PRACA
Rano wstałam dość wypoczęta, jak nigdy. Ruszyłam żwawym krokiem do łazienki, wzięłam szybki prysznic, ułożyłam włosy i zrobiłam lekki makijaż. Wróciłam do mojego pokoju, przekopując szafę w poszukiwaniu czegoś sensownego do ubrania. Po chwili wybrałam długą bluzę, ciemne bryczesy oraz nowe oficerki.
Chwyciłam moją torbę, pakując do niej wodę, kask jeździecki, telefon i inne tego typu przedmioty. Zeszłam po schodach, wchodząc do kuchni. Zrobiłam sobie śniadanie, chwyciłam kilka jabłek dla koni po czym wybiegłam z domu. W dali dostrzegłam, że autobus odjeżdża z przystanku.
- Chwila! Jeszcze ja!!! - Krzyczałam, jednak na próżno. Bez większego zastanowienia ruszyłam w pościg za pojazdem, który zatrzymał się dopiero w następnej wsi. Zdyszana wsiadłam do autobusu, piorunując wzrokiem kierowcę. Usiadłam pod oknem. Nie minęło pięć minut, a byliśmy na miejscu. Wysiadłam z pojazdu, kierując się w stronę gospodarstwa. Weszłam do stajni, gdzie na dzień dobry przywitał mnie smród zużytej ściółki oraz radosne rżenie wszystkich koni. Rzuciłam torbę w stogi słomy, chwyciłam widły i zabrałam się do pracy. Gdy skończyłam wymieniać ściółkę i umyłam podłogi, było już południe. Weszłam do boksu Rosalett, siadając na stogu słomy i zajadając się razem z klaczą przyniesionymi przeze mnie jabłkami.
- Jaka ty jesteś niezwykła... - Szepnęłam, wtulając się w grzywę klaczy. Byłam niska, a ona była niezwykle wyrośniętym kucem, więc idealnie do siebie pasowałyśmy, jeżeli chodzi o wzrost. Czyszczenie zaczęłam od tej właśnie klaczy, ponieważ ciężko było mi się z nią rozstać. Na prawdę ją polubiłam. Gdy już wszystko skończyłam, zrobiłam sobie mocny trening na Arant de Fonse, po czym posiedziałam jeszcze z godzinę w boksie Rosalett, chcąc jeszcze lepiej się z nią porozumieć. Powoli dochodziła dwudziesta druga, ostatni autobus jechał już dawno, więc ruszyłam pieszo przez kilkanaście kilometrów w stronę domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz