piątek, 12 lutego 2016

Od Hailie

PRACA

 Odebrałam telefon.
 -Halo?
 -Biała? Potrzebuje cię tu.
 -Kto mówi?
 -Rosal -zaśmiała się i dopiero wtedy poznałam jej głos.
 -No tak -również się zaśmiałam. -Będę za pół godziny. Pa.- rozłączyłam się.
 W rękę wzięłam torbę i spakowałam tam bryczesy i buty. Poszłam do kuchni i zrobiłam kanapki. Zawinęłam je w folię i wsadziłam do torby. Z szafki wyciągnęłam litrową butelkę truskawkowej wody. Trafiła tam gdzie reszta. Dopakowałam jeszcze kosmetyczkę i inne duperele, które miałam w reklamówce. Zobaczyłam w pobliżu rodzicielkę.
 -Mamo?
 -Co chcesz? -westchnęła.
 -Nimfa..-wyszczerzyłam zęby.
 -Nie mogę się doczekać, aż będziesz mieć osiemnastkę i odbierzesz prawko. -zaczęła narzekać.
 -Tez cię kocham- z sarkazmem powiedziałam.- Idę do sklepu po jabłka i marchewki, zaraz wracam, szykuj się.
 Wyszłam.

**

 W stajni zobaczyłam Rosal z jakąś dziewczynką.
 -Cześć Ros, jestem.
 -Cześć, niestety musiałam cię poprosić o pomoc. Liliana- wskazała dziewczynkę obok- wypuściła konie a te pouciekały.
 -Które?- zaskoczona wydusiłam z siebie.
 -Dunga, Łexi, Łezka, Rosalett, Malediva, Harpon i Wizuar. Tylko z kucy został Wogatti, który jest ogierem i był na innym pastwisku. -westchnęła.
 -Ciężko, ale złapaliście wszystkie? -dopytałam.
 -Tssa.. nie wołałbym cię gdyby były wszystkie. Zaginęła Malediva.
 -Nieciekawie -westchnęłam. -Rozumiem, że moją pracą jest jej szukanie?
 -Tak, możesz pojechać na Wogatti i poszukać w okolicy, już ją wyszykowałam.
 -Jasne dzięki, już to robię, tylko się przebiorę- tak też zrobiłam.

**

 Siedziałam już na kucysi przed stajnią w bryczesach, toczku i butach.
 -Gdzie pogalopowała? -dopytałam
 -W stronę lasu -westchnęła Ros.
 Dałam łydkę i ruszyłam stępem. Za jakiś czas gdy dotarłam do lasu ruszyłam kłusem. Nigdzie ani śladu Malediwy. W końcu miałam jakiś trop. Ślady podków. Nie wszystkie konie ze stajni mają podkowy, jednak Malediwa miała. Do tego były średniej wielkości i odciśnięte w galopie. Podążyłam tropem również galopując. Musze ją dogonić!

 Nie myliłam się ślady doprowadziły mnie do Malediwy. Przewiązany przez szyję Wogatti uwiąz zabrałam ze sobą. Powoli podeszłam do klaczy w obawie, że się spłoszy. Tak jednak nie było. Zaczepiłam ją i zadzwoniłam do Ros. Potem pojechałam stępem na Wogatti'm z uwiązem Malediwy w rewej ręce. Było ciężko, ale dałam radę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy