innocenty.
Klacz posłusznie poddawała się zabiegom pielęgnacyjnym, nie była jedynie pewna przy czyszczeniu kopyt. Spokojnie pozwoliła sobie zapiąć popręg i włożyć wędzidło do pyska. Zrezygnowałem z czarnej wodzy, chciałem rozluźnić konia na zewnątrz.
- No, mała, co powiesz na poranny teren? - pogłaskałem klacz po pysku, a ona zastrzygła uszami.
- Innocenta jest płochliwa w terenie. - usłyszałem za sobą głos.
- W takim razie włączę stoper i sprawdzimy, po jakim czasie spadnę. - zaśmiałem się odwracając się w stronę nieznajomego.
<ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz