poniedziałek, 15 lutego 2016

Od Sophie

A CO BY BYŁO GDYBY...

Światło wschodzącego słońca oświetliło moją twarz, momentalnie wyrywając mnie z głębokiego snu. Burknęłam poddenerwowana, ściskając sobie poduszkę na głowie. W końcu jednak uznałam, że nie usnę. Zbiegłam na dół, zjadłam śniadanie, ubrałam się, spakowałam co potrzebne i ruszyłam w stronę szosy. Postanowiłam nie zawracać dzisiaj głowy Loganowi, więc poszłam na pieszo. Poranna rosa osiadała na moich sztybletach, wiatr co jakiś czas targał moje czerwone, ogniste włosy. Sama nie wiem dlaczego tak pofarbowałam włosy... może dlatego, że czerwony przeważnie najbardziej rzuca się w oczy? Że jest kolorem ostrzegawczym i agresywnym? Przedtem moje włosy były odcieniu jasno kasztanowego, pod słońce wpadającego w ogniste kolory. Wszyscy zwracali na nie uwagę, czy to dorośli, czy młodsi, czy w moim wieku. Po godzinie rytmicznego marszu zza wzgórz wyłowiły się budynki stajni.
- Hej Rosal! - Krzyknęłam, mijając właścicielkę.
- Hej... - Wymruczała, obliczając coś. Postanowiłam jej nie przeszkadzać.
- Zabiorę Rose na trening skoków. - Oznajmiłam, spoglądając na dziewczynę.
- Dobrze...
Ruszyłam zwinnym krokiem w stronę stajni, wciskając telefon w kieszeń. Przechodząc obok stogów siana rzuciłam w nie moją niezwykle wyniszczoną torbę. Gdy tylko przekroczyłam próg stajni, usłyszałam radosne rżenie wszystkich koni. Podeszłam do boksu Rose, wyprowadzając go na zewnątrz. Wyczyściłam go dokładnie, po czym zwinnie osiodłałam i ruszyłam na otwarty padok. Przywiązałam wałacha do płotu i zajęłam się ustawianiem przeszkód. Gdy skończyłam, wślizgnęłam się na grzbiet wałacha i zrobiłam z nim dokładną rozgrzewkę, podczas której spadłabym około pięciu razy, jednak utrzymałam się w siodle i nie spadłam ani razu. Dodałam łydkę w galopie, nakierowując Rose na pierwszą, dość niską przeszkodę. Ten wyrwał na przód, skoczył z niezwykłym zapasem, wystrzeliwując z tylnych kopyt. Straciłam równowagę, po czym spadłam na szyję zwierzęcia, staczając się pod jego kopyta. Poczułam zetknięcie z ziemią, usłyszałam głuchy rytm galopu, oddalający się z każdą sekundą. Powoli otworzyłam oczy, rozglądając się naokoło. Dźwignęłam się na rękach, ostrożnie wstając. Chyba nic mi się wielkiego nie stało... Podeszłam do Rose i ponownie go dosiadłam.
- Ze mną nie ma tak łatwo. - Powiedziałam, uśmiechając się pod nosem. Przejechałam kilka kółek kłusem, przeszłam do stępa, następnie galop i kolejna próba skoku. Tym razem, przed samą przeszkodą dodałam mocną łydkę, a wałach nie zdołał się wyłamać i zmuszony był skoczyć. Poczułam, jak wdzięcznie wybija się w powietrze. Skakał niesamowicie, dosłownie zawisnęliśmy w powietrzu. Następnie miękko, delikatnie wylądował po drugiej stronie przeszkody, wymachując niechętnie łbem oraz oddając kilka nieznacznych bryków. Nagle usłyszałam kroki innego konia. Zatrzymałam Rose, rozglądając się uważnie. Wtedy dostrzegłam idącą w moim kierunku postać, prowadzącą za sobą Malediwę.


<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy