ROZPISKA
Ruszyliśmy kłusem. Nissy uniosła wysoko łeb i strzeliła barana, jednak uparcie trzymałam się na jej grzbiecie i nie pozwalałam się zrzucić. Nie ukrywam jednak że były momenty, w których na prawdę się przestraszyłam. Hehe, taki ekstremalny sport. Klacz nie była jeszcze do końca ułożona, więc miała prawo odbierać niektóre sygnały w nieodpowiedni sposób. Kątem oka widziałam, jak chłopak na spokojnej kasztance uważnie mi się przygląda. Klacz uspokoiła się, i w miarę równo szła. Uff... zaczęłam już męczyć się jej figlami. Przeszliśmy do stępa. Popuściłam klaczy nieco wodze, by mogła "odpocząć" i zwiesić swobodnie głowę.
- Długo jesteś w stajni? - Zapytał Felix. Odgarnęłam grzywkę z oczu i spojrzałam na niego uważnie.
- Nie. Niedawno dołączyłam. Jednak już zdążyłam zapoznać się nieco z końmi i pozostałymi członkami. - Uśmiechnęłam się lekko. Niezbyt lubiłam tereny w tak dużych grupach, bo przeważnie nie można wtedy galopować, czy też skakać przez zwalone kłody drzew, co było dla mnie wręcz banalne i przesiąknięte nudą. Ale cóż... jazda pod każdą formą powinna być przyjemnością, a dosiad nigdy nie jest idealny.
- Długo jeździsz?
- Wychowywałam się z końmi. Moi rodzice prowadzą małą stajnię w górach. - Odparłam spokojnie.
Felix?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz