Padało bardzo mocno, więc nie wiedziałam, dlaczego zgodziłam się na teren. Z jednej strony, fajnie, będziemy skakać przez kałuże, kłody i tym podobne... A z drugiej całe zmokniemy... oczywiście, poszłam po mojego ulubieńca, Div'a. Poszłam po jego ekwipunek, a Malwina po cały w bieli ekwipunek Jarvan'a. Wyprowadziłyśmy konie do "myjki" bo uznałyśmy, że tam najlepiej będzie je "ubrać" w ekwipunek. Wyprowadziłyśmy konie ze stajni i wsiadłyśmy na stajenne wierzchowce. Poklepałam Div'a po szyi i ruszyłam kłusem. O dziwo koń nie tracił swego potencjału, nie bał się, że się zgubi. Przypadek? Być może. Wiedział, że Jarvan kłusuje tuż za nim, więc ruszył galopem.
- Wow, chłopaku, zwolnij! - uśmiechnęłam się, zwalniając konia do kłusa.
- Drób tego nie zniesie! XD - zaśmiała się Malwina, zapewne przypominając sobie reklamę Nju...
Heh. Zaczęłyśmy jak głupie się śmiać, chichotać i nie wiadomo, co jeszcze, a widać było, że nadciąga burza... Ale oczywiście my tego nie widziałyśmy. Nie zauważyłyśmy dokąd jedziemy. Nagle z wesołego nastroju wyrwał nas... grzmot. Zatrzymałyśmy momentalnie konie. Zaczęłyśmy się rozglądać. Drzewo... krzaczek... jakaś brzózka...
- Imagine... może już wrócimy? - zapytała lekko drżącym głosem Malwina.
- Pewnie... tylko którędy? - odpowiedziałam, odwracając się do Malwiny.
No i się zgubiłyśmy. Zaczęłyśmy jechać stępem, aż nagle... piorun uderzył w jakieś miejsce. Konie w tym samym czasie stanęły dęba i zaczęły gnać. Nagle przed nami... pojawiło się ni stąd ni zowąd drzewo. Wyrwane z korzeniami sobie leżało. Konie zerwały się. Czułam, jak Div napina mięśnie i... skacze. Nie przewidział tylko, że droga za kłodą jest cała w kamieniach i cierniach, których nie przeskoczy. Na ostrych kamieniach wyhamował i stanął dęba, a ja spadłam na nie. Malwina zatrzymała szybko jakimś cudem wierzchowca i zerwała się biegiem do mnie. Moja twarz, dłonie, uda, całe ciało, które było odkryte zaczęło krwawić. Z pomocą dziewczyny usiadłam. Wyciągnęła z torby, którą miała przez cały czas wodę mineralną i zaczęła obmywać mi twarz. Z trudem łapałam oddech. Nagle się rozglądnęłam. Usłyszałam strzał. Obok leżało... siodło z uzdą i czaprakiem. Jarvan stał tu, a Divek... Gdzie Divek? Pospiesznie wstałam i zaczęłam kuśtykać w stronę śladów kopyt. Zaczęłam nimi podążać i zauważyłam jakiegoś zarośniętego faceta. Trzymał strzelbę a obok leżał Div. Chciałam się wydrzeć, ale nie miałam siły. Dokuśtykałam do niego od tyłu i usłyszałam.
- Na rzeź wspaniały, żyje... będzie zarobek. - usłyszałam jak mruknął.
I nie wytrzymałam.
- Co sobie wyobrażasz?! Jak możesz?! Ty... Ty... Ty gnido! Ty potworze! Zostaw mojego konia! - wydarłam się, aż pobliskie kruki i wrony poleciały w niebo z drzew.
Malwina z Jarvan'em podeszła do mnie. Wtedy zobaczyła , co się stało. Facet stał osłupiały i odwrócił się do mnie.
- A bo co mi zrobi taka dziewczynka jak ty? - wytknął palec w moją stronę.
- Nie wiem. Może to?! - zmrużyłam oczy i złapałam go za gruby paluch.
Wykręciłam mu go, a przy tym całą rękę, a on uklęknął z bólu.
- Nie ma sezonu! Ty na konie polujesz wiedząc, że niedaleko jest stadnina! Byś myślał, ty zły człowieku, ty... potworze! Malwina, dzwoń po policję! Tak nie może być. - no i zadzwoniła.
Policja jakimś cudem nas znalazła, a ja zlazłam z faceta, na którym wcześniej siedziałam. Policjanci wzięli faceta na przesłuchanie, lecz jeszcze zadzwonili po weterynarza. Przyjechał i zabrał konia, a Malwina zadzwoniła do Sam. Powiedziała jej wszystko, a potem weterynarz pojechał z koniem do weterynarii. Wziął jeszcze Jarvan'a, by obejrzeć jego kopyta, czy nie poranił ich o ciernie i kamienie. Z policją pojechałyśmy na komisariat. Zaczęłam zeznawać tak, jak to było. Potem Malwina, a na koniec Janusz Kordaszewski* , czyli winny. Wsadzili go na dwa lata za nie polowanie na sezonie i bez pozwolenia i za poranienie czyjejś "własności". Wszystko dobrze się skończyło, a nazajutrz miałyśmy ja, Malwina, Sam i Kamila pojechać do weterynarza odebrać konie. Pojechałam jeszcze moim autem z Malwiną do szpitala, bo wdało mi się zakażenie. Jak najszybciej lekarz odkaził, bo nie zakaziło się na tyle, by trzeba było amputować moje kończyny. Dostałam bandaże i plastry, a potem pojechałyśmy z Malwiną pod wieczorem do mnie, do domu. Malwina zgodziła się u mnie nocować, tylko jeszcze zabrała z domu potrzebne rzeczy, takie jak chrupki, chipsy, piżamę... I chyba tyle. Ja robiłam popcorn, bo chciałyśmy obejrzeć jakiś film. Malwina włączyła telewizor, gdy robiłam nam kanapki w kuchni. Zawołała mnie na wiadomości w tej sprawie. Oglądałyśmy przez chwilę w ciszy.
<Malwina? B)) >
*Imię i nazwisko jest przypadkowe!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz