Starzy wykupili mi tą budę tydzień temu, na szczęście mam blisko stajnię i jedyny prawdziwy sens mojego życia. No, nie licząc tabliczki mlecznej czekolady i kilku innych rzeczy. Co do rodziców... wyniosłam się, bo miałam dość ciągłych awantur. Ostatnia poszła o... uwaga, wstrząsające...
zasrany stłuczony kubek.
Tak, moi starzy nawet o to potrafili skakać sobie do gardeł i wyzywać od najróżniejszych.
Właśnie dzisiaj miałam złożyć wizytę w Stajni Nimfy i w końcu porządnie zabrać się za jazdę konną. Od pierwszego obozu jeździeckiego w wieku 13 lat nauczyłam się kłusa ( anglezowanego, ćwiczebnego ), galopu ( w półsiadzie i pełnego ) oraz na ostatnich trzech jazdach zaczynałam naukę skoków. Tak, moim celem zdecydowanie były skoki i do tego zmierzałam.
Wyszłam z domu, zamykając drzwi. Skierowałam się w stronę drogi polnej, która prowadziła do Stajni Nimfy.
Po pół godzinie byłam na miejscu. Wszystko wyglądało na bardzo zadbane, konie spokojnie pasły się na bujnych o tej porze roku pastwiskach. Rozejrzałam się. Wypadałoby znaleźć właścicielkę... lub właścicieli.
Nagle zobaczyłam kierującego się w stronę stajni, ciemnowłosego chłopaka.
Szybkim krokiem go dogoniłam.
- Przepraszam, gdzie znajdę właścicielkę? - zapytałam.
<Josh? Inny ciemnowłosy chłopak? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz