niedziela, 14 lutego 2016

Od Sophie

ROZPISKA

- Znam ten ból... - Westchnęłam ciężko. - Tak, chętnie pójdę. - Nieznacznie się uśmiechnęłam. - O której? - Zapytałam.
- Może być 15?
- Tak. Teraz wybacz, ale mam coś do załatwienia. Do zobaczenia! - Uśmiechnęłam się lekko i pomachałam do chłopaka, odchodząc w stronę stajni. Chciałam potrenować z Rosalett, bardzo dobrze się dogadywałyśmy.
- Cześć kochana. - Szepnęłam, otwierając zasuwę drzwi. Ostrożnie weszłam do boksu, a klacz przywitała mnie przyjacielskim rżeniem. Chwyciłam ją za kantar i wyprowadziłam na zewnątrz. Przypięłam ją i ruszyłam żwawym krokiem po siodło i ogłowie. Osiodłałam sprawnie klacz, po czym wyprowadziłam ją na zewnątrz. Spuściłam strzemiona, poprawiłam popręg i zwinnie wślizgnęłam się na jej grzbiet. Wyjęłam telefon.
- Dopiero 13 - Mruknęłam. Miałam jeszcze dużo czasu. Delikatnie docisnęłam łydki do boków klaczy, a ta ruszyła stępem. Wjechałyśmy na ujeżdżalnię, ustawiłam kilka małych przeszkód i wróciłam na grzbiet Rosalett. Zrobiłam rozgrzewkę, by nie narobić klaczy kontuzji. Przyspieszyłam ją do galopu, nakierowując na pierwszą przeszkodę. Byłam już gotowa do skoku, gdy klacz wyłamała się, a ja uderzyłam o drągi. Po chwili leżenia i ciężkiego oddychania podniosłam się i powoli podeszłam do klaczy.
- To moja wina... - Powiedziałam, gładząc ją po chrapach. - Spróbujemy jeszcze raz. - Włożyłam stopę w strzemię i usadowiłam się w siodle. Jeszcze raz...

Podjechałam stępem do następnej przeszkody. Klacz dokładnie ją obwąchała, zrobiłam z nią kilka kółek kłusem, po czym wróciłam do próby skoku. Tym razem pewniej przyspieszyłam klacz, poczułam, jak wdzięcznie odbija się tylnymi kopytami, a następnie ląduje. Chwyciłam wodze w jedną rękę i zaczęłam radośnie klepać klacz po szyi.
- Dobrze, Rosalett! - Wtuliłam się w jej grzywę. Nakierowałam ją na następne kilka przeszkód. Wszystkie pokonała bez zrzutki.
- Brawo! - Szeroko się uśmiechnęłam, zatrzymując klacz. Zeskoczyłam radośnie z jej grzbietu. Spojrzałam na siebie; byłam cała brudna i zakurzona, jak to po glebie. Zaprowadziłam klacz do boksu, rozsiodłałam ją i wyczyściłam, po czym ruszyłam w stronę gospody, gdzie wynajęłam pokój na kilka dni. Wzięłam prysznic i ubrałam jakieś czyste ciuchy, ogarnęłam moje wiecznie potargane włosy i ruszyłam z powrotem w stronę stajni. Felix czekał na mnie pod wielkim dębem, zaraz obok pastwiska.

<Felix?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy