sobota, 20 lutego 2016

Od Sophie

PRACA

Telefon zahuczał mi w głowie.
- Wyspać się nie dadzą... - Mruknęłam niezadowolona i spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Rosal... przeciągnęłam palcem po ekranie, odbierając i ustawiając na głośnomówiący.
- Hej Sophie, mam nadzieję, że nie przeszkadzam...? - Zapytała właścicielka.
- Nie... - przeciągle ziewnęłam. - No skąd...
Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam głośny śmiech.
- Dzisiaj mamy niedzielę, czyli najwięcej jazd. Przyjedziesz i pomożesz tym początkującym wyczyścić i osiodłać konie, a później oprowadzać dzieci?
- Tak... daj mi godzinę.
- To czekam. - Powiedziała i rozłączyła się. Wyszykowałam się, zadzwoniłam po Logana, ruszyłam na przystanek, oparłam się o wielkie drzewo i czekałam. Po chwili chłopak podjechał na przystanek swoim samochodem.
- Nie wiem jak ci dziękować... - Wymruczałam, zamykając drzwi.
- Coś się stało? - Zapytał, spoglądając na mnie.
- Nie... po prostu wczoraj wróciłam ze stajni w środku nocy, a dzisiaj o świcie dzwoniła Rosal, żebym przyjechała. - Ziewnęłam przeciągle.
- Znam ten ból. - Uśmiechnął się szeroko. Po kilkunastu minutach rozmowy byliśmy na miejscu.
- Miłej pracy! - Krzyknął do mnie przez otwarte okno i odjechał.
- Tak więc, kiedy te jazdy? - Zapytałam właścicielki.
- Za pół godziny. Wszyscy czekają już w stajni.
Ruszyłam szybkim krokiem w stronę budynków.
- Hej wszystkim! - Powiedziałam głośno do dzieci, ale również do koni. Usłyszałam radosną odpowiedź w formie rżenia oraz normalnych odpowiedzi. Pokazałam im najpierw wszystko na Rosalett, po czym wszystkich po kolei kontrolowałam i poprawiałam. Gdy już skończyłam, oddałam je w ręce instruktorów, którzy dzisiaj przyjechali nieco później. Następnie osiodłałam Firsbby, Łexi i Malediwę, wyprowadziłam je i czekałam na dzieciaki. Dzisiaj ruch był niesamowity. Aby urozmaicić nieco te oprowadzanki, robiłam slalomy, wolty, a czasem nawet przyspieszałam kucyka do kłusa. Oczywiście, nakazałam każdemu z dzieci wcisnąć kask. W końcu doszłam do ostatniego dziecka; trzynastoletniej dziewczyny, której rodzice nienawidzili koni i nie pozwalali jej jeździć. Często przebywała w naszej stajni, czasem nawet uciekała z lekcji, by pobyć po kryjomu z końmi. Coś potrafiła, bo uczyła się powoli galopu. Jej wiedza na temat tych zwierząt i jeździectwa była ogromna, byłam pod niemałym podziwem, że dziewczynie w tym wieku chciało się siedzieć cały dzień nad księgą z rasami koni i czytać. Bardzo ją polubiłam i głęboko współczułam. Może spróbuję przekonać jej rodziców do koni? Zwinnie wsiadła na grzbiet Malediwy. Postanowiłam spróbować z nią galopu. Rozmawiałyśmy trochę, zrobiłam z nią nieco więcej rundek niż z innymi. Malediwa kłusowała, następnie przeszła do płynnego galopu. Trzynastolatka trzymała się w siodle idealnie, byłam z niej dumna.
- Brawo! Galopujesz! - Krzyknęłam z szerokim uśmiechem. Zrobiłyśmy jeszcze trzy kółka galopu, po czym zwolniłyśmy i podziękowałam jej.
- Było super... - Wyszeptała podekscytowana i przytuliła się do mnie.
- Zachowywałam się podobnie podczas pierwszego galopu. - Uśmiechnęłam się ciepło. - Radziłaś sobie super, ale teraz wracaj szybko do domu, bo autobus szkolny będzie już za kilkanaście minut. - Nastolatka uwolniła mnie z objęć, chwyciła swoją czarną torbę i pognała w stronę szosy, po jakimś czasie znikając mi z oczu.
- Sophie, wyczyściłabyś jeszcze pozostałe konie i wypuściła na pastwisko? - Usłyszałam głos Rosal za plecami. A już się cieszyłam, że tak szybko dzisiaj skończę...
- Tak ,pewnie. - Odwróciłam się do dziewczyny z lekkim uśmiechem. Ruszyłam w stronę stajni, zamykając round pen. Jak zwykle zaczęłam od Nimfy, a skończyłam na Rosalett, jeszcze godzinę przesiadując w jej boksie i ucząc ją sztuczek. Gdy wszystko było już skończone, zarzuciłam sobie torbę na ramię, zadzwoniłam po Logana i powędrowałam na szosę. Słońce powoli chowało się za horyzontem, tworząc wokół niezwykły krajobraz.
- Dzisiaj skończyłaś wcześniej?
- Owszem. I nie uwierzysz; cały dzień chodziłam bez nawet łyka mocnej kawy. Jakiś cud! - Wymamrotałam, zamykając drzwi samochodu.
- Nie wierzę... kto by wytrzymał bez kofeiny całe 12 godzin? - Uśmiechnął się do mnie szeroko.
- No mówię; cud! - Zaśmiałam się. Całą drogę śmialiśmy się do rozpuku łez, żartując.
- Dzięki za podwózkę! - Krzyknęłam z szerokim uśmiechem i ruszyłam przez pole. Wpadłam do mojego domu, wzięłam długą, gorącą kąpiel, następnie coś przekąsiłam. Chwyciłam moją nową książkę, weszłam do łóżka i zaczęłam czytać. Gdy zabrakło mi już sił, odłożyłam księgę, po czym zapadłam w głęboki sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy