PRACA
Dostałam sms'a. Wyszło na to, że miałam jechać do stajni. Rosal napisała, że jest robota dla mnie. Byłam ciekawa co to. Po przygotowaniu siedziałam w samochodzie. Czekałam aż mama łaskawie mnie podwiezie. Ale napisała mi sms'a, że nie zawiezie mnie. Przezywałam ją w myślach. Mogła od razu mówić, że nie. Poza tym, miała naprawdę daleko wyjść przed dom powiedzieć mi w twarz. Tylko musiała napisać. Było mi jej żal. Wybrałam sie pieszo. Nie zabrało mi to dużo czasu. Na miejscu okazało się, że konie nie dają się za nic złapać. Popatrzyłam na biegających jeźdźców. Na czele stada galopowała Finuszka. Moja klacz! Zagwizdałam. Ona jednak miała na mnie totalnie wyjechane. Kiedy spytałam Ros czy próbowały na smakołyki, mówiła, że to na nic. Miałam jednak tajną broń. Ciasteczka cukrowo-marchewkowe!. Zawołałam 'Ciasteczka' a ona jak każdy porządny koń przykłusowała. Wtedy inni zagonili konie do stajni. Te rozbiegły się po swoich boksach. Każdy dostał ciasteczko. A ja miałam święty spokój. Nie byłam zmęczona więc zamiotłam stajnię. A potem poszłam z buta do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz