środa, 10 lutego 2016

Od Max'a

PRACA

Dziś pierwszy dzień jestem instruktorem. Spojrzałem do dziennika. Jazdy grupowe, indywidualne, Samanta...wreszcie znalazłem moje nazwisko, a przy nim kilka jazd grupowych i dwie indywidualki. Konie miałem przydzielać ja, więc po zastanowieniu spytałem Sam, czy zna może któreś z tych dzieci.
- Tak. Z pierwszej grupy wszystkich, mają mniej więcej ten sam poziom, średniozaawansowany. Wiesz, galop i małe przeszkody.
Musiałem dobrać pięć koni, bo na tę grupę było tyle...uczniów. Może nauczę je czegoś ujeżdżeniowego, drobnych elementów, może ustępowanie od łydki, albo łopatki. Ewentualnie kontrgalop. Przychodzili pół godziny przed czasem, na siodłanie. Dobrałem konie, wybrałem Origammy, Ekwadora, Emiranta, Sfilla oraz Nimfę. Zaczęliśmy jazdę kilka minut po czasie, bo ktoś się spóźnił i musiałem mu pomagać czyścić wiecznie ubłoconego Ekwadora. Ech, jak to siwki. Dwa kółka stępa, kłus i kilka ćwiczeń w kłusie. Nauka ustępowania od łydki w stępie, kółko kłusa i galop. Jeden upadek, jednak nic się nie stało i była to wina drzwi, a dokładniej wiatru. Ktoś nie zamknął drzwi, które uderzyły i spłoszyły konia. Biedny Emirant. No nic, przeszliśmy do przeszkód, które dziś były już 80 centymetrowe. Podnosiłem stopniowo wyżej, aż do metra. Później już stęp. Jeźdźcy mogli wyjąć nogi ze strzemion i trochę poćwiczyć. Koniec, zbieranie opłat. Potem miałem grupę początkujących przedszkolaków, bardzo rozgadanych. Kłusowały na lonży, więc wyczyściłem im na szybko trzy konie: Dungę, Łexi i Łezkę. Z nimi miałem tylko pół godziny, same jechały stępem, więc ćwiczyliśmy jakieś wężyki i serpentyny, wolty, koła...żeby nauczyły się kierować końmi. No i wreszcie kłus. Nie brałem lonży, niech to będzie ich pierwszy raz bez niej. Pogoniłem trochę rozleniwione konie, które poczuły, że siedzą pod kimś, kogo mogą ot, sobie nie posłuchać. Chwilka samodzielnego kłusa i stęp na odpoczynek. Sam zajęła się rozsiodłaniem koni. A ja miałem indywidualną jazdę z galopującą na lonży. Dziś ma się nauczyć galopować sama, więc przyda się wolny, posłuszny koń. Taki jak Masza. Moje główne hasło tej jazdy to oczywiście 'pogoń ją, bo zaraz zwolni'. Hehe, wczułem się w rolę. Poszło gładko, następnie druga indywidualka. Jeździec bardzo zaawansowany, prawie w moim wieku, skaczący półtora metra. Można zaszaleć. Chciałem wykorzystać Aranta, ale on raczej nie będzie chciał kontrgalopować i sobie nogę zmieni...więc Rose. Wszystko poszło świetnie, dziewczyna przygotowywała się na złotą odznakę i będzie przyjeżdżać tu 2 razy w tygodniu. Więc będę pamiętał. Potem miałem grupę zaawansowaną - oczywiście same narowiste konie, nich coś się dzieje. Arant, Szarant, Rose, Okaryna, Harpon oraz Rosalett - aż sześć! Była to grupa niesamowicie odważna, jeżeli nieraz wsiadali już na wszystkie z tych koni. Oczywiście prócz poniesień, baranków, wspinań i wpadań w ściany nic nikomu się nie stało, nikt nawet nie spadł. Tak skończyłem pracę, pod wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy