ROZPISKA
Zobaczyłem Sophie siedzącą na płocie pastwiska i przyglądającą się koniom. Próbowałem też je obserwować i myśleć nad każdym ich ruchem. Nagle podbiegł do nas piękny, kasztanowaty koń. Był on na odgrodzonym kawałku pastwiska. Miał wiele mniej miejsca, niż tamte, w końcu był tylko jednym z niewielu ogierów, które przebywały tu na zmianę. Pogłaskałem go.
- A to nie jest przypadkiem koń prywatny? Chyba nie można bez pozwolenia ich dotykać, no nie?
Zagadnęła Sophie. Zaśmiałem się i uśmiechnąłem odwracając głowę w jej stronę.
- To koń mojego brata. Wiesz, Max... Magnat jest jego ogierem i jako ogier musi przebywać sam, więc tylko czasami ma okazję przebywać razem z samymi spokojnymi wałachami na pastwisku.
Powiedziałem głaszcząc go i dałem mu kostkę cukru, które zawsze brałem do stajni, aby nagradzać konie za jazdę.
- Rozumiem. Musisz być samotny, co kolego...?
Też zaczęła interesować się kasztanem. Gładziła go po chrapach, a ten rżał beztrosko.
- Sophie, idziesz dziś do kawiarni? Muszę jakoś poprawić sobie humor po spotkaniu z...takimi wrogami. Wytrącili mnie z równowagi. Jak zawsze, wyśmiali...to idziesz?
<Sophie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz