SPOTKANIE RODZINNE
Bardzo tęskniłem za moją Sam, nie było jej aż trzy miesiące! Dowiedziałem się przez telefon, że lądują już za dwie godziny. Gwizdnąłem więc na Afrę i Bradleya i pojechaliśmy już na lotnisko, bo to godzinę drogi stąd. Puściłem muzykę, żeby zagłuszyć trochę zakochanego w już rocznej Afrze Bradleya. Miałem też dla Yui niespodziankę. Niemałą, bo...a, niech dowie się na lotnisku.
***na lotnisku***
Z niepokojem wypatrywałem Sam. Wreszcie zobaczyłem smukłą, luźno ubraną kobietę, jeszcze nie widziałem jej twarzy. Ale się zmieniła! To z pewnością musiała być Samanta. Podbiegła do mnie z dziesięciokilowym bagażem, który postawiła obok mnie i rzuciła się w moje ramiona.
- Hej, kochanie.
Szepnąłem jej do ucha.
- Cześć...
Pocałowała mnie krótko i we wspaniałym nastroju udaliśmy się do samochodu. Zapakowała walizkę do bagażnika i wsiedliśmy do samochodu, gdzie czekały nasze psy.
- Mam ci coś do powiedzenia. Oprócz tego, że Bradley jest bardzo zakochany w Afrze, która dostała cieczki, chciałbym przedstawić Ci taki mały plan. Może założymy hodowlę owczarków niemieckich długowłosych? Mamy za nowego sąsiada, wiesz, tam gdzie się wprowadzali, faceta, który ma psa tej rasy. Nie dość, że samiec, to jeszcze jakiś mistrz mistrzów. To jak? Wchodzisz w to?
<Sam?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz