SPOTKANIE RODZINNE
Już miałem opuścić oszołomioną rodzinę i pobiec do Sam, jednak zatrzymał mnie jeden zdumiewający fakt. Ubrania były przecież bez metki, a wydawało mi się, że kilka z nich widziałem w sklepie mamy.
- Mamo, nadal pracujesz w tym sklepie?
Zapytałem pospiesznie wymuszając natychmiastową odpowiedź.
- Z ubraniami dziecięcymi? Tak...
Odpowiedziała z namysłem. Rozłożyłem te ubrania i zaśmiałem się Lucy w twarz.
- Słabe. Klips da się odczepić rękami, a rozmiar raczej nie jest upodobniony do rozmiaru Samanty. Nienawidzę cię bachorze.
Przepchałem się przez grupkę ludzi i pobiegłem do Yui. Ktoś pobiegł za mną, zorientowałem się, że chyba tylko on był za mną do końca kłótni. Bradley. To on znalazł zrozpaczoną Sam i skoczył na ławkę siadając obok niej. Dziewczyna pogłaskała pupila, który liznął jej policzek. Wyczuł smutek. Wytłumaczyłem wszystko, całe moje odkrycie, Yui. Podniosła głowę.
- Czyli to ona. Wierzyłeś mi?
Spojrzała mi w oczy pytająco.
- Od początku.
Przytuliłem ją i poszliśmy razem do domu. We trójkę. Na przeciw wyszła nam speszona mama.
- Lucy się przyznała. Przepraszam, że cię osądziłam tak od razu. My musimy już iść. Znaczy, ja Lucy i Julie. Zostawiamy wam Bradleya, to przecież pies Max'a. Odpowiedz mi tylko, Sam, czy ugościlibyście Felix'a na jakieś trzy dni? Musi się wprowadzić do nowego domu, jeszcze meble nie dojechały...
<Sam?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz