PRACA
Powoli zbliżał się wieczór, właśnie siedziałam przed komputerem i przeglądałam terminy najbliższych zawodów w skokach. Nagle zadzwonił telefon.
- Hej Sophie, przepraszam, że przeszkadzam, ale mamy tutaj w stajni duży kłopot i potrzebujemy twojej pomocy. Dasz radę przyjechać?
- Tak, pewnie. - Powiedziałam niemal od razu.
- To czekamy. - Właścicielka rozłączyła się.
No i czym ja mam tam pojechać? Oj Sophie, Sophie...
Chwyciłam moją czarną torbę, zarzuciłam na ciebie grubą, za dużą, luźną, czarną bluzę i pognałam przez pola, aż nie doszłam do szosy. Zaczęłam gorączkowo łapać stopa, jednak cały czas nikt się nie zatrzymywał. Wtedy zobaczyłam samochód Logana.
- Logan! Jak dobrze, że jesteś... coś stało się w stajni, podwieziesz mnie?
- Oczywiście, zawsze, kiedy tylko chcesz. - Uśmiechnął się do mnie lekko. Wsiadłam do środka i ruszyliśmy. Chłopak podwiózł mnie pod samą stajnię.
- Nie wiem, jak ci dziękować... Muszę lecieć. Pa! - Krzyknęłam, pędząc w stronę stajni. Zerknęłam jeszcze za siebie, patrząc, jak chłopak odjeżdża. Wpadłam do stajni i zobaczyłam, że w stajni nie ma praktycznie żadnego konia. Pod pustym boksem Nimfy stała zrozpaczona Rosal.
- Uciekły! - Krzyknęła. - Została tylko Duma i Frisbby. - Dodała, wskazując na konie.
- Pojadę ich szukać. - Wyprowadziłam wysoką, umięśnioną klacz wyścigową i wdrapałam się na jej grzbiet, bez siodła i ogłowia. - Za niedługo wrócę. - Chwyciłam się grzywy klaczy i nakierowałam ją w stronę wyjścia ze stajni. Wyjechałyśmy z terenu stajni, na niebie pojawiły się gwiazdy. Wyjęłam z kieszeni spodni moją podręczną latarkę, oświetlając nią ziemię.
- Ślady kopyt... - Szepnęłam i pogoniłam klacz do galopu. Po chwili wjechałyśmy w las, jechałyśmy bardzo długo, bez śladu koni. Wtedy, nagle wyjechałyśmy na pięknej, leśnej polanie.
Na niej, trochę dalej, znajdywało się ogromne stado koni. Wśród nich rozpoznałam Rosalett i Szaranta.
- Rosalett! - Krzyknęłam, zeskakując z grzbietu Dumy. Klacz uniosła łeb i spojrzała na mnie swoim bystrym wzrokiem, po chwili ostrożnie kierując się w moją stronę. Chwyciłam za linę, którą obwiązałam sobie biodra i zawiązałam klaczy luźno na szyję. Tą samą metodą schwytałam jeszcze dominującego ogiera, Szaranta, po czym jadąc na nim zaprowadziłam wszystkie konie do swoich boksów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz